To, co uważałem za słuszne – Jak jedna decyzja rozbiła moją rodzinę
– Nie wierzę ci, Paweł! – krzyknęła Marta, rzucając kluczami o stół. Jej głos drżał, a w oczach błyszczały łzy. Stałem w przedpokoju, z torbą w ręku, i patrzyłem, jak moja żona rozpada się na moich oczach. Nasza córka, Zosia, schowała się za drzwiami swojego pokoju, słyszałem jej cichy płacz. W tej chwili wiedziałem, że wszystko się zmieniło.
To był zwykły piątkowy wieczór. Wracałem z pracy później niż zwykle, bo szef znowu kazał mi zostać na nadgodzinach. W głowie miałem tylko jedno: jak powiedzieć Marcie o tym, co zrobiłem. O decyzji, która miała nas uratować, a ostatecznie nas pogrążyła.
– Musiałem to zrobić – powiedziałem cicho, nie patrząc jej w oczy. – Nie mieliśmy wyjścia.
Marta spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Sprzedałeś mieszkanie bez mojej zgody? Nasz dom? Paweł, jak mogłeś?
Wiedziałem, że to ją zaboli. Ale długi rosły, komornik już pukał do drzwi. Myślałem, że jeśli sprzedam mieszkanie i spłacę wszystko, zaczniemy od nowa. Wynajmiemy coś mniejszego, odbijemy się od dna. Przecież rodzina to nie ściany, tylko ludzie – powtarzałem sobie przez tygodnie.
Ale Marta nie widziała tego tak samo. Dla niej ten dom był wszystkim – miejscem, gdzie wychowała się Zosia, gdzie świętowaliśmy urodziny i Boże Narodzenie, gdzie wisiały zdjęcia jej rodziców. Dla mnie to była tylko nieruchomość obciążona kredytem.
– Nie rozumiesz… – próbowałem tłumaczyć. – Gdybyśmy tego nie zrobili, stracilibyśmy wszystko. Komornik zabrałby nam nawet meble.
– Ale nie miałeś prawa decydować za nas! – krzyknęła Marta. – Zosia jest przerażona! Ja… ja nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć.
Wtedy Zosia wybiegła z pokoju i rzuciła mi się na szyję. – Tato, nie chcę się wyprowadzać! Tu są moje koleżanki! – płakała rozpaczliwie.
Objąłem ją mocno, czując jak serce mi pęka. Próbowałem być silny dla nich obu, ale czułem się jak zdrajca.
Następne dni były koszmarem. Marta przestała ze mną rozmawiać. Chodziła po mieszkaniu jak cień, pakując rzeczy do kartonów. Zosia zamknęła się w sobie, przestała jeść i chodzić na zajęcia dodatkowe. Moja matka zadzwoniła i zaczęła mnie oskarżać:
– Pawle, co ty najlepszego zrobiłeś? Marta do mnie dzwoniła. Jak mogłeś sprzedać dom bez jej wiedzy? Przecież to nie jest twoja własność!
– Mamo, musiałem…
– Nie tłumacz się! Zawsze byłeś egoistą!
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez całe życie starałem się być odpowiedzialny – dla rodziny, dla siebie. Ojciec odszedł od nas, gdy miałem dziesięć lat. Obiecałem sobie wtedy, że nigdy nie zostawię swoich bliskich w potrzebie.
Ale czy właśnie tego nie zrobiłem?
Przeprowadzka była upokarzająca. Z wynajętego mieszkania na obrzeżach Warszawy dojeżdżałem do pracy dwie godziny dziennie. Marta znalazła pracę w sklepie spożywczym, chociaż wcześniej była nauczycielką w liceum. Zosia zamknęła się w sobie jeszcze bardziej – zaczęła mieć problemy w szkole, nauczycielka wezwała nas na rozmowę:
– Państwa córka jest bardzo zamknięta w sobie. Czy coś się dzieje w domu?
Spojrzałem na Martę, ale ona tylko spuściła wzrok.
Wieczorami siedziałem sam w kuchni i patrzyłem na stare zdjęcia z czasów, gdy byliśmy szczęśliwi. Próbowałem rozmawiać z Martą:
– Przepraszam… Wiem, że cię zawiodłem.
– Nie chodzi tylko o mieszkanie – odpowiedziała cicho. – Chodzi o to, że nie potrafisz ze mną rozmawiać. Zawsze wszystko robisz po swojemu.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Może miała rację? Może zawsze byłem samotnikiem?
Z czasem między nami było coraz gorzej. Marta zaczęła wracać późno z pracy, coraz częściej wychodziła z koleżankami. Zosia zamknęła się w swoim świecie – komputer stał się jej jedynym przyjacielem.
Pewnego dnia wróciłem do domu i zobaczyłem walizki przy drzwiach.
– Wyprowadzamy się do mamy – powiedziała Marta bez emocji. – Potrzebujemy spokoju.
Nie próbowałem ich zatrzymać. Wiedziałem, że przegrałem wszystko.
Od tamtej pory minął rok. Mieszkam sam w kawalerce na Pradze. Pracuję jeszcze więcej niż kiedyś – może dlatego, żeby nie myśleć o tym, co straciłem. Czasem dzwonię do Zosi, ale rozmowy są krótkie i pełne niezręczności.
Ostatnio spotkałem Martę na ulicy. Była z nowym partnerem. Uśmiechnęła się do mnie smutno.
– Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz – powiedziałem cicho.
Nie odpowiedziała.
Często zastanawiam się nocami: czy naprawdę miałem wybór? Czy gdybym postąpił inaczej, bylibyśmy teraz razem? Czy jedno dobre serce wystarczy, żeby uratować rodzinę?
A wy… czy kiedykolwiek podjęliście decyzję, która zmieniła wszystko? Czy można naprawić to, co się rozpadło?