Kiedy serce nie potrafi wybaczyć: Moja ucieczka z niemowlęciem i walka o siebie
— Znowu nie kupiłeś mleka? — mój głos drżał, choć starałam się brzmieć spokojnie. Stałam w kuchni, trzymając na rękach płaczącą Zosię, a w oczach miałam łzy. Adam nawet nie spojrzał znad telefonu.
— Zapomniałem. Przecież możesz sama wyjść, nie jesteś uziemiona — rzucił beznamiętnie, jakby mówił do ściany.
Wtedy poczułam, jakby ktoś ścisnął mnie za gardło. To nie był pierwszy raz. Od miesięcy czułam się przezroczysta, niewidzialna. Adam wracał z pracy, rzucał torbę na podłogę i znikał w swoim świecie. Ja zostawałam sama z dzieckiem, z kolkami, nieprzespanymi nocami i lękiem, że już nigdy nie będę sobą.
Kiedyś byliśmy szczęśliwi. Śmialiśmy się z głupot, planowaliśmy podróże po Polsce, marzyliśmy o domku pod Warszawą. Ale odkąd urodziła się Zosia, Adam jakby zamknął się w sobie. Przestał mnie przytulać, rozmawiać, nawet patrzeć w oczy. Każda prośba była dla niego ciężarem.
— Może byś pomógł? — zapytałam pewnego wieczoru, kiedy Zosia miała gorączkę i płakała bez przerwy.
— Przecież cały dzień pracuję! Ty siedzisz w domu, to twoje zadanie — odburknął.
Poczułam się upokorzona. Praca w domu? To był koszmar bez końca: pranie, gotowanie, sprzątanie, przewijanie. I nikt nie pytał mnie o zdanie. Moja mama mówiła: „Wytrzymaj, tak już jest po porodzie. Mężczyźni muszą się przyzwyczaić”. Ale ile można czekać?
Pewnej nocy usiadłam na podłodze w łazience. Zosia spała w końcu po trzech godzinach płaczu. Adam chrapał za ścianą. Wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze i nie poznawałam tej kobiety z podkrążonymi oczami i rozczochranymi włosami.
— Co się ze mną stało? — szepnęłam do siebie.
Wiedziałam, że tak dłużej nie dam rady. Czułam się jak cień samej siebie. Każdego dnia coraz bardziej zamykałam się w sobie, coraz mniej wierzyłam, że zasługuję na coś więcej niż obojętność.
Wszystko pękło pewnego popołudnia. Adam wrócił wcześniej z pracy i zobaczył mnie płaczącą nad Zosią.
— Znowu płaczesz? Może powinnaś iść do psychiatry — rzucił z pogardą.
Wtedy coś we mnie pękło. Zebrałam resztki siły i powiedziałam:
— Nie chcę już tak żyć. Nie chcę być sama z tobą.
Adam spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
— Przesadzasz. Wszystkie kobiety tak mają po porodzie.
Ale ja już wiedziałam, że to nie jest normalne. Że nie chcę, żeby moja córka dorastała w domu pełnym milczenia i chłodu.
Następnego dnia spakowałam kilka rzeczy do torby: ubranka Zosi, pieluchy, trochę jedzenia dla siebie. Zadzwoniłam do mojej siostry Ani.
— Mogę przyjechać? — zapytałam drżącym głosem.
— Oczywiście! Czekałam na ten telefon od miesięcy — odpowiedziała bez wahania.
Adam nawet nie próbował mnie zatrzymać. Wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
U Ani było ciasno, ale ciepło. Pomagała mi przy Zosi, robiła herbatę z malinami i słuchała moich łez. Przez pierwsze tygodnie czułam tylko pustkę i strach: co dalej? Jak utrzymam siebie i dziecko? Czy poradzę sobie sama?
Mama była wściekła:
— Jak mogłaś zostawić męża? Co ludzie powiedzą? Dziecko potrzebuje ojca!
Ale ja wiedziałam jedno: Zosia potrzebuje szczęśliwej matki bardziej niż nieszczęśliwej rodziny.
Zaczęłam szukać pracy zdalnej — pisałam teksty na strony internetowe, tłumaczyłam dokumenty. Każda złotówka była na wagę złota. Były dni, kiedy miałam ochotę wrócić do Adama tylko po to, żeby przestać się bać o jutro. Ale wystarczyło przypomnieć sobie jego zimne spojrzenie i słowa raniące jak nóż.
Czasem śniło mi się nasze dawne życie: wspólne spacery po Łazienkach, śmiech przy kawie na balkonie. Budziłam się wtedy z bólem serca i łzami na policzkach.
Adam dzwonił rzadko. Pytał o Zosię, ale nigdy o mnie. Raz przyszedł zobaczyć córkę — przyniósł pluszowego misia i nawet przez chwilę ją przytulił. Ale kiedy poprosiłam go o wsparcie finansowe, wzruszył ramionami:
— Nie mam teraz pieniędzy. Musisz sobie radzić.
Było mi wtedy tak strasznie przykro — nie tylko ze względu na pieniądze, ale dlatego, że byłam dla niego nikim.
Z czasem nauczyłam się żyć od nowa. Zosia zaczęła gaworzyć, śmiać się do mnie — jej uśmiech był moją nagrodą za każdą nieprzespaną noc. Ania powtarzała:
— Jesteś silniejsza niż myślisz.
Czasem spotykałyśmy inne samotne mamy na placu zabaw — każda miała swoją historię o rozczarowaniu i walce o siebie. Poczułam wtedy wspólnotę kobiet, które przestały czekać na cud i same zaczęły zmieniać swoje życie.
Dziś wiem jedno: odejście było najtrudniejszą decyzją mojego życia. Ale patrząc na Zosię wiem też, że była jedyną słuszną.
Czy kiedyś wybaczę Adamowi? Czy nauczę się ufać innym ludziom? A może najważniejsze jest to, żeby wybaczyć samej sobie?