Znalazłam jego numer w starym kalendarzu z lat 90. Zadzwoniłam bez nadziei – a on odebrał i powiedział: „Właśnie o tobie myślałem”
– Halo? – mój głos drżał, a serce waliło jak młotem.
– Właśnie o tobie myślałem – odpowiedział po drugiej stronie Andrzej, a ja przez chwilę nie wiedziałam, czy to ja śnię, czy to on żartuje. Minęło przecież ponad trzydzieści lat. Tamte imiona, tamte miejsca, tamte obietnice dawno spakowałam do pudełka z napisem „młodość” i odłożyłam na najwyższą półkę w szafie pamięci.
– Naprawdę? – zapytałam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu.
– Naprawdę. Zawsze wiedziałem, że kiedyś zadzwonisz.
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby sięgnąć po ten stary kalendarz. Może nostalgia, może samotność, a może po prostu chęć sprawdzenia, czy jeszcze potrafię być tą dziewczyną z lat 90., która wierzyła w wielkie uczucia i nie bała się ryzykować. Teraz miałam pięćdziesiąt dwa lata, męża, dorosłą córkę i życie, które wydawało się poukładane jak puzzle – tylko że kilka elementów zawsze gdzieś ginęło.
– Mamo, znowu płaczesz? – zapytała mnie następnego dnia Zosia, patrząc na mnie z troską. – Co się dzieje?
– Nic, kochanie. Po prostu… wspominam stare czasy.
Nie powiedziałam jej prawdy. Nie powiedziałam też Markowi, mojemu mężowi. Przez kilka dni chodziłam jak we śnie, wracając myślami do rozmowy z Andrzejem. Umawialiśmy się na kawę w małej kawiarni przy Nowym Świecie – tej samej, w której kiedyś całowaliśmy się ukradkiem między jednym a drugim wykładem na uniwersytecie.
Kiedy go zobaczyłam, poczułam się jakby czas cofnął się o trzy dekady. Siwe włosy, zmarszczki wokół oczu – ale ten uśmiech był dokładnie taki sam.
– Wyglądasz pięknie – powiedział, a ja poczułam rumieniec na policzkach.
– Ty też się nie zmieniłeś – odparłam, choć wiedziałam, że to nieprawda. Zmieniliśmy się oboje. Ale coś między nami pozostało.
Rozmawialiśmy godzinami. O wszystkim i o niczym. O tym, co nas rozdzieliło – jego wyjazd do Niemiec za pracą, moja decyzja o zostaniu w Warszawie i szybkim ślubie z Markiem. O tym, jak bardzo baliśmy się wtedy przyszłości i jak bardzo jej nie rozumieliśmy.
– Myślisz czasem o tym, co by było gdyby? – zapytał nagle Andrzej.
– Czasem? Myślę o tym codziennie – odpowiedziałam szczerze.
Wróciłam do domu późno. Marek czekał na mnie w kuchni.
– Gdzie byłaś tak długo? – zapytał podejrzliwie.
– Spotkałam się ze starą znajomą – skłamałam bez mrugnięcia okiem.
Przez kolejne dni nie mogłam spać. Andrzej pisał do mnie codziennie. Wspomnienia wracały falami: pierwsze wspólne wakacje nad Bałtykiem, jego listy pachnące wodą kolońską, łzy na dworcu Warszawa Centralna, kiedy odjeżdżał na zawsze.
Zosia zauważyła zmianę we mnie szybciej niż Marek.
– Mamo, jesteś jakaś inna. Uśmiechasz się do siebie jak nastolatka.
– Może po prostu przypomniałam sobie, jak to jest być młodą?
Ale prawda była bardziej skomplikowana. Zaczęłam zastanawiać się nad swoim małżeństwem. Czy naprawdę byłam szczęśliwa? Czy Marek był dla mnie kimś więcej niż tylko bezpiecznym wyborem po rozstaniu z Andrzejem?
Pewnego wieczoru Marek znalazł mój telefon leżący na stole. Przeczytał wiadomość od Andrzeja:
„Tęsknię za tobą tak samo jak wtedy.”
– Kto to jest? – zapytał zimno.
Zamarłam. Nie potrafiłam już kłamać.
– To Andrzej. Dawna miłość.
Marek spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Spotykasz się z nim?
– Spotkałam się raz. Chciałam… chciałam zobaczyć, czy coś jeszcze czuję.
– I co czujesz?
Nie odpowiedziałam. Bo sama nie wiedziałam.
Następne dni były piekłem. Marek przestał ze mną rozmawiać. Zosia próbowała łagodzić napięcie, ale atmosfera w domu była gęsta jak mgła nad Wisłą w listopadzie.
Andrzej nalegał na kolejne spotkanie.
– Musimy porozmawiać poważnie – napisał.
Spotkaliśmy się w parku Skaryszewskim. Siedzieliśmy na ławce pod kasztanem, tak jak kiedyś.
– Chcę być z tobą – powiedział nagle Andrzej. – Zawsze tego chciałem.
Patrzyłam na niego długo.
– Mam rodzinę. Nie mogę tak po prostu wszystkiego zostawić.
– Ale czy jesteś szczęśliwa?
To pytanie dźwięczało mi w głowie przez kolejne tygodnie. Marek próbował ratować nasze małżeństwo – zabrał mnie na weekend do Kazimierza Dolnego, kupił kwiaty bez okazji, zaczął gotować kolacje. Ale ja czułam się coraz bardziej obca we własnym domu.
Zosia pewnego dnia usiadła obok mnie na kanapie.
– Mamo… jeśli kochasz kogoś innego, powiedz tacie prawdę. Lepiej gorzka prawda niż słodkie kłamstwo.
Spojrzałam na nią ze łzami w oczach. Była mądrzejsza ode mnie w jej wieku.
W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam Markowi wszystko. O Andrzeju, o moich uczuciach, o tym, że przez lata żyłam jakby na pół gwizdka.
Marek milczał długo.
– Nie chcę cię stracić – powiedział cicho. – Ale jeśli musisz odejść… pozwolę ci odejść.
To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Wybrać między lojalnością a własnym szczęściem? Między przeszłością a teraźniejszością?
Ostatecznie wybrałam siebie. Wynajęłam małe mieszkanie na Pradze i zaczęłam nowe życie – sama ze sobą i swoimi wyborami. Spotykałam się z Andrzejem coraz częściej, ale już bez tej młodzieńczej euforii – raczej z dojrzałą świadomością tego, co straciłam i co mogę jeszcze zyskać.
Zosia odwiedzała mnie regularnie. Marek przestał dzwonić po kilku miesiącach ciszy. Czasem budzę się w środku nocy i zastanawiam się: czy dobrze zrobiłam? Czy można być szczęśliwym dwa razy w życiu?
Patrzę w lustro i widzę kobietę zmęczoną walką o siebie samą, ale też silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej.
Czy naprawdę można zacząć wszystko od nowa po pięćdziesiątce? Czy warto ryzykować wszystko dla jednej rozmowy sprzed lat? Może to właśnie jest życie: nieustanne wybieranie między tym, co było, a tym, co jeszcze może się wydarzyć…