Dwa lata po ślubie z rozwodnikiem: Gdy córka wprowadza się do naszego życia, wszystko się zmienia

— Znowu zostawiłaś kubek na stole? — głos Pawła rozbrzmiał w kuchni, a ja poczułam, jak narasta we mnie irytacja. To był już trzeci raz tego wieczoru, kiedy czepiał się drobiazgów. Ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, do mieszkania weszła Zuzia — jego córka z pierwszego małżeństwa. Miała na sobie za duży sweter i słuchawki na uszach, ale jej wzrok był czujny.

— Cześć, tato. Cześć, Aniu — rzuciła bez entuzjazmu, rzucając torbę na podłogę.

Wiedziałam, że ten dzień nadejdzie. Od tygodni Paweł powtarzał: „Zuzia dostała się na studia w Warszawie, nie stać nas na osobne mieszkanie dla niej. Musi zamieszkać z nami.” Próbowałam się przygotować, ale nie sądziłam, że już pierwszego dnia poczuję się jak intruz we własnym domu.

Wieczorem siedzieliśmy we trójkę przy stole. Paweł próbował rozładować atmosferę:

— Zuzia, może opowiesz nam o rekrutacji? Jak poszło na rozmowie?

— Dobrze — odpowiedziała krótko, nie patrząc na mnie. — Mama mówiła, że może mi pomóc znaleźć pracę dorywczą.

Poczułam ukłucie zazdrości. Byłam tylko „Anką”, nie „mamą”. Przez dwa lata próbowałam zbudować z Zuzią jakąś relację — zapraszałam ją na spacery, gotowałam jej ulubione naleśniki, nawet kupiłam jej książkę do biologii. Ale ona zawsze była uprzejma i chłodna. Teraz miałyśmy dzielić łazienkę i kuchnię.

W nocy nie mogłam spać. Słyszałam szepty Pawła i Zuzi zza cienkiej ściany. Śmiali się z jakiegoś wspomnienia z czasów, gdy byli tylko we dwoje. Poczułam się wykluczona. Czy to zawsze będzie tak wyglądać? Czy zawsze będę tą trzecią?

Następnego dnia Paweł wrócił późno z pracy. Zuzia siedziała w kuchni z laptopem.

— Aniu, mogę cię o coś zapytać? — odezwała się nagle.

Zaskoczyło mnie to. — Jasne.

— Czy ty naprawdę kochasz mojego tatę? Bo czasem mam wrażenie, że jesteście razem tylko dlatego, że boisz się być sama.

Zatkało mnie. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć.

— Zuzia… Twój tata jest dla mnie bardzo ważny. Ale to wszystko jest trudne dla nas wszystkich.

— Dla ciebie? — prychnęła. — A dla mnie? Muszę patrzeć, jak ktoś obcy zajmuje miejsce mojej mamy.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wyszłam do łazienki i rozpłakałam się cicho pod prysznicem.

Wieczorem wybuchła awantura. Paweł wrócił zmęczony i zirytowany.

— Co się dzieje? Zuzia mówiła mi, że byłaś dla niej niemiła!

— Ja? To ona mnie zaatakowała! — krzyknęłam przez łzy.

— Przestańcie! — Paweł uderzył pięścią w stół. — Mam dość tych kłótni! Nie po to się żeniłem drugi raz, żeby znów żyć w piekle!

Zapanowała cisza. Zuzia wybiegła do swojego pokoju (czyli dawnego gabinetu Pawła), trzaskając drzwiami. Ja zostałam sama przy stole, czując się jak porażka.

Przez kolejne dni atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią. Unikaliśmy siebie nawzajem. Paweł coraz częściej nocował u kolegi pod pretekstem nadgodzin. Zuzia wychodziła rano i wracała późno wieczorem.

Pewnego popołudnia zadzwoniła do mnie moja mama:

— Aniu, ty tam jeszcze wytrzymasz? Może przyjedź na kilka dni do nas do Radomia?

Nie chciałam uciekać. Ale czułam się coraz bardziej samotna.

W końcu zebrałam się na odwagę i zaproponowałam rodzinne spotkanie przy stole:

— Musimy porozmawiać. Tak dalej być nie może.

Paweł spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

— O czym chcesz rozmawiać? O tym, że nie dogadujesz się z moją córką?

— O tym, że wszyscy jesteśmy nieszczęśliwi! — wybuchłam. — Ja nie chcę być twoim wrogiem, Zuziu. Ale nie mogę być też twoją matką na siłę.

Zuzia spuściła wzrok.

— Ja… ja po prostu tęsknię za dawnym życiem — wyszeptała.

Paweł objął ją ramieniem i spojrzał na mnie bezradnie.

— Może powinniśmy pomyśleć o większym mieszkaniu? Albo ustalić jakieś zasady?

Przez chwilę milczeliśmy wszyscy. Wiedziałam jedno: jeśli czegoś nie zmienimy, rozpadniemy się na kawałki.

Minęły dwa miesiące. Wciąż mieszkamy razem, ale jest inaczej. Ustalamy dyżury w kuchni i łazience. Staram się nie brać wszystkiego do siebie. Zuzia czasem nawet zapyta mnie o radę w sprawie studiów. Paweł częściej rozmawia ze mną o swoich uczuciach.

Ale wciąż boję się przyszłości. Czy dam radę być częścią tej rodziny? Czy można pokochać kogoś „nie swojego” tak naprawdę?

Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy jestem wystarczająco silna, by walczyć o tę rodzinę? A może są rzeczy, których nigdy nie da się posklejać?