Słowo, które uratowało moją córkę – historia o zaufaniu i rodzinnych sekretach
– Mamo, czy mogłabyś mi przynieść tę niebieską książkę z półki? – Lena powiedziała to przez telefon, a ja poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. To było nasze tajne słowo – „niebieska książka”. Ustaliłyśmy je dawno temu, kiedy Lena miała dziewięć lat i bała się zostawać sama w domu. Miało być sygnałem, że coś jest nie tak, że potrzebuje pomocy. Teraz miała siedemnaście lat i nigdy wcześniej go nie użyła.
Zamarłam na chwilę, stojąc w kuchni z ręką na kubku gorącej herbaty. W tle słyszałam głos mojego męża, Pawła, który rozmawiał przez telefon w salonie. Lena była u swojej przyjaciółki, Julki, a przynajmniej tak mi powiedziała rano. Coś jednak w jej głosie – drżącym, cichym – sprawiło, że poczułam lodowaty strach.
– Oczywiście, kochanie – odpowiedziałam spokojnie, starając się nie zdradzić paniki. – Zaraz będę.
Odłożyłam słuchawkę i przez chwilę nie mogłam się ruszyć. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy przesadzam? Może Lena po prostu się wygłupia? Ale znałam ją. Wiedziałam, że nie użyłaby tego słowa bez powodu.
Wybiegłam z domu, nawet nie tłumacząc się Pawłowi. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę bloku Julki. Po drodze zadzwoniłam do niej, ale nie odbierała. Próbowałam jeszcze raz – nic. Zatrzymałam się pod klatką i wbiegłam po schodach na czwarte piętro. Drzwi otworzyła mi mama Julki, pani Teresa.
– Dzień dobry, czy Lena jest u Julki? – zapytałam zdyszana.
Pani Teresa spojrzała na mnie zaskoczona. – Nie, Julka jest sama w domu. Lena wyszła godzinę temu.
Serce zaczęło mi walić jak młotem. Wybiegłam na klatkę i zadzwoniłam do Pawła.
– Paweł, Lena nie jest u Julki! Muszę jej szukać!
– Co ty wygadujesz? Przecież mówiłaś, że tam poszła! – krzyknął zirytowany.
– Użyła naszego słowa! Tego słowa! – wrzasnęłam do słuchawki.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Może przesadzasz…
– Nie! – przerwałam mu. – Jadę na policję.
W komisariacie przyjęli mnie z rezerwą. „Nastolatki często uciekają”, „Może pokłóciły się z koleżanką”… Ale ja wiedziałam swoje. Pokazałam policjantowi wiadomości od Leny i wyjaśniłam znaczenie „niebieskiej książki”. Po godzinie poszukiwań dostaliśmy informację: Lena została zauważona w okolicach starego parku na obrzeżach miasta.
Kiedy ją znalazłam, siedziała skulona na ławce, zapłakana. Obok niej stał chłopak – Bartek, jej chłopak od kilku miesięcy. Policjant rozmawiał z nim spokojnie, ale Lena rzuciła mi się na szyję i zaczęła szlochać:
– Mamo… on… on nie chciał mnie wypuścić z mieszkania…
Zamarłam. Bartek patrzył na mnie z pogardą.
– Przesadzasz! Chciałem tylko pogadać!
Policjant odciągnął go na bok. Lena trzęsła się cała.
– Bałam się… On zamknął drzwi na klucz… Nie mogłam wyjść…
Przytuliłam ją mocno i poczułam ulgę pomieszaną z wściekłością. Jak mogłam nie zauważyć wcześniej? Przecież Lena ostatnio była cicha, zamyślona…
Wróciłyśmy do domu późnym wieczorem. Paweł czekał na nas w kuchni. Spojrzał na mnie z wyrzutem:
– Naprawdę musiałaś robić taki cyrk? Przecież to tylko młodzieńcza sprzeczka!
Zamarłam. Lena schowała się za moimi plecami.
– Paweł… ona była zamknięta w mieszkaniu przez chłopaka! Nie rozumiesz?
– A może sama go sprowokowała? Dziewczyny teraz są różne…
Poczułam, jak coś we mnie pęka.
– Jak możesz tak mówić?! To twoja córka!
Lena zaczęła płakać jeszcze mocniej. Wtedy po raz pierwszy od lat podniosłam głos na Pawła:
– Jeśli nie potrafisz jej zaufać i stanąć po jej stronie, to może lepiej będzie, jeśli się wyprowadzisz!
Zapadła cisza. Paweł wyszedł trzaskając drzwiami.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Lena spała ze mną w jednym łóżku, bała się wychodzić sama do szkoły. Paweł milczał albo rzucał kąśliwe uwagi. W końcu usiadłyśmy razem przy stole i zaczęłyśmy rozmawiać – o wszystkim: o Bartku, o strachu, o tym, jak ważne jest mieć kogoś, komu można zaufać bezwarunkowo.
Po tygodniu Paweł wrócił do rozmowy. Przeprosił Lenę i mnie, choć czułam, że robi to bardziej dla świętego spokoju niż z przekonania. Ale wiedziałam już jedno: nigdy więcej nie pozwolę nikomu podważać mojego zaufania do córki.
Dziś Lena jest silniejsza niż kiedykolwiek. Chodzi na terapię, powoli odzyskuje spokój. Nasza relacja stała się jeszcze bliższa – wiem, że zawsze będziemy miały siebie nawzajem.
Czasem zastanawiam się: ile matek ignoruje sygnały swoich dzieci? Ile rodzin rozpada się przez brak zaufania i rozmowy? Czy naprawdę musimy czekać na tragedię, żeby zacząć słuchać siebie nawzajem?