Nieproszony gość: Cień teściowej w moim domu – historia walki o własne miejsce

– Znowu przyszła bez zapowiedzi – pomyślałam, słysząc dźwięk klucza w zamku. Drzwi otworzyły się z trzaskiem i do naszego mieszkania wpadła pani Halina, matka Darka. Miała na sobie płaszcz, który zawsze pachniał jej perfumami i papierosami.

– Dzień dobry, mamo – powiedział Darek, podchodząc do niej z wymuszonym uśmiechem. Ja tylko skinęłam głową, czując jak serce wali mi w piersi.

– O, widzę, że znowu nie posprzątałaś kuchni – rzuciła od progu, nawet nie patrząc mi w oczy. – Dariuszku, ty naprawdę pozwalasz jej tak żyć? U nas w domu zawsze było czysto.

Zacisnęłam dłonie na szklance. To był kolejny raz, kiedy czułam się jak intruz we własnym domu. Darek spojrzał na mnie przepraszająco, ale nic nie powiedział. Zawsze tak było – milczał, kiedy jego matka wbijała mi kolejne szpile.

Pani Halina rozsiadła się na kanapie i zaczęła opowiadać o tym, jak to ona wszystko robiła lepiej. – Kiedy byłam młoda, miałam już dwójkę dzieci i dom na głowie. A ty? Pracujesz niby na pół etatu, a tu bałagan. Dariuszku, ty musisz ją nauczyć porządku.

Chciałam krzyknąć, że pracuję ciężko, że dom to nie muzeum, ale wiedziałam, że to nic nie da. Zamiast tego poszłam do łazienki i zamknęłam się tam na chwilę. Oparłam się o zimne kafelki i pozwoliłam łzom płynąć. Czy naprawdę nigdy nie będę dla niej wystarczająco dobra?

Wróciłam do salonu z udawaną obojętnością. Pani Halina już rozkładała swoje rzeczy na stole. – Zostanę na noc – oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Muszę przypilnować waszego mieszkania. Może w końcu nauczysz się czegoś ode mnie.

Darek spojrzał na mnie bezradnie. – Może mama zostanie tylko na kolację? – zaproponował cicho.

– Nie, Dariuszu! – przerwała mu ostro. – Ty zawsze byłeś taki miękki. Trzeba tu twardej ręki.

Czułam się coraz bardziej niewidzialna. Przez kolejne godziny słuchałam jej uwag: o moim gotowaniu („Za mało soli!”), o moim wyglądzie („W tych spodniach wyglądasz na zmęczoną”), o mojej pracy („Po co ci ta praca? Lepiej byś dzieci urodziła!”). Każde słowo wbijało się we mnie jak kolec.

Wieczorem, kiedy Darek próbował rozładować napięcie żartem, pani Halina spojrzała na niego z wyrzutem: – Ty się śmiejesz? A twoja żona nawet nie potrafi ugotować porządnego rosołu! Wstyd!

Położyłam się spać z bólem głowy i poczuciem klęski. Słyszałam przez ścianę ich rozmowę:

– Mamo, proszę cię…
– Nie proś mnie! Ja chcę dla ciebie dobrze! Ta dziewczyna cię nie szanuje.
– Mamo, ona się stara…
– Nie widzę tego! Powinieneś był wybrać kogoś lepszego.

Zasypiałam ze łzami w oczach. Czy naprawdę jestem taka zła? Czy naprawdę nigdy nie będę dla niej odpowiednia?

Następnego dnia rano pani Halina zaczęła przestawiać rzeczy w kuchni. – Tu będzie lepiej – mówiła do siebie głośno. – Ty się na tym nie znasz.

Nie wytrzymałam:
– Proszę pani, to jest mój dom. Proszę nie przestawiać moich rzeczy.
Spojrzała na mnie z pogardą:
– Twój dom? To mieszkanie kupił mój syn! Gdyby nie on, nie miałabyś gdzie mieszkać!

Poczułam, jak coś we mnie pęka.
– Proszę wyjść – powiedziałam cicho, ale stanowczo.
Darek wbiegł do kuchni:
– Co się dzieje?
– Twoja żona każe mi wyjść z własnego domu! – krzyknęła pani Halina.
Spojrzał na mnie z bólem:
– Mamo… Proszę cię…
– Widzisz? Ona cię odciąga ode mnie! To przez nią już prawie nie dzwonisz!

Wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami. Darek usiadł przy stole i ukrył twarz w dłoniach.
– Przepraszam… – wyszeptał.
Usiadłam obok niego i długo milczeliśmy.

Przez następne dni panowała cisza. Pani Halina przestała dzwonić, ale ja czułam jej cień w każdym kącie mieszkania. Bałam się kolejnej wizyty, kolejnych uwag. Zaczęłam unikać spotkań rodzinnych, tłumacząc się pracą lub złym samopoczuciem.

Darek próbował rozmawiać ze mną o dzieciach, o przyszłości, ale ja byłam zamknięta w sobie. Bałam się, że jeśli urodzę dziecko, pani Halina będzie chciała je wychowywać po swojemu. Bałam się, że nigdy nie będę miała własnego miejsca.

Pewnego wieczoru zadzwonił telefon. To była ona.
– Chciałabym porozmawiać – powiedziała chłodno.
Spotkałyśmy się w kawiarni niedaleko domu. Siedziała sztywno, patrząc gdzieś poza mnie.
– Wiem, że mnie nie lubisz – zaczęła.
– To nieprawda – odpowiedziałam cicho. – Po prostu czuję się tu obca.
Westchnęła ciężko:
– Chciałam dla syna wszystkiego najlepszego. Ty jesteś inna niż sobie wyobrażałam…
Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę w milczeniu.
– Może powinniśmy spróbować jeszcze raz? – zapytałam z nadzieją.
Nie odpowiedziała od razu.
– Może… Ale musisz wiedzieć jedno: ja nigdy nie przestanę być jego matką.

Wróciłam do domu z mieszanymi uczuciami. Czy jest dla mnie miejsce w tej rodzinie? Czy kiedykolwiek będziemy mogły żyć obok siebie bez wojny?

Czasem patrzę na Darka i zastanawiam się: czy miłość wystarczy, by pokonać cień teściowej? Czy można być szczęśliwym w domu, który trzeba dzielić z cudzymi oczekiwaniami?