Zdradzona przez własną matkę: Moja walka o prawdę i dziedzictwo po ojcu

– Nie rozumiesz, Marto! To wszystko było dla twojego dobra! – krzyknęła mama, a jej głos odbił się echem od ścian naszego starego mieszkania na Pradze. Stałam w korytarzu, ściskając w dłoni kopertę z testamentem ojca. Ręce mi drżały, a serce waliło jak oszalałe.

– Dla mojego dobra? – powtórzyłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Ukradłaś mi wszystko, co po nim zostało! Nawet nie pozwoliłaś mi się pożegnać!

Mama odwróciła wzrok. W jej oczach zobaczyłam cień winy, ale zaraz potem pojawił się chłód, którego nigdy wcześniej u niej nie widziałam.

Wszystko zaczęło się pół roku temu, kiedy tata nagle zmarł na zawał. Był moim bohaterem – cichym, spokojnym człowiekiem, który zawsze miał dla mnie czas. Po jego śmierci świat się zatrzymał. Przez kilka tygodni żyłam jak w transie, nie mogąc uwierzyć, że już nigdy nie usłyszę jego głosu. Mama była wtedy dziwnie spokojna. Zajęła się formalnościami, nie dopuszczając mnie do niczego.

Pewnego dnia znalazłam w szufladzie ojca kopertę zaadresowaną do mnie. W środku był testament. Tata zostawił mi mieszkanie po dziadkach w Mińsku Mazowieckim oraz oszczędności na koncie. Byłam w szoku – o niczym nie wiedziałam. Pobiegłam do mamy z pytaniami.

– To nie twoja sprawa – powiedziała chłodno. – Twój ojciec nie rozumiał, jak działa życie. Ty jesteś jeszcze za młoda na takie rzeczy.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Przez kolejne tygodnie próbowałam rozmawiać z mamą, ale ona zamykała się w sobie. Zaczęły się kłótnie. Czułam się jak intruz we własnym domu.

Pewnego wieczoru podsłuchałam rozmowę mamy przez telefon:

– Tak, wszystko już załatwione. Marta niczego się nie domyśla…

Serce mi zamarło. Następnego dnia poszłam do notariusza. Okazało się, że mama przepisała mieszkanie na siebie tuż po śmierci taty, fałszując mój podpis na dokumentach. Oszczędności zniknęły z konta.

Zgłosiłam sprawę na policję. Mama była wściekła.

– Jak mogłaś to zrobić własnej matce?! – krzyczała. – Przecież to ja cię wychowałam!

– A ty mnie okradłaś! – odpowiedziałam drżącym głosem.

Rodzina podzieliła się na dwa obozy. Ciotka Basia stanęła po mojej stronie:

– Zawsze wiedziałam, że twoja matka jest zdolna do wszystkiego…

Ale babcia broniła mamy:

– Nie rozumiesz, ile ona przeszła! Twój ojciec ją zdradzał, miała prawo się zabezpieczyć!

Byłam rozdarta. Z jednej strony czułam gniew i żal do mamy, z drugiej – współczucie i poczucie winy. Czy naprawdę mogłam ją oskarżać? Przecież to ona została sama z długami po tacie…

Przez kolejne miesiące żyłam w zawieszeniu. Nie rozmawiałyśmy z mamą. Każde spotkanie kończyło się awanturą lub milczeniem pełnym wyrzutów.

Pewnego dnia dostałam list od prawnika: „Sąd oddalił pani roszczenia wobec matki z powodu braku wystarczających dowodów fałszerstwa”.

Zawalił mi się świat.

Zaczęłam pić. Rzuciłam studia na UW. Przyjaciele odwrócili się ode mnie – nikt nie chciał słuchać o moich problemach rodzinnych.

W końcu trafiłam do psychologa.

– Marta, musisz sobie odpowiedzieć na jedno pytanie: czy chcesz walczyć o prawdę za wszelką cenę, czy chcesz odzyskać spokój?

Nie wiedziałam.

Po roku od śmierci taty spotkałam mamę na cmentarzu.

– Przepraszam – powiedziała cicho, patrząc na grób ojca. – Nie umiałam inaczej… Bałam się zostać sama.

Nie odpowiedziałam jej wtedy nic. Stałyśmy obok siebie jak dwie obce kobiety połączone tylko wspólną stratą.

Dziś mieszkam w wynajmowanym pokoju na Ochocie. Pracuję w kawiarni i próbuję poukładać swoje życie na nowo. Czasem myślę o tym mieszkaniu w Mińsku Mazowieckim i o tym, co by było, gdyby mama postąpiła inaczej.

Czy można wybaczyć komuś, kto cię zdradził najbardziej? Czy rodzina to zawsze bezpieczeństwo? A może czasem trzeba odejść i zacząć wszystko od nowa?