Nowe buty, nowy telefon – a ja nic nie wiem. Historia ojca, który postanowił dowiedzieć się prawdy o swojej córce

– Zosia, skąd masz te buty? – zapytałem, patrząc na jej nowe, białe sneakersy, które kosztowałyby mnie pół pensji.

Zosia nawet nie podniosła wzroku znad telefonu. – Mama mi kupiła – rzuciła od niechcenia.

Zamarłem. Od trzech lat jestem samotnym ojcem. Moja była żona, Anka, wyjechała do Niemiec i kontakt z nią jest sporadyczny. Przesyła alimenty, czasem zadzwoni na święta. Nie wierzyłem, że nagle postanowiła rozpieszczać Zosię prezentami.

– A ten telefon? – wskazałem na najnowszego Samsunga, którego nawet ja nie miałem odwagi kupić.

– Też od mamy – odpowiedziała szybko, jakby ćwiczyła tę odpowiedź w głowie.

Coś mi tu nie grało. Przez kilka dni obserwowałem Zosię. Wracała później niż zwykle, zamykała się w pokoju, rozmawiała przez komunikatory z kimś, kogo nie znałem. Zacząłem się bać. Czy to możliwe, że wpadła w złe towarzystwo? Może ktoś ją wykorzystuje?

W piątek postanowiłem ją śledzić. Czułem się jak idiota – dorosły facet skradający się za własną córką po ulicach Warszawy. Zosia szła szybkim krokiem przez osiedle, potem skręciła w stronę galerii handlowej. Schowałem się za kioskiem i patrzyłem, jak spotyka się z jakimś chłopakiem. Był starszy od niej, miał modną fryzurę i kurtkę za kilka stówek.

– Cześć, Zosieńka! – powiedział cicho, obejmując ją ramieniem.

Zamarłem. Czy to jej chłopak? Czy to on daje jej te rzeczy?

Usiedli na ławce. Chłopak wyciągnął z plecaka pudełko z nowymi słuchawkami i podał jej.

– To dla ciebie. Obiecałem – powiedział.

Zosia uśmiechnęła się szeroko i pocałowała go w policzek.

Wróciłem do domu z bijącym sercem. Nie mogłem spać całą noc. Przypomniałem sobie własną młodość – jak sam kombinowałem, żeby zaimponować dziewczynom, jak kradliśmy z kolegami drobiazgi ze sklepów. Czy moja córka wpadła w podobne bagno?

Następnego dnia postanowiłem z nią porozmawiać.

– Zosiu, musimy pogadać – zacząłem spokojnie, choć w środku wszystko we mnie wrzało.

– O czym? – zapytała podejrzliwie.

– Wiem, że te rzeczy nie są od mamy. Widziałem cię wczoraj z tym chłopakiem. Kim on jest?

Zosia pobladła. Przez chwilę milczała, potem wybuchła:

– To nie tak! On mi tylko pomaga! Tata, ty nic nie rozumiesz!

– Pomaga? W czym? Dlaczego przyjmujesz od niego takie drogie prezenty?

Zosia zaczęła płakać.

– Bo… bo ja nie chcę być gorsza od innych! Wszyscy mają markowe rzeczy, nowe telefony… Ja zawsze jestem tą biedną z klasy! On wie, jak to jest… Jego tata też wyjechał za granicę i zostawił ich z mamą. On rozumie!

Usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem.

– Zosiu… Rozumiem cię lepiej niż myślisz. Ale przyjmowanie drogich prezentów od chłopaka to nie jest rozwiązanie. Skąd on ma na to pieniądze?

Zosia spuściła wzrok.

– Pracuje po szkole w sklepie komputerowym. Czasem dostaje rabaty albo coś mu zostaje… Tata, on naprawdę chce mi pomóc.

Poczułem ulgę, ale też wstyd. Przez chwilę pomyślałem o sobie sprzed lat – jak bardzo chciałem być kimś innym niż byłem. Jak bardzo bolało mnie to poczucie bycia gorszym.

Wieczorem zadzwoniłem do Anki.

– Słuchaj, nasza córka przyjmuje drogie prezenty od chłopaka. Może powinniśmy razem z nią porozmawiać?

Anka westchnęła ciężko.

– Wiem, że ci ciężko, Piotrek. Ale ja naprawdę nie mam możliwości jej pomóc finansowo bardziej niż teraz…

– Nie chodzi o pieniądze – przerwałem jej. – Chodzi o to, żeby Zosia wiedziała, że jest dla nas ważna taka, jaka jest. Bez względu na to, co ma na sobie.

Następnego dnia usiedliśmy razem przy stole – ja, Zosia i jej chłopak Bartek. Rozmawialiśmy długo o tym, co znaczy prawdziwa wartość człowieka i jak łatwo można się pogubić w świecie pełnym presji i pozorów.

Bartek okazał się mądrym chłopakiem. Powiedział:

– Ja też kiedyś myślałem, że muszę mieć wszystko najdroższe, żeby ktoś mnie polubił. Ale potem zrozumiałem, że to nie o to chodzi…

Zosia przytuliła się do mnie i pierwszy raz od dawna poczułem, że naprawdę jesteśmy rodziną – mimo wszystkich braków i niedoskonałości.

Czasem myślę: czy gdybym sam miał więcej odwagi w młodości i nie bał się być sobą, czy moje życie wyglądałoby inaczej? Czy potrafimy nauczyć nasze dzieci akceptacji siebie w świecie pełnym porównań?

A wy? Jak rozmawiacie ze swoimi dziećmi o pieniądzach i wartości? Czy potraficie przyznać się przed nimi do własnych słabości?