Moja matka wraca po latach: Czy można wybaczyć zdradę własnej matki?

— Nie otwieraj drzwi, Anka. To na pewno znowu komornik albo jakaś sekta — babcia szeptała z kuchni, kiedy ktoś zapukał do naszego mieszkania na trzecim piętrze bloku na Pradze. Ale ja wiedziałam, że to nie komornik. Czułam to w kościach, jakby ktoś rozcinał mi żołądek od środka. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam ją — moją matkę, której nie widziałam od ośmiu lat.

Stała w progu z walizką, w starym płaszczu, którego nie pamiętałam. Włosy miała przyprószone siwizną, a oczy — te same, co moje — były podkrążone i puste. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.

— Aniu… — zaczęła cicho. — Mogę wejść?

Nie odpowiedziałam. Cofnęłam się o krok, a ona przeszła obok mnie, jakby nigdy nie wyjechała. Babcia wyszła z kuchni i zamarła w pół kroku.

— Co ty tu robisz, Ewa? — jej głos był ostry jak nóż.

— Nie mam gdzie iść, mamo. Wszystko straciłam. Andrzej mnie zostawił, mieszkanie przepadło… Przysięgam, nie mam nikogo oprócz was.

Usiadła na kanapie i zaczęła płakać. Ja stałam jak słup soli. Przypomniałam sobie tamten dzień, kiedy spakowała moje rzeczy do dwóch reklamówek i powiedziała: „Będziesz miała lepiej u babci. Andrzej nie chce dzieci w domu.” Miałam jedenaście lat i czułam się jak niepotrzebny mebel.

Przez lata próbowałam zrozumieć, dlaczego wybrała jego zamiast mnie. Babcia mówiła: „Twoja matka zawsze była słaba. Zawsze szukała kogoś, kto ją uratuje.” Ale ja nie chciałam słuchać wymówek. Każde święta spędzałam z babcią, patrząc na inne rodziny przez okno i zastanawiając się, czy moja matka choć raz o mnie pomyślała.

Teraz siedziała przede mną, roztrzęsiona i bezradna. Babcia patrzyła na mnie pytająco.

— Anka, to twój dom. Ty decydujesz — powiedziała cicho.

Przez kilka dni Ewa spała na kanapie w salonie. Unikałyśmy się nawzajem. Ja wychodziłam do pracy w sklepie spożywczym na rogu, ona siedziała całymi dniami przed telewizorem albo gapiła się w okno. Czasem słyszałam jej cichy płacz nocą.

Pewnego wieczoru wróciłam wcześniej. Zastałam ją w kuchni z babcią. Rozmawiały szeptem.

— Aniu, usiądź — poprosiła babcia.

Usiadłam naprzeciwko matki. Przez chwilę milczałyśmy.

— Wiem, że cię skrzywdziłam — zaczęła Ewa drżącym głosem. — Nie proszę cię o wybaczenie. Chciałam tylko… być blisko ciebie. Choć przez chwilę.

Poczułam wściekłość. Chciałam krzyczeć: „Gdzie byłaś przez te wszystkie lata? Dlaczego nigdy nie zadzwoniłaś?!” Ale zamiast tego zapytałam:

— Dlaczego wybrałaś jego?

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

— Bałam się samotności. Myślałam, że jeśli będę miała Andrzeja, wszystko się ułoży. On nie chciał dzieci… a ja byłam za słaba, żeby się postawić. Przepraszam cię, Aniu.

Słowo „przepraszam” brzmiało jak kpina. Ile warte jest przepraszam po tylu latach ciszy?

Przez kolejne tygodnie żyłyśmy obok siebie jak współlokatorki. Matka próbowała mi pomagać — robiła zakupy, gotowała obiady, sprzątała mieszkanie. Ale ja nie potrafiłam jej zaufać. Każdy jej gest wydawał mi się fałszywy.

Pewnego dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam ją siedzącą przy stole z moim chłopakiem, Tomkiem. Rozmawiali o moim dzieciństwie.

— Ania zawsze była uparta — śmiała się matka przez łzy. — Nawet jak miała pięć lat i zgubiła się w sklepie, nie płakała. Po prostu usiadła na podłodze i czekała, aż ją znajdę.

Tomek spojrzał na mnie pytająco.

— Może powinnaś spróbować jej wybaczyć? — zapytał później, kiedy byliśmy sami.

— Nie rozumiesz — odpowiedziałam ostro. — Ona mnie zostawiła jak niepotrzebną rzecz.

Ale tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: pierwsza komunia bez matki, licealne sukcesy bez nikogo na widowni, choroba babci i samotność w szpitalu.

Następnego dnia znalazłam matkę na ławce przed blokiem. Siedziała skulona i patrzyła w dal.

— Chciałabym cofnąć czas — powiedziała cicho, kiedy usiadłam obok niej. — Ale nie mogę. Mogę tylko prosić cię o szansę.

Patrzyłam na nią długo. Widziałam w niej kobietę złamaną przez życie, ale też moją matkę — jedyną, jaką mam.

— Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć — powiedziałam szczerze. — Ale możesz tu zostać… jeśli chcesz naprawdę spróbować być rodziną.

Uśmiechnęła się przez łzy i ścisnęła moją dłoń.

Dziś minęły trzy miesiące odkąd Ewa znów mieszka z nami. Codziennie uczymy się siebie od nowa: ona gotuje moją ulubioną zupę pomidorową, ja pokazuję jej zdjęcia z dzieciństwa, których nigdy nie widziała. Czasem jeszcze budzę się w nocy z żalem w sercu, ale coraz częściej czuję spokój.

Czy można naprawdę wybaczyć komuś taką zdradę? Czy krew jest ważniejsza niż ból? A może miłość to coś więcej niż wspólne geny? Co wy byście zrobili na moim miejscu?