Tydzień, który zmienił wszystko: Historia Haliny, Zosi i nieoczekiwanej wizyty
– Nie martw się, długo nie zostanę. Przeżyję tydzień, dwa, aż znajdę mieszkanie. Mam nadzieję, że mnie nie wyrzucisz? – głos mojej siostry, Marii, rozbrzmiał w kuchni z nutą niepewności i wymuszonego żartu. Stała w progu z walizką, a ja poczułam znajome ukłucie w żołądku. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe.
Postawiłam na stole śniadanie – jajecznicę z cebulą i świeże bułki – i poszłam obudzić Zosię. Moja osiemnastoletnia wnuczka uwielbiała spać do późna, a dziś wyjątkowo nie chciała wstać.
– Zosia, wstawaj. Spóźnisz się na wykłady – powiedziałam, lekko potrząsając jej ramieniem.
– Jeszcze pięć minut… – zamruczała i naciągnęła koc na głowę.
– Znowu siedziałaś do północy przy komputerze? – zapytałam z wyrzutem.
– Miałam projekt do oddania… – odparła niewyraźnie.
Westchnęłam ciężko. Ostatnio wszystko było na mojej głowie: dom, rachunki, Zosia i teraz jeszcze Maria. Moja siostra zawsze była tą bardziej beztroską. Przez lata mieszkała za granicą, a teraz wróciła do Polski z powodu rozwodu. Nie miała dokąd pójść.
Wróciłam do kuchni. Maria już rozpakowywała swoje rzeczy na stole.
– Halina, masz może trochę kawy? Bez niej nie funkcjonuję – rzuciła z uśmiechem.
– Jest w szafce nad zlewem – odpowiedziałam chłodno.
Przez pierwsze dni starałam się być gościnna. Maria opowiadała o swoim życiu w Niemczech, o byłym mężu, o tym, jak bardzo tęskniła za Polską. Ale z każdym dniem jej obecność zaczynała mi ciążyć coraz bardziej. Zosia była wyraźnie niezadowolona z nowej sytuacji.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich kłótnię w pokoju Zosi.
– Ciociu, możesz nie ruszać moich rzeczy? – krzyczała Zosia.
– Chciałam tylko posprzątać! – odparła Maria.
– Nie potrzebuję pomocy! To mój pokój!
Zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. Wiedziałam, że muszę coś zrobić, ale nie miałam siły na kolejne konflikty. Sama ledwo wiązałam koniec z końcem. Emerytura ledwo starczała na rachunki i jedzenie. Ostatnio nawet musiałam pożyczyć pieniądze od sąsiadki na leki.
Maria jednak nie spieszyła się z wyprowadzką. Mijał tydzień za tygodniem, a ona codziennie wracała z kolejnymi wymówkami.
– Wiesz, Halina, rynek mieszkaniowy jest teraz okropny… Ceny wynajmu zwariowały! – tłumaczyła się któregoś ranka.
– Może powinnaś poszukać czegoś dalej od centrum? – zasugerowałam ostrożnie.
– Ale ja nie znam miasta… Boję się sama mieszkać – odpowiedziała cicho.
Zaczęłam czuć się jak intruz we własnym domu. Maria przejęła kuchnię, przestawiała moje rzeczy, narzekała na stare meble i wiecznie otwarte okno w łazience. Zosia zamknęła się w sobie i coraz częściej wychodziła z domu bez słowa.
Pewnego popołudnia wróciłam ze sklepu i zobaczyłam Marię siedzącą przy stole z butelką wina.
– Halina, usiądź ze mną. Muszę pogadać – powiedziała nagle poważnie.
Usiadłam naprzeciwko niej. W jej oczach zobaczyłam łzy.
– Przepraszam cię za wszystko… Wiem, że ci przeszkadzam. Ale naprawdę nie mam nikogo innego… Boję się być sama. Boję się przyszłości – wyszeptała.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez chwilę poczułam współczucie, ale zaraz potem wrócił gniew. Dlaczego zawsze to ja muszę być tą silną? Dlaczego nikt nie pyta mnie o zdanie?
Następnego dnia doszło do wybuchu. Zosia wróciła do domu zapłakana.
– Babciu, ja już tego nie wytrzymam! Ciocia cały czas mnie krytykuje! Mówi, że jestem leniwa i niewdzięczna! – krzyczała przez łzy.
Maria wyszła z pokoju z miną obrażonej królowej.
– Próbuję tylko pomóc tej dziewczynie! Ty ją rozpieszczasz! – rzuciła w moją stronę.
– Dość! – krzyknęłam tak głośno, że aż sama się przestraszyłam swojego głosu. – To jest mój dom! Moje zasady! Jeśli ci się nie podoba, możesz się wyprowadzić!
Zapadła cisza. Maria spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Zosia uciekła do swojego pokoju.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Czułam się winna i wyczerpana. Czy naprawdę postąpiłam słusznie? Czy powinnam była być bardziej cierpliwa?
Następnego dnia Maria zaczęła pakować swoje rzeczy w milczeniu. Nie patrzyłyśmy sobie w oczy. Po południu wyszła bez słowa pożegnania.
Zosia przyszła do mnie i przytuliła mnie mocno.
– Babciu… Dziękuję ci – szepnęła.
Patrzyłam przez okno na szare ulice Warszawy i zastanawiałam się: czy rodzina zawsze musi ranić najbardziej? Czy można być jednocześnie silnym i dobrym dla innych? Może czasem trzeba postawić granice nawet najbliższym? Co wy byście zrobili na moim miejscu?