„Po śmierci teściowej wszystko się zmieniło. Czy powinnam była słuchać mamy?” – Moja walka o szacunek w domu męża

— Majka, nie rób tego. Życie z rodziną męża to nie bajka — powtarzała mi mama, kiedy pakowałam walizki do domu Pawła. Wtedy wydawało mi się, że przesadza. Przecież Gabriela, moja teściowa, była dla mnie jak druga matka. To ona pierwsza przytuliła mnie, kiedy przyjechałam tu po ślubie, zagubiona i przestraszona. To ona broniła mnie przed kąśliwymi uwagami teścia i wiecznym narzekaniem szwagra. Ale dziś, stojąc w kuchni, gdzie echo jej głosu już dawno ucichło, czuję się jak intruz we własnym domu.

— Znowu przypaliłaś ziemniaki — rzucił z pogardą mój szwagier Tomek, wchodząc do kuchni bez pukania. — Mama by na to nie pozwoliła.

Zacisnęłam pięści. Chciałam odpowiedzieć, ale Paweł tylko wzruszył ramionami i zniknął w salonie. Odkąd Gabriela odeszła, wszystko się zmieniło. Nikt już nie pytał mnie, jak się czuję. Nikt nie zauważał mojej pracy ani starań. Zostałam sama między trzema mężczyznami: mężem, jego bratem i teściem. Każdy z nich miał swoje żale i oczekiwania wobec mnie.

Pamiętam dzień pogrzebu. Stałam wtedy obok Pawła, trzymając go za rękę, a łzy ciekły mi po policzkach. Gabriela była jedyną osobą w tym domu, która traktowała mnie jak człowieka. Po jej śmierci dom stał się zimny, pełen pretensji i niewypowiedzianych żalów.

— Majka, musisz się bardziej starać — powiedział Paweł kilka tygodni później, kiedy próbowałam porozmawiać z nim o tym, jak się czuję. — Tata jest w żałobie, Tomek też. Nie możesz być taka drażliwa.

— A ja? — zapytałam cicho. — Czy ktoś pyta, jak ja się czuję?

Spojrzał na mnie z irytacją.

— Ty zawsze musisz robić z siebie ofiarę.

Od tamtej pory przestałam mówić o swoich uczuciach. Zaczęłam chodzić na palcach po domu, żeby nikomu nie przeszkadzać. Gotowałam obiady według starych przepisów Gabrieli, sprzątałam tak, jak ona lubiła. Ale i tak zawsze coś było nie tak.

— Znowu zostawiłaś naczynia w zlewie — rzucił teść pewnego wieczoru.

— Przepraszam, zaraz je umyję — odpowiedziałam automatycznie.

Czułam się jak służąca. Czasem miałam ochotę wyjść i nigdy nie wrócić. Ale gdzie miałabym pójść? Mama miała rację — życie z rodziną męża to nie bajka.

Najgorsze były wieczory. Siedziałam wtedy sama w sypialni i słuchałam śmiechu Pawła i Tomka dobiegającego z salonu. Czułam się wykluczona, jakby mój głos już się nie liczył. Próbowałam rozmawiać z Pawłem o wyprowadzce, ale zawsze kończyło się kłótnią.

— Nie możemy zostawić taty samego — mówił stanowczo. — Poza tym tu jest nasz dom.

Ale czy to naprawdę był mój dom? Czy kiedykolwiek był?

Pewnego dnia zadzwoniła mama.

— Majka, słyszysz jak brzmisz? — zapytała z troską w głosie. — Ty już nawet nie jesteś sobą.

Zacisnęłam usta. Miała rację. Odkąd Gabriela odeszła, straciłam siebie. Stałam się cieniem kobiety, którą byłam kiedyś — radosną, pełną marzeń dziewczyną.

Wszystko zmieniło się pewnego niedzielnego popołudnia. Siedziałam w kuchni i płakałam cicho nad stertą brudnych naczyń. Nagle wszedł Tomek.

— Znowu beczysz? — zapytał z ironią.

Nie wytrzymałam.

— Dość! — krzyknęłam przez łzy. — Mam już dosyć tego traktowania! Nie jestem waszą służącą!

Tomek spojrzał na mnie zdziwiony, a Paweł wbiegł do kuchni.

— Co tu się dzieje?

— To ja się pytam! — odpowiedziałam drżącym głosem. — Od roku próbuję być dla was dobra, ale wy tylko wymagacie i krytykujecie! Czy ktoś z was choć raz zapytał mnie, jak się czuję?

Zapadła cisza. Teść odwrócił wzrok, Tomek wyszedł bez słowa, a Paweł patrzył na mnie z niedowierzaniem.

— Może powinniśmy porozmawiać — powiedział cicho po chwili.

Usiedliśmy razem przy stole. Po raz pierwszy od dawna powiedziałam mu wszystko: o swojej samotności, o tęsknocie za normalnością, o tym, że czuję się tu obca.

— Nie wiedziałem… — wyszeptał Paweł. — Myślałem, że sobie radzisz.

— Nie radzę sobie — odpowiedziałam szczerze. — Potrzebuję twojego wsparcia.

Od tego dnia zaczęło się powoli zmieniać. Paweł zaczął bardziej mnie wspierać, a nawet rozmawiał z ojcem i Tomkiem o tym, żeby traktowali mnie z szacunkiem. Ale rany zostały i długo jeszcze będą się goić.

Dziś mija rok od śmierci Gabrieli. Wciąż czuję jej brak i często myślę o słowach mamy: „Życie z rodziną męża to nie bajka”. Może powinnam była jej posłuchać? A może każda z nas musi przejść swoją drogę i nauczyć się walczyć o siebie?

Czy naprawdę można znaleźć swoje miejsce tam, gdzie nikt na ciebie nie czeka? Czy warto walczyć o szacunek w domu męża – nawet jeśli czasem wydaje się to walką z wiatrakami?