„Nie wracam, choćby mi obiecywali cały świat” – historia kobiety, która uciekła od własnego życia
– Mamo, gdzie jest moja lalka? – zapytała Zosia, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Drżały mi ręce, kiedy upychałam jej ubranka do starej walizki po babci. Słyszałam w głowie głos Bojana: „Po co tyle rzeczy? Przecież i tak nigdzie nie wychodzisz.”
Wiedziałam, że mam tylko godzinę – tyle zwykle zajmowały im zakupy na rynku. Bojan i jego matka, pani Halina, zawsze wracali z siatkami pełnymi warzyw i narzekań na ceny. Ja w tym czasie miałam „odpocząć”, czyli posprzątać kuchnię i przygotować obiad. Dziś jednak nie zamierzałam gotować. Dziś zamierzałam uciec.
Zosia patrzyła na mnie z niepokojem. – Mamusiu, czemu płaczesz?
– Nic się nie dzieje, kochanie – odpowiedziałam, choć łzy same płynęły mi po policzkach. – Jedziemy do babci.
Nie miałam planu. Miałam tylko decyzję: nie wracam, choćby mi obiecywali cały świat. Przez lata żyłam jak cień we własnym domu. Bojan był dobrym człowiekiem – tak mówili wszyscy. Pracował, nie pił, nie bił. Ale nigdy mnie nie słyszał. Nigdy nie pytał, jak się czuję. Jego matka była zawsze obecna – w kuchni, w salonie, nawet w naszej sypialni, bo przecież „rodzina powinna być razem”.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy poczułam się niewidzialna. Było to na naszej drugiej rocznicy ślubu. Przygotowałam kolację, ubrałam się w sukienkę, którą sama sobie kupiłam za odłożone pieniądze. Bojan wrócił późno z pracy i nawet nie zauważył świec na stole.
– Co na obiad? – zapytał tylko, rzucając teczkę na krzesło.
– Zrobiłam twoje ulubione pierogi – odpowiedziałam cicho.
– Mama mówiła, że lepiej wychodzą jej – mruknął i poszedł do łazienki.
Od tamtej pory przestałam się starać. Każdy dzień wyglądał tak samo: śniadanie dla wszystkich, sprzątanie po wszystkich, ciche rozmowy z Zosią wieczorem, kiedy Bojan oglądał wiadomości z matką. Czułam się jak służąca we własnym domu.
Najgorsze były niedziele. Wtedy przychodziła rodzina Bojana: siostra Aneta z mężem i dwójką dzieci, brat Paweł z narzeczoną. Wszyscy rozmawiali o polityce i pieniądzach. Ja podawałam ciasto i kawę, a potem zmywałam naczynia w kuchni, słuchając śmiechów zza ściany.
Pewnego dnia pani Halina weszła do kuchni i powiedziała:
– Wiesz, Marto, powinnaś być wdzięczna. Bojan to dobry syn. Nie każda kobieta ma takie szczęście.
Uśmiechnęłam się sztucznie i skinęłam głową. W środku krzyczałam.
Zosia była moim jedynym światłem. Kiedy wieczorem tuliła się do mnie i szeptała: „Mamusiu, kocham cię”, czułam przez chwilę, że jestem ważna. Ale potem wracała rzeczywistość: Bojan niezadowolony z obiadu, matka poprawiająca mi poduszki w salonie („bo źle je układasz”), wieczne poczucie winy za wszystko.
Ostatni impuls przyszedł tydzień temu. Zosia wróciła ze szkoły zapłakana.
– Mamusiu, pani powiedziała, że mam narysować rodzinę. Ale ja nie wiem… czy babcia Halina to też moja mama?
Zamarłam. Czy naprawdę tak wygląda nasza rodzina? Czy ja jestem tylko dodatkiem do tej układanki?
Tej nocy nie spałam. Przewracałam się z boku na bok i słuchałam chrapania Bojana. W końcu podjęłam decyzję: muszę odejść. Dla siebie i dla Zosi.
Rano czekałam tylko na moment, aż wyjdą na rynek. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy: ubrania Zosi, kilka moich sukienek, zdjęcie z naszego pierwszego wspólnego wyjazdu nad morze (jeszcze wtedy byliśmy szczęśliwi), książkę kucharską mamy i ulubioną lalkę Zosi.
W samochodzie trzęsły mi się ręce tak bardzo, że ledwo trafiłam kluczykiem do stacyjki.
– Mamusiu, a tata będzie smutny? – zapytała Zosia cicho.
– Może trochę – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Ale my musimy być razem.
Droga do mamy była jak droga przez mgłę. Nie pamiętam połowy trasy. W głowie miałam tylko jedno: nie mogę się zatrzymać.
Mama otworzyła drzwi bez słowa. Przytuliła mnie mocno i pozwoliła mi płakać na swoim ramieniu tak długo, jak potrzebowałam.
– Wiedziałam, że kiedyś to zrobisz – powiedziała cicho. – Tylko żałuję, że tak długo czekałaś.
Pierwsze dni były najtrudniejsze. Bojan dzwonił co godzinę:
– Marta! Co ty wyprawiasz? Wracaj natychmiast! Przecież wszystko było dobrze!
Nie odbierałam telefonów. Pisał SMS-y:
– Zosia tęskni za domem! Mama płacze! Jak możesz nam to robić?
Ale ja wiedziałam swoje: nie wrócę. Nawet jeśli będą mi obiecywać cały świat.
Najtrudniej było wytłumaczyć wszystko Zosi.
– Mamusiu, czy już nigdy nie zobaczę taty?
– Zobaczysz, kochanie. Ale teraz będziemy mieszkać u babci.
– A babcia Halina?
– Babcia Halina zostaje z tatą.
Zosia przytuliła się do mnie mocno i zasnęła.
Dziś mija miesiąc od tamtego dnia. Bojan przestał dzwonić – podobno obraził się na dobre. Pani Halina rozpowiada po rodzinie, że „zniszczyłam jej syna”. Siostra Bojana napisała mi wiadomość: „Marta, jesteś egoistką”.
Może jestem egoistką? Może powinnam była zostać dla dobra dziecka? Ale czy dziecko naprawdę potrzebuje matki-cienia?
Czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy zrobiłam dobrze? Czy można być szczęśliwą tylko dlatego, że ktoś cię widzi? Czy wy też kiedyś czuliście się niewidzialni we własnym domu?