Mój mąż nie chce pracować z moim ojcem, a nie może znaleźć dobrej pracy – nasza rodzina się rozpada

— Nie będę pracował u twojego ojca, rozumiesz? — Michał rzucił kubkiem o blat tak mocno, że kawa rozlała się na obrus w czerwone maki. — Nie jestem jego chłopcem na posyłki!

Stałam w kuchni, ścierając łzy razem z kawą. To już trzeci raz w tym tygodniu wracaliśmy do tej rozmowy. Michał od trzech lat nie miał stałej pracy. Najpierw był dumny, że rzucił robotę w magazynie, bo nowy kierownik — pan Zawadzki — traktował go jak powietrze i ciągle obcinał mu godziny. Ale potem… potem już nie było tak łatwo.

— Michał, ja nie chcę cię zmuszać… — zaczęłam cicho, ale on już był w furii.

— Twój ojciec mnie nienawidzi! — krzyknął. — Nigdy nie zapomniał mi tej sytuacji z wesela twojej siostry! Pamiętasz? Jak powiedziałem mu, że nie będę pił wódki z każdym przy stole?

Pamiętałam aż za dobrze. Ojciec wtedy się obraził, a potem przez pół roku nie odzywał się do nas wcale. Ale teraz… teraz oferował Michałowi pracę w swojej firmie budowlanej. Nie była to praca marzeń, ale przynajmniej dawała pewność i regularną pensję.

— Michał, mamy dwójkę dzieci. Zosia potrzebuje nowych butów na wiosnę, a Jaśka trzeba zapisać na logopedię. Ja już nie wyrabiam na dwóch etatach…

— Przestań! — przerwał mi. — Wiem, że jestem ciężarem! Ale nie będę żebrał u twojego ojca!

Wyszedł trzaskając drzwiami. Zostałam sama z ciszą i poczuciem winy. Przypomniałam sobie, jak jeszcze cztery lata temu Michał był pełen energii, miał plany, mówił o własnej firmie transportowej. Ale wszystko się posypało, gdy jego dawny szef — kolega ze studiów — został przeniesiony do Warszawy. Nowy kierownik nie dawał mu szansy.

Przez pierwsze miesiące Michał szukał pracy wszędzie: rozwoził pizzę, próbował swoich sił jako przedstawiciel handlowy, nawet przez chwilę jeździł Uberem. Ale nic nie wychodziło. Każda kolejna porażka odbierała mu pewność siebie.

Ojciec patrzył na to wszystko z boku i coraz częściej rzucał kąśliwe uwagi:

— Mężczyzna powinien utrzymać rodzinę — mówił przy niedzielnym obiedzie, patrząc na Michała z góry.

Mama próbowała łagodzić sytuację:

— Dajcie sobie czas…

Ale czas mijał, a pieniędzy było coraz mniej. Ja pracowałam jako nauczycielka w szkole podstawowej i dorabiałam korepetycjami wieczorami. Czułam się jak rozciągnięta guma — między dziećmi, mężem a rodzicami.

Pewnego wieczoru usiadłam z Michałem przy kuchennym stole.

— Może spróbuj jeszcze raz porozmawiać z tatą? On naprawdę chce ci pomóc…

Michał spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

— Twój ojciec chce mieć nade mną władzę. Będzie mi wypominał każdą złotówkę. Nie rozumiesz tego?

— Rozumiem… Ale czy nasza duma jest ważniejsza niż dzieci?

Milczał długo. W końcu wyszedł na balkon i zapalił papierosa. Patrzyłam na niego przez szybę — kiedyś był taki pewny siebie, teraz widziałam tylko cień dawnego Michała.

Następnego dnia zadzwoniła mama:

— Ojciec mówi, że jeśli Michał się zdecyduje, może zacząć od poniedziałku. Dajcie znać.

Wieczorem próbowałam jeszcze raz:

— Michał…

— Nie! — przerwał mi ostro. — Wolę być nikim niż jego podwładnym!

Wtedy coś we mnie pękło.

— A ja wolę mieć męża niż dumnego chłopca! — wykrzyczałam przez łzy.

Zosia obudziła się i zaczęła płakać. Michał wyszedł z domu i wrócił dopiero nad ranem.

Przez kolejne dni żyliśmy jak obcy ludzie. Ja chodziłam do pracy, odprowadzałam dzieci do przedszkola i szkoły, wieczorami płakałam w łazience. Michał coraz częściej wychodził z kolegami „na piwo”, wracał późno i śmierdział papierosami.

W końcu przyszło pismo z banku: zalegamy z ratą kredytu za mieszkanie. Zaczęłam panikować.

— Michał, musimy coś zrobić! Stracimy mieszkanie!

Spojrzał na mnie pustym wzrokiem.

— Może lepiej by było, gdybym po prostu odszedł…

Zamarłam. Czy naprawdę do tego doszło?

Wieczorem zadzwoniłam do taty.

— Tato… ja już nie wiem co robić…

— Córciu, ja go nie lubię, ale to twój mąż. Jeśli się zdecyduje, praca czeka. Ale jeśli nie… musicie sami sobie poradzić.

Po tej rozmowie długo siedziałam w ciemności. Przypomniałam sobie nasze początki — jak Michał śmiał się z moich żartów, jak planowaliśmy wspólne życie bez trosk i kłótni o pieniądze.

Następnego dnia usiadłam z nim jeszcze raz.

— Michał… ja cię kocham. Ale nie dam rady sama ciągnąć tego wszystkiego. Jeśli nie chcesz pracować u taty — dobrze. Ale musisz znaleźć inną pracę. Albo… musimy się rozstać.

Patrzył na mnie długo w milczeniu. Widziałam łzy w jego oczach.

— Przepraszam… zawiodłem cię — wyszeptał.

Nie wiem, co będzie dalej. Może Michał się przełamie i podejmie pracę u taty? A może odejdzie? Jedno wiem na pewno: duma potrafi zniszczyć wszystko — nawet największą miłość.

Czy naprawdę warto poświęcać rodzinę dla urażonej dumy? A może są granice kompromisu, których nigdy nie powinniśmy przekraczać?