Miłość na krawędzi: Czy naprawdę jestem sama w tej walce?
– Nie dam już rady, Magda. Musisz pojechać do swoich rodziców na kilka dni – głos Pawła był cichy, ale stanowczy. Stał w kuchni, opierając się o blat, a ja tuliłam małego Jasia, który znowu płakał. Kolka. Od tygodnia. Nie spałam więcej niż dwie godziny na dobę. Paweł też wyglądał na wraka człowieka – podkrążone oczy, drżące ręce, coraz częściej wychodził na balkon zapalić, choć obiecał rzucić, kiedy dowiedzieliśmy się o ciąży.
– Serio? – zapytałam cicho, bo nie miałam już siły się kłócić. – Chcesz się nas pozbyć?
– Nie o to chodzi. Po prostu… muszę odpocząć. Ty też odpoczniesz u swoich – odpowiedział, ale jego głos był pusty.
Nie odpoczęłam. W samochodzie do rodziców płakałam razem z Jasiem. Mama przywitała mnie ciepło, ale widziałam w jej oczach pytanie: „Co się stało?” Nie chciałam mówić prawdy. Wstydziłam się. Przecież to ja miałam być tą silną, tą ogarniającą wszystko matką i żoną.
Pierwsza noc u rodziców była jeszcze gorsza niż w domu. Jaś płakał bez przerwy, a ja czułam się jak dziecko, które wróciło do mamy po pomoc. Tata próbował mnie pocieszać:
– Magdo, każdy ma czasem dość. Paweł pewnie też jest wykończony.
Ale ja nie chciałam słyszeć o Pawłowym zmęczeniu. To ja byłam z Jasiem 24 godziny na dobę. To ja karmiłam go co dwie godziny, przewijałam, nosiłam na rękach, kiedy bolał go brzuszek. Paweł wracał z pracy i… znikał w łazience albo przed komputerem.
W drugim tygodniu pobytu u rodziców zaczęły przychodzić wiadomości od teściowej:
– Paweł bardzo tęskni za Jasiem. Może powinnaś wrócić?
Zacisnęłam zęby. Nikt nie pytał, czy ja tęsknię za domem. Czy ja daję radę.
Któregoś wieczoru mama usiadła przy mnie w kuchni. Jaś w końcu zasnął po trzech godzinach noszenia.
– Magdo, musisz porozmawiać z Pawłem. Tak dalej nie może być.
– Mamo, a co jeśli on już nie chce być ojcem? Albo mężem?
Mama spojrzała na mnie z troską:
– Czasem ludzie uciekają, bo się boją. Ale nie możesz wszystkiego dźwigać sama.
Zadzwoniłam do Pawła tego samego wieczoru. Odebrał po kilku sygnałach.
– Cześć – powiedział cicho.
– Paweł… co się z nami dzieje?
Przez chwilę milczał.
– Nie wiem. Przepraszam, Magda. Po prostu… nie radzę sobie. Myślałem, że będzie inaczej.
– Myślałeś, że będzie łatwo? Że dziecko to tylko śmiech i tulenie?
Usłyszałam jego westchnienie.
– Nie wiem… Może jestem za słaby na bycie ojcem.
Poczułam gniew i żal jednocześnie.
– A ja? Myślisz, że ja jestem silna? Że nie mam ochoty czasem wyjść i nie wracać?
Rozłączyliśmy się bez rozwiązania.
Kolejne dni mijały powoli. Rodzice pomagali mi jak mogli, ale czułam się coraz bardziej samotna. Przeglądałam zdjęcia ze ślubu, z czasów kiedy byliśmy szczęśliwi. Zastanawiałam się, gdzie popełniliśmy błąd.
Po trzech tygodniach Paweł przyjechał do rodziców. Stał w progu z kwiatami i torbą pełną pieluch i chusteczek dla Jasia.
– Chcę spróbować jeszcze raz – powiedział drżącym głosem. – Przepraszam, że uciekłem.
Nie rzuciłam mu się na szyję. Patrzyłam na niego długo.
– Paweł… jeśli mamy być rodziną, musisz być ze mną nie tylko wtedy, gdy jest łatwo.
Przytaknął i pierwszy raz od dawna zobaczyłam w jego oczach łzy.
Wróciliśmy do domu razem. Było ciężko – Jaś nadal płakał po nocach, a my uczyliśmy się siebie na nowo. Były kłótnie o drobiazgi: kto przewija, kto wstaje do niego o trzeciej nad ranem. Ale zaczęliśmy rozmawiać – o strachu, o zmęczeniu, o tym, jak bardzo siebie potrzebujemy.
Czasem patrzę na Pawła i zastanawiam się: czy naprawdę można być tak samotnym we dwoje? Czy każda młoda matka czuje się czasem opuszczona nawet przez najbliższych? A może to właśnie te chwile pokazują nam prawdę o sobie i o tych, których kochamy?