Nikt Nie Mógł Przywieźć Wnuka na Weekend, Ale Niespodziewana Wizyta Zmieniła Wszystko – Historia Ojca, Który Musiał Zmierzyć Się z Samotnością

– Tato, nie dam rady przyjechać w ten weekend. Praca, wiesz jak jest – głos Michała brzmiał przez telefon sucho, niemal obco. Stałem przy oknie, patrząc na puste podwórko, gdzie kiedyś biegał mój wnuk, Kuba. Ostatni raz widziałem go pół roku temu, kiedy jeszcze miał mleczne zęby i śmiał się do rozpuku z moich żartów o bocianach.

– Rozumiem, synu. Praca ważna – odpowiedziałem, choć w środku czułem, jakby ktoś ścisnął mi serce. Odkąd Basia odeszła pięć lat temu, dom stał się za duży i za cichy. Michał mieszkał z rodziną w Berlinie, a ja zostałem sam w naszym starym domu pod Piotrkowem Trybunalskim. Każdy weekend bez rodziny był jak kolejny gwóźdź do trumny mojej samotności.

W kuchni stała jeszcze gorąca szarlotka – piekłem ją zawsze na przyjazd Kuby. Tym razem jednak nikt nie miał jej spróbować. Usiadłem przy stole i zacząłem rozmyślać o tym, gdzie popełniłem błąd. Czy byłem zbyt surowy dla Michała? Czy to przez moje wieczne narzekania wyjechał za granicę? Basia zawsze powtarzała: „Daj mu przestrzeń, Andrzej. Nie możesz go trzymać na siłę”.

Telefon zadzwonił ponownie późnym wieczorem. To była Anka, moja córka sąsiadów.

– Panie Andrzeju, wszystko w porządku? Widziałam światło do późna…

– Tak, Aniu. Dziękuję, że pytasz. Po prostu… trochę mi smutno.

– Może wpadnę jutro z ciastem? – zaproponowała.

– Nie trzeba, dziecko. Ale dziękuję.

Położyłem się spać z ciężkim sercem. W nocy śniła mi się Basia – siedziała przy stole i śmiała się z Kuby, który biegał wokół niej z drewnianym samolotem. Obudziłem się zlany potem.

Następnego dnia postanowiłem pojechać na cmentarz. Zabrałem świeże kwiaty i szarlotkę – Basia zawsze ją uwielbiała. Usiadłem na ławce przy jej grobie i zacząłem mówić do niej szeptem:

– Basieńko… Michał znowu nie przyjedzie. Kuba rośnie jak na drożdżach, ale widuję go tylko przez ekran telefonu…

Łzy same napłynęły mi do oczu. Przez chwilę miałem ochotę zadzwonić do Michała i powiedzieć mu wszystko, co leżało mi na sercu: jak bardzo mi go brakuje, jak bardzo chciałbym znów być częścią jego życia. Ale nie zrobiłem tego.

Wróciłem do domu i zastałem na wycieraczce paczkę – list od Michała. W środku była kartka z rysunkiem Kuby: „Dziadku, kocham Cię! Przyjadę wkrótce!”.

Nie wiedziałem, czy śmiać się, czy płakać.

Wieczorem usiadłem przed telewizorem, ale nie mogłem się skupić. Myśli krążyły wokół rodziny – tej utraconej i tej, która może jeszcze wróci.

Nagle usłyszałem dźwięk samochodu na podjeździe. Spojrzałem przez okno – nie wierzyłem własnym oczom. Michał wysiadł z auta, a obok niego Kuba trzymający pluszowego misia.

– Tato! – krzyknął Michał.

Wyszedłem przed dom jak we śnie.

– Co wy tu robicie?

Michał uśmiechnął się niepewnie.

– Miałem dość tej ciągłej gonitwy za pracą. Chciałem zobaczyć dom… Ciebie…

Kuba rzucił mi się na szyję.

– Dziadku! Przywiozłem Ci rysunek!

Objąłem ich obydwu tak mocno, jak tylko potrafiłem.

Wieczorem siedzieliśmy razem przy stole. Michał jadł szarlotkę i opowiadał o życiu w Berlinie – o tym, jak ciężko jest pogodzić pracę z rodziną, jak bardzo tęskni za Polską.

– Wiesz, tato… Czasem mam wrażenie, że uciekłem przed wszystkim: przed Twoimi oczekiwaniami, przed własnymi lękami…

Spojrzałem mu w oczy.

– Synu… Ja też popełniałem błędy. Chciałem dla Ciebie dobrze, ale chyba nie zawsze umiałem to okazać.

Kuba patrzył na nas wielkimi oczami.

– Dziadku, a Ty się już nie gniewasz na tatę?

Uśmiechnąłem się przez łzy.

– Nie gniewam się, Kubusiu. Nigdy się nie gniewałem…

Tej nocy długo rozmawialiśmy o przeszłości i przyszłości. Michał przyznał się do swoich obaw – bał się wracać do Polski na stałe, bał się rozczarować mnie po raz kolejny.

– Może powinniśmy częściej rozmawiać… – powiedział cicho.

– Może powinniśmy częściej być razem – odpowiedziałem.

Kiedy rano patrzyłem na śpiącego Kubę i słyszałem cichy oddech Michała z sąsiedniego pokoju, poczułem coś, czego nie czułem od lat: nadzieję.

Czy naprawdę musimy czekać na cud lub niespodziewaną wizytę, żeby powiedzieć sobie to wszystko? Czy nie lepiej byłoby po prostu zadzwonić i powiedzieć: „Tęsknię”? Co Wy o tym myślicie?