Wyjechałem do Niemiec, by utrzymać rodzinę. Po powrocie nie poznałem własnego domu… Czy to ja jestem winny, czy ona?
– Darek, nie rozumiesz, jak tu było ciężko! – krzyknęła Anka, trzaskając drzwiami od kuchni. Stałem w progu naszego mieszkania na osiedlu w Radomiu, z walizką w ręku i sercem ściśniętym jak nigdy dotąd. Wróciłem po sześciu miesiącach harówki na budowie w Monachium, z kieszeniami pełnymi euro i głową pełną planów na lepsze jutro. Zamiast uśmiechu i ciepłego obiadu, przywitały mnie rachunki, listy z banku i chłód w oczach własnej żony.
Jeszcze na dworcu wyobrażałem sobie, jak Anka rzuca mi się na szyję, a dzieci – Ola i Michał – śmieją się i pytają o prezenty. Zamiast tego Ola zamknęła się w pokoju z telefonem, a Michał nawet nie oderwał wzroku od komputera. „Tata wrócił” – rzuciła Anka bez emocji, jakby mówiła o listonoszu.
Usiadłem przy stole, a ona zaczęła wyliczać: – Przyszedł komornik, bo nie zapłaciłam za prąd. Musiałam kupić nowe buty dla dzieci, bo stare się rozleciały. No i ta lodówka… zepsuła się na dobre, musiałam wziąć raty.
– Ale przecież wysyłałem ci pieniądze co miesiąc! – przerwałem jej z niedowierzaniem. – Gdzie one są?
Anka spojrzała na mnie z wyrzutem: – Myślisz, że wszystko tu jest za darmo? Ty tam miałeś spokój, a ja musiałam ogarniać wszystko sama! Nie masz pojęcia, jak to jest…
Zacisnąłem pięści pod stołem. Przez pół roku spałem po cztery godziny dziennie, pracowałem po dwanaście godzin na mrozie i deszczu. Każde euro oglądałem dwa razy, zanim je wydałem na siebie. A tu? W lodówce światło, w portfelu pustka.
Wieczorem usiadłem z Olą. Miała 14 lat i patrzyła na mnie jak na obcego.
– Cześć, córeczko. Co u ciebie?
– Nic – mruknęła, nie odrywając wzroku od ekranu.
– Tęskniłaś?
Wzruszyła ramionami.
– Mama mówiła, że wyjechałeś, bo nie chciałeś być z nami.
Zatkało mnie. Przecież robiłem to dla nich! Dla niej! Dla Michała! A teraz czuję się jak intruz we własnym domu.
W nocy nie mogłem zasnąć. Słyszałem przez ścianę cichy płacz Anki. Chciałem do niej pójść, przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale coś mnie powstrzymało – duma? Żal? Strach?
Następnego dnia poszedłem do banku sprawdzić stan konta. Okazało się, że na koncie wspólnym zostało ledwie kilkaset złotych. Reszta poszła na raty, rachunki i… nie wiadomo co jeszcze. Zapytałem Ankę:
– Możesz mi pokazać wydatki? Chcę wiedzieć, co się stało z pieniędzmi.
Wybuchła płaczem:
– Ty myślisz tylko o kasie! A ja tu byłam sama! Wszystko na mojej głowie! Dzieci chorowały, Ola miała problemy w szkole… Ty byłeś daleko!
Próbowałem ją objąć, ale odepchnęła mnie:
– Może teraz ty zostań z dziećmi! Ja też chcę odpocząć! Może pojadę do Niemiec i zobaczysz, jak to jest!
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Przecież nie chciałem jej krzywdy. Chciałem tylko zapewnić rodzinie lepsze życie. Ale czy naprawdę ją zostawiłem? Czy byłem egoistą?
Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Michał milczał, Ola przewracała oczami.
– Słuchajcie – zacząłem niepewnie – wiem, że było wam ciężko beze mnie. Ale ja też nie miałem lekko. Może spróbujemy razem coś zmienić?
Anka spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem:
– Ja już nie mam siły walczyć sama.
– To może… może teraz ty pojedziesz do pracy za granicę? Ja zostanę z dziećmi.
Zapanowała cisza. Ola spojrzała na matkę z przerażeniem:
– Mamo, nie zostawiaj nas!
Anka zaczęła płakać:
– Ja już nie wiem, co robić…
Przez kolejne dni atmosfera była ciężka jak nigdy wcześniej. Każdy dzień przynosił nowe pretensje i żale. Zacząłem szukać pracy w Polsce, ale pensje były śmiesznie niskie w porównaniu do tego, co zarabiałem w Niemczech.
Pewnego wieczoru usłyszałem rozmowę dzieci:
– Wolałbyś, żeby tata znowu wyjechał? – zapytała Ola.
– Nie wiem… wtedy przynajmniej mama była spokojniejsza – odpowiedział Michał.
Serce mi pękło. Czy naprawdę moja obecność jest dla nich ciężarem?
Postanowiłem porozmawiać szczerze z Anką:
– Może powinniśmy pójść do doradcy rodzinnego? Boję się, że się pogubiliśmy.
Spojrzała na mnie przez łzy:
– Ja też się boję… Ale spróbujmy.
Dziś mija miesiąc od mojego powrotu. Jest ciężko – uczymy się siebie na nowo. Rozmawiamy więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Anka znalazła dorywczą pracę w sklepie spożywczym; ja łapię fuchy na budowie i wieczorami pomagam dzieciom w lekcjach.
Czasem patrzę na naszą rodzinę i zastanawiam się: czy naprawdę można odbudować zaufanie po tylu rozczarowaniach? Czy da się jeszcze być razem mimo tylu ran?
Może ktoś z was też przez to przechodził? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę?