Nie jestem opiekunką – historia Katarzyny

— Kasia, mam dla ciebie nie najlepsze wiadomości — powiedział Marek, odkładając łyżkę na talerz i spuszczając wzrok. — Z mamą jest naprawdę źle. Ma już osiemdziesiąt lat. Nie radzi sobie sama. Potrzebuje stałej opieki.

Zamarłam w pół kroku, ścierka w dłoni nagle stała się ciężka jak kamień. Przez chwilę patrzyłam na męża, jakby był kimś obcym. W mojej głowie rozbrzmiewało tylko jedno zdanie: „Nie jestem opiekunką”. Ale czy ktoś mnie o to pytał?

— Bałam się… — westchnęłam, wycierając ręce w ścierkę. — Rozmawiałeś z Jackiem? Chyba będziemy musieli znaleźć opiekunkę. Sami nie damy rady.

Marek wzruszył ramionami, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

— Jacek mówi, że nie może. Praca, dzieci, kredyt… Wiesz, jak jest. — Jego głos był cichy, ale wyczułam w nim nutę rezygnacji.

Zacisnęłam usta. Oczywiście, że wiem, jak jest. Jacek zawsze miał wymówki. Zawsze byłam tą „odpowiedzialną”, tą, która wszystko ogarnie. Ale przecież ja też mam życie! Pracuję w szkole, wracam zmęczona do domu, a tu jeszcze dom, Marek, dzieci…

W kuchni zapadła cisza. Słyszałam tylko tykanie zegara i własne myśli, które krzyczały: „Dlaczego znowu ja?”.

— Kasia… — Marek spojrzał na mnie z troską. — Wiem, że to trudne. Ale mama nie ma nikogo poza nami.

— Ma Jacka! — wybuchłam nagle. — Ma syna! Dlaczego zawsze wszystko spada na mnie? Czy ja jestem jedyną córką w tej rodzinie?

Marek spuścił wzrok. Wiedziałam, że nie odpowie.

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, a w głowie układałam scenariusze rozmów z bratem. W końcu zadzwoniłam do niego następnego dnia.

— Jacek, musimy pogadać o mamie — zaczęłam bez zbędnych uprzejmości.

— Kasia, ja naprawdę nie mogę… — zaczął od razu tłumaczyć się tonem winnego ucznia.

— A ja mogę? Myślisz, że ja mam mniej obowiązków? Że moje życie jest mniej ważne? — głos mi drżał ze złości.

— Ty zawsze lepiej sobie radziłaś…

— Bo musiałam! Ale nie dam rady sama! — przerwałam mu ostro.

Po tej rozmowie czułam się jeszcze gorzej. Z jednej strony żal mi było mamy – pamiętałam ją jako silną kobietę, która sama wychowała nas po śmierci taty. Z drugiej strony czułam narastającą złość i bezsilność wobec brata i całej tej sytuacji.

Kiedy pojechałam do mamy kilka dni później, zobaczyłam ją siedzącą przy oknie. Była taka drobna, jakby skurczyła się przez te wszystkie lata. Uśmiechnęła się na mój widok, ale w jej oczach zobaczyłam strach i smutek.

— Kasiu… dobrze, że jesteś — powiedziała cicho.

Przygotowałam jej herbatę i usiadłam obok.

— Mamo, musimy porozmawiać o przyszłości — zaczęłam delikatnie.

Mama spojrzała na mnie z rezygnacją.

— Nie chcę być ciężarem…

— Nie jesteś ciężarem — odpowiedziałam automatycznie, choć w środku czułam się rozdarta.

Przez kolejne tygodnie próbowałam pogodzić wszystko: pracę, dom, dzieci i opiekę nad mamą. Każdy dzień był walką z czasem i własnymi emocjami. Często płakałam po nocach ze zmęczenia i bezsilności.

Pewnego dnia Marek znalazł mnie siedzącą na podłodze w łazience. Płakałam cicho, żeby dzieci nie słyszały.

— Kasia… tak dalej być nie może — powiedział spokojnie, siadając obok mnie.

— Wiem… Ale co mam zrobić? Oddać mamę do domu opieki? Przecież ona tego nie przeżyje…

Marek objął mnie ramieniem.

— Musisz pomyśleć też o sobie. Jeśli się wykończysz, nikomu nie pomożesz.

Te słowa długo we mnie rezonowały. Zaczęłam szukać pomocy – rozmawiałam z sąsiadką, która kiedyś zatrudniała opiekunkę dla swojej mamy. Dzwoniłam po różnych agencjach, ale ceny były kosmiczne. Mama nie chciała słyszeć o obcej osobie w domu.

W końcu postawiłam sprawę jasno podczas rodzinnego spotkania.

— Albo dzielimy się obowiązkami wszyscy razem, albo zatrudniamy opiekunkę i składamy się na nią po równo — powiedziałam stanowczo patrząc na Jacka i Marka.

Jacek kręcił się niespokojnie na krześle.

— No dobrze… Może uda mi się przyjeżdżać raz w tygodniu…

— To za mało! — przerwałam mu ostro. — Mama potrzebuje codziennej pomocy!

W końcu ustaliliśmy grafik – każdy miał swój dzień tygodnia. Zatrudniłyśmy też panią Halinę na kilka godzin dziennie. Mama była niezadowolona, ale z czasem przyzwyczaiła się do nowej sytuacji.

Minęły miesiące. Nadal bywało ciężko – konflikty rodzinne nie znikły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Często czułam żal do brata i do siebie samej za to, że nie potrafię być „idealną córką”.

Dziś patrzę na mamę i widzę w niej nie tylko starą kobietę wymagającą opieki, ale też człowieka ze swoimi lękami i marzeniami. Zaczynam rozumieć, że nie jestem tylko czyjąś córką czy opiekunką – jestem też sobą i mam prawo do własnego życia.

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze wytrzymam? Czy można być dobrą córką i jednocześnie nie zatracić siebie? Może każdy z nas musi znaleźć własną odpowiedź na to pytanie…