Nieoczekiwane dziedzictwo: Jak jeden testament rozbił moją rodzinę i zmienił całe życie

– To chyba jakiś żart… – wyszeptała mama, patrząc na mnie z niedowierzaniem. W jej oczach widziałam mieszaninę gniewu i rozpaczy. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a na blacie leżał testament pani Zofii, naszej sąsiadki z willi naprzeciwko. Notariusz właśnie skończył czytać ostatnie zdanie: „Cały mój majątek, w tym dom przy ulicy Lipowej 7, przekazuję Aleksandrze Nowak i Michałowi Nowakowi.”

Michał ścisnął moją dłoń pod stołem. Czułam, jak drży. Przez chwilę miałam wrażenie, że to wszystko dzieje się komuś innemu – jakbyśmy byli bohaterami taniego serialu. Ale to była nasza rzeczywistość. Nasza sąsiadka, starsza pani, którą odwiedzaliśmy z zakupami i herbatą, zostawiła nam pałac wart kilkadziesiąt milionów złotych. Jej własna rodzina – synowie i wnuki – nie dostali nic.

– Ola, powiedz mi… czy ty coś jej obiecałaś? – zapytała mama, głos jej się łamał. – Przecież to nienormalne! Przecież ona miała rodzinę!

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przez ostatnie dwa lata byłam dla pani Zofii kimś w rodzaju wnuczki. Po śmierci jej męża coraz częściej zapraszała mnie na herbatę, opowiadała o dawnych czasach, pokazywała stare zdjęcia. Czasem płakała, czasem się śmiała. Nigdy nie mówiła o pieniądzach.

Michał próbował załagodzić sytuację:
– Pani Zofia była samotna… Może chciała komuś podziękować za opiekę?

Ale mama nie słuchała. Wstała gwałtownie od stołu.
– Ludzie będą gadać! Że ją oszukaliście, zmanipulowaliście staruszkę! Ola… czy ty wiesz, co to znaczy?

Nie wiedziałam. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, jak bardzo zmieni się nasze życie.

Wieść o testamencie rozeszła się po osiedlu szybciej niż plotka o nowym proboszczu. Sąsiedzi zaczęli patrzeć na nas podejrzliwie. W sklepie pani Basia z warzywniaka nie podała mi reszty do ręki – rzuciła ją na ladę. Michałowi ktoś przebił oponę w samochodzie. W pracy koleżanki pytały półgębkiem: „To prawda, że jesteście teraz milionerami?”

Najgorsze przyszło jednak od rodziny pani Zofii. Jej syn, pan Marek, przyszedł do nas dwa dni po pogrzebie.

– Chciałem tylko zapytać… – zaczął spokojnie, ale w jego oczach widziałam wściekłość – …czy pani Zofia była poczytalna, kiedy pisała ten testament? Bo wiecie państwo… myśmy się nią opiekowali przez całe życie.

– Panie Marku… – zaczęłam niepewnie – ja nigdy nie prosiłam o nic…

– Ale dostała pani wszystko! – przerwał mi ostro. – Dom, ziemię, obrazy… Nawet zegarek po pradziadku! To jest niesprawiedliwe!

Nie miałam siły tłumaczyć, że dla mnie najważniejsze były rozmowy z panią Zofią, jej opowieści o wojnie i młodości w Krakowie. Że nie chciałam jej majątku.

Wkrótce przyszło wezwanie do sądu – rodzina pani Zofii podważała testament. Przez kilka miesięcy żyliśmy w zawieszeniu. Każdego dnia bałam się otworzyć skrzynkę na listy. Michał coraz częściej wychodził z domu bez słowa. Mama przestała do mnie dzwonić.

W sądzie musiałam odpowiadać na pytania obcych ludzi o najintymniejsze szczegóły naszej znajomości z panią Zofią:
– Czy była pani obecna przy sporządzaniu testamentu?
– Czy korzystała pani z pieniędzy zmarłej?
– Czy namawiała ją pani do przekazania majątku?

Czułam się jak oskarżona o najgorszą zbrodnię. Po jednej z rozpraw wróciłam do pustego domu i rozpłakałam się jak dziecko.

Michał próbował mnie pocieszać:
– Przejdziemy przez to razem. Może sprzedamy ten dom i zaczniemy gdzieś od nowa?

Ale ja wiedziałam, że nawet jeśli wygramy sprawę, już nigdy nie będziemy tacy sami.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie wnuczka pani Zofii, Ania.
– Ola… ja wiem, że babcia cię kochała. Ale dla nas to wszystko jest jak cios w serce. Mama płacze po nocach…

Nie umiałam jej odpowiedzieć. Czy mogłam oddać im dom? Czy powinnam? Przecież to nie była moja decyzja.

Po roku sąd uznał testament za ważny. Zostaliśmy właścicielami pałacu przy Lipowej 7. Ale cena była wysoka: straciłam kontakt z mamą, Michał popadł w depresję, a ja każdej nocy zastanawiałam się, czy naprawdę zasłużyliśmy na to wszystko.

Dziś siedzę w ogromnym salonie pełnym starych mebli i czuję się bardziej samotna niż kiedykolwiek.

Czy można być szczęśliwym dzięki cudzej krzywdzie? Czy majątek może naprawić to, co zostało złamane w sercu? Co wy byście zrobili na moim miejscu?