Moja mama żąda pieniędzy na wakacje dla siostrzeńca, a mojej córki nawet nie zaprosiła – czy rodzina powinna tak wyglądać?
– Magda, musisz mi dać te pieniądze. Kuba nie pojedzie nad morze, jeśli mu nie pomożesz – głos mamy był stanowczy, wręcz rozkazujący. Stałam w kuchni, ścierając ręce o fartuch, a w środku czułam narastającą gulę.
– Mamo, ale przecież Zosia też chciałaby pojechać. Dlaczego nie zaproponowałaś, żebyśmy pojechali razem? – zapytałam cicho, choć wiedziałam, jaka będzie odpowiedź.
Mama spojrzała na mnie z irytacją. – Zosia jest jeszcze za mała. Poza tym Kuba to mój wnuk, a ty wiesz, jak ciężko twojemu bratu. Ty masz stałą pracę, możesz pomóc.
W tej chwili poczułam się tak, jakbym znowu miała dziesięć lat i słyszała: „Daj spokój, Bartek jest chłopcem, jemu wolno więcej”. Przez całe dzieciństwo byłam tą „grzeczną”, „samodzielną”, „nie sprawiającą problemów”. Bartka zawsze trzeba było ratować, usprawiedliwiać, a potem – pomagać mu finansowo. Teraz historia powtarzała się z naszymi dziećmi.
Zosia przyszła do kuchni z książką pod pachą. – Mamo, czy pojedziemy kiedyś nad morze? – zapytała z nadzieją w oczach.
Mama nawet na nią nie spojrzała. – Zosiu, może kiedyś. Teraz Kuba jedzie z babcią i wujkiem Bartkiem.
Zosia spuściła głowę i wyszła bez słowa. Poczułam pieczenie pod powiekami. Jak mam jej to wytłumaczyć? Że babcia kocha ją mniej? Że dla niej zawsze ważniejszy będzie Bartek i jego syn?
– Mamo, nie dam ci tych pieniędzy – powiedziałam w końcu drżącym głosem. – To niesprawiedliwe wobec Zosi.
Mama wybuchła śmiechem. – Ojej, jaka ty jesteś drażliwa! Zawsze musisz robić z siebie ofiarę! Przecież to tylko pieniądze!
– Dla ciebie może tylko pieniądze. Dla mnie to coś więcej – odpowiedziałam cicho.
Mama machnęła ręką i wyszła z kuchni. Zostałam sama ze swoimi myślami i poczuciem winy. Czy naprawdę jestem egoistką? Czy powinnam była po prostu zapłacić i nie robić problemu?
Wieczorem zadzwonił Bartek.
– Magda, mama mówiła, że robisz sceny o te pieniądze. Wiesz, że mi ciężko. Kuba tak się cieszył na ten wyjazd…
– A Zosia? Ona też by chciała pojechać. Ale nikt jej nawet nie zaprosił.
Bartek westchnął. – No ale przecież ona jest jeszcze mała…
– Ma siedem lat! Kuba ma osiem! To tylko rok różnicy!
– Magda, nie rób afery. Mama się denerwuje przez ciebie.
Rozłączyłam się bez słowa. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. Wspomnienia wracały falami: jak mama zawsze stawała po stronie Bartka, jak tłumaczyła jego wybryki, jak ja musiałam być „tą rozsądną”. Nawet kiedy dostałam się na studia do Warszawy, usłyszałam tylko: „No dobrze, ale kto teraz pomoże Bartkowi?”.
Rano Zosia podeszła do mnie niepewnie.
– Mamo… czy ja zrobiłam coś złego? Dlaczego babcia mnie nie chce zabrać?
Serce mi pękło.
– Kochanie, to nie twoja wina. Babcia… czasem nie rozumie, że wszyscy jesteśmy ważni.
Zosia przytuliła się do mnie mocno.
Przez kolejne dni mama nie odzywała się do mnie ani słowem. Bartek przysłał mi SMS-a: „Dzięki za wsparcie…”. Ironia aż biła po oczach.
W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanka z biura, Ania, zauważyła mój nastrój.
– Coś się stało?
Opowiedziałam jej wszystko. Ania pokiwała głową ze zrozumieniem.
– U mnie było podobnie. Mój brat zawsze był oczkiem w głowie rodziców. Ja byłam od pomagania i milczenia. W końcu postawiłam granicę i… było ciężko, ale przynajmniej wiem, że siebie nie zdradziłam.
Te słowa dodały mi otuchy. Może nie jestem sama? Może to nie ja jestem „trudna”, tylko po prostu mam prawo oczekiwać sprawiedliwości?
Tydzień później mama zadzwoniła:
– No i co teraz? Kuba płacze, bo nie pojedzie nad morze! Jesteś zadowolona?
Poczułam narastającą złość.
– Mamo, a Zosia? Ona też płacze! Czy jej łzy są mniej ważne?
Mama milczała przez chwilę.
– Ty zawsze musisz wszystko komplikować…
Rozłączyłam się bez słowa. Po raz pierwszy od lat poczułam ulgę. Może w końcu zaczynam walczyć o siebie i o Zosię?
Wieczorem usiadłyśmy razem na kanapie.
– Mamo… a może pojedziemy gdzieś same? Nawet do lasu albo nad jezioro?
Uśmiechnęłam się do niej przez łzy.
– Tak, kochanie. Pojedziemy tam, gdzie będziemy szczęśliwe.
Patrzyłam na Zosię i wiedziałam jedno: nie pozwolę już nikomu sprawić jej tego bólu. Nawet jeśli oznacza to konflikt z własną matką.
Czasem myślę: czy rodzina naprawdę powinna tak wyglądać? Czy lojalność wobec bliskich musi oznaczać rezygnację z własnej godności? Co wy byście zrobili na moim miejscu?