Zemsta babci na ekspedientce – historia, która zmieniła moje życie
– Proszę pani, niech pani nie dotyka tych bułek! – usłyszałam ostrym tonem, zanim jeszcze zdążyłam sięgnąć po chrupiącą kajzerkę.
Zamarłam z ręką w powietrzu. W sklepie spożywczym na rogu ulicy, gdzie byłam codziennie od ponad dwudziestu lat, ekspedientka – młoda, zadziorna dziewczyna o imieniu Kasia – patrzyła na mnie z wyższością. Wokół mnie ludzie zaczęli się rozglądać, a ja poczułam, jak policzki płoną mi ze wstydu.
– Przepraszam… – wymamrotałam, cofając dłoń. – Chciałam tylko sprawdzić, czy są świeże.
– Od tego jest obsługa! – Kasia przewróciła oczami i odwróciła się do kolejnej klientki. – Następny!
Wyszłam ze sklepu z głową spuszczoną. Przez całą drogę do domu czułam się upokorzona. Jak ona mogła tak mnie potraktować? Przecież jestem stałą klientką! Zawsze byłam uprzejma, nawet gdy musiałam czekać w kolejce po kilkanaście minut. A teraz…
W domu usiadłam przy kuchennym stole i zaczęłam płakać. Mój wnuk Michał wszedł do kuchni i spojrzał na mnie z troską.
– Babciu, co się stało?
Opowiedziałam mu wszystko, a on tylko wzruszył ramionami.
– Nie przejmuj się, babciu. Młodzi są teraz tacy…
Ale ja nie mogłam tak po prostu tego zostawić. Coś we mnie pękło. Przez całe życie byłam grzeczna, ustępowałam innym, nigdy nie podnosiłam głosu. Może dlatego ludzie myślą, że mogą mnie traktować jak powietrze? Postanowiłam: tym razem nie odpuszczę.
Przez całą noc nie mogłam spać. W głowie układałam plan zemsty. Chciałam pokazać tej Kasi, że starsze osoby też potrafią być nieprzyjemne. Że nie można nas lekceważyć.
Następnego dnia ubrałam się w najlepszy płaszcz i poszłam do sklepu. Wzięłam wózek i zaczęłam powoli przechadzać się między półkami, blokując przejście innym klientom. Udawałam, że nie słyszę ich westchnień i szeptów.
Przy kasie wyjęłam portmonetkę i zaczęłam powoli liczyć drobne. Kasia patrzyła na mnie z irytacją.
– Może pani szybciej? – syknęła.
– Proszę się nie spieszyć – odpowiedziałam słodko. – Mam czas.
Za mną kolejka rosła, a ludzie zaczynali się denerwować. Czułam satysfakcję. W końcu to ona powinna poczuć się źle!
Ale to nie był koniec mojego planu. Następnego dnia przyszłam jeszcze wcześniej i zaczęłam zadawać Kasi mnóstwo pytań o produkty: czy ten ser jest świeży, czy te jabłka są polskie, czy chleb był dziś pieczony… Kasia coraz bardziej się denerwowała.
Wieczorem zadzwoniła do mnie córka, Ania.
– Mamo, co ty wyprawiasz? Słyszałam od sąsiadki, że robisz awantury w sklepie!
– To nie awantury! – oburzyłam się. – Po prostu domagam się szacunku.
– Ale czy to coś zmieni? – zapytała cicho Ania. – Może lepiej po prostu porozmawiać?
Zirytowałam się jeszcze bardziej. Nikt mnie nie rozumie! Nawet własna córka uważa, że przesadzam.
Kolejne dni mijały podobnie. Zaczęłam zauważać, że inni klienci patrzą na mnie z niechęcią. Nawet starsza pani Zofia, z którą zawsze rozmawiałam o pogodzie, przestała się do mnie odzywać.
Pewnego dnia przyszła do sklepu kierowniczka, pani Maria.
– Pani Lauro, czy możemy porozmawiać? – zapytała uprzejmie.
Wyszłyśmy na zaplecze.
– Słyszałam, że ostatnio jest pani bardzo niezadowolona z obsługi…
Opowiedziałam jej wszystko: jak Kasia mnie upokorzyła, jak źle się poczułam.
Pani Maria westchnęła.
– Wie pani… Kasia ma ostatnio ciężki czas. Jej mama jest w szpitalu, a ona sama pracuje po dwanaście godzin dziennie. Może była niemiła, ale to nie znaczy, że chciała panią skrzywdzić.
Zamilkłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nagle poczułam się głupio. Przypomniało mi się, jak sama kiedyś pracowałam w sklepie i jak trudno było mi zachować cierpliwość wobec trudnych klientów.
Wróciłam do domu i długo siedziałam w ciszy. Michał przyszedł do kuchni i spojrzał na mnie pytająco.
– Babciu?
– Może rzeczywiście przesadziłam… – powiedziałam cicho.
Następnego dnia poszłam do sklepu z pudełkiem domowych ciasteczek. Podeszłam do Kasi i podałam jej je przez ladę.
– Przepraszam za moje zachowanie – powiedziałam szczerze. – Chciałam tylko… no wie pani…
Kasia spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a potem uśmiechnęła się smutno.
– Ja też przepraszam – odpowiedziała cicho. – Nie powinnam była tak pani potraktować tamtego dnia.
Wyszłam ze sklepu z lżejszym sercem. Moja zemsta okazała się gorzka. Zamiast satysfakcji poczułam pustkę i żal.
Wieczorem usiadłam przy oknie i patrzyłam na ludzi wracających z pracy.
Czy naprawdę warto odpowiadać złem na zło? Czy nie lepiej po prostu porozmawiać i spróbować zrozumieć drugiego człowieka?
A wy? Jak byście postąpili na moim miejscu?