„Nie masz dzieci, więc pomóż naszej mamie!” — Jak zostałam opiekunką teściowej i straciłam siebie
— Aniu, tylko ty możesz nam pomóc. Wiesz, my mamy dzieci, pracę, a ty… — głos szwagierki brzmiał w słuchawce jak wyrok. — Ty nie masz dzieci, więc masz czas. Mama już sobie nie radzi.
Zamarłam. Stałam w kuchni, patrząc przez okno na szare, listopadowe niebo. W głowie miałam pustkę i tylko jedno pytanie: dlaczego ja? Przecież to nie moja mama. Ale przecież to rodzina mojego męża. A ja zawsze byłam tą „dobrą”, tą, która nie odmawia.
— Dobrze, spróbuję — powiedziałam cicho, zanim zdążyłam się zastanowić. I tak zaczęła się moja nowa rola: opiekunki teściowej.
Pierwszy dzień był jak zły sen. Weszłam do mieszkania pani Zofii, a ona spojrzała na mnie z niechęcią.
— A gdzie mój syn? — zapytała od razu.
— Pracuje, mamo. Przysłał mnie, żeby pomóc — odpowiedziałam, starając się brzmieć pogodnie.
— No tak, bo on zawsze zajęty. A ty co? Nie masz dzieci, to się nudzisz?
Zabolało. Uśmiechnęłam się blado i zaczęłam sprzątać kuchnię. W powietrzu wisiała cisza pełna pretensji i żalu.
Z dnia na dzień moje życie zaczęło się kurczyć do rozmiarów mieszkania teściowej. Rano robiłam zakupy, potem gotowałam jej ulubioną zupę ogórkową, podawałam leki, słuchałam narzekań na wszystko i wszystkich. Mój mąż, Tomek, wracał późno z pracy i pytał tylko:
— Jak mama?
Nigdy: „Jak ty się czujesz?”
Wieczorami wracałam do pustego mieszkania. Siadałam na kanapie i czułam się jak cień samej siebie. Moje koleżanki pisały na Messengerze o dzieciach, wyjazdach, nowych pracach. Ja miałam tylko opiekę nad starszą kobietą, która nigdy mnie nie zaakceptowała.
Pewnego dnia zadzwoniła szwagierka.
— Aniu, mogłabyś zostać z mamą na weekend? My jedziemy z dziećmi do Zakopanego.
— Ale miałam plany…
— Ty zawsze masz czas! — przerwała mi ostro. — My naprawdę nie możemy.
Zgodziłam się. Jak zawsze. Bo przecież „nie mam dzieci”.
W sobotę rano teściowa była w wyjątkowo złym humorze.
— Znowu ty? — mruknęła. — Czemu nie przyjdzie Basia? Ona jest moją córką!
— Basia pojechała z rodziną w góry — odpowiedziałam spokojnie.
— A ty co? Nie masz własnej rodziny?
Łzy napłynęły mi do oczu. Wyszłam do łazienki i zamknęłam drzwi. Oparłam się o zimne kafelki i pierwszy raz od dawna pozwoliłam sobie płakać.
Wieczorem zadzwonił Tomek.
— Anka, dzięki, że jesteś z mamą. Wiesz… ona już nie daje rady sama.
— A ja? Ja daję radę? — zapytałam cicho.
— Przecież ty nie pracujesz…
To był cios. Przecież kiedyś miałam pracę, marzenia, plany na własne dziecko. Ale po latach starań i rozczarowań zostało tylko milczenie i pustka.
Następnego dnia przyszła Basia po powrocie z Zakopanego. Weszła do mieszkania z uśmiechem i góralskim oscypkiem w ręku.
— Ooo, Aniu! Dzięki za wszystko! — rzuciła lekko i już była przy mamie.
Patrzyłam na nią i czułam narastającą złość. Dlaczego wszyscy traktują mnie jak służącą? Czy naprawdę jestem tylko „tą bez dzieci”, która ma czas dla innych?
Wieczorem wybuchłam przy Tomku.
— Mam dość! Czuję się jak powietrze! Twoja rodzina traktuje mnie jak darmową opiekunkę! Nawet twoja mama nie chce ze mną rozmawiać!
Tomek spojrzał na mnie zaskoczony.
— Przesadzasz… Oni ci ufają, dlatego proszą o pomoc.
— Nie! Oni wykorzystują to, że nie mam dzieci! Że nie mam pracy! Że jestem… nikim!
Wybiegłam z domu i długo chodziłam po ciemnych ulicach naszego osiedla. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej.
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Basią.
— Basia, musimy ustalić dyżury przy mamie. Ja też mam prawo do swojego życia!
Spojrzała na mnie zdziwiona.
— Ale przecież ty…
— Nie! Koniec z tym! Albo dzielimy się opieką po równo, albo rezygnuję całkowicie!
W końcu usiadłyśmy razem z Tomkiem i szwagrem przy stole. Było dużo krzyku, łez i wzajemnych pretensji. Ale pierwszy raz od lat powiedziałam głośno, czego chcę i czego potrzebuję.
Dziś opieka nad teściową jest podzielona między całą rodzinę. Ja wróciłam do pracy na pół etatu i zaczynam powoli odzyskiwać siebie. Ale wciąż boli mnie pytanie: czy naprawdę jestem dla nich tylko dodatkiem? Czy kobieta bez dzieci zawsze będzie „tą wolną”, która ma pomagać innym?
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy kiedykolwiek będę dla nich kimś więcej niż tylko opiekunką? Czy moje życie ma wartość niezależnie od tego, czy mam dzieci?