Dlaczego potrzebujesz jeszcze jednego mieszkania, skoro już masz cztery?

– Dlaczego potrzebujesz jeszcze jednego mieszkania, skoro już masz cztery? – mój głos drżał, a dłonie ściskały kubek z zimną już herbatą. Tamara patrzyła na mnie z wyższością, jakby nie rozumiała, o co mi chodzi. W salonie unosił się zapach starego drewna i lawendy, który zawsze kojarzył mi się z domem mamy. Teraz ten zapach był jak wyrzut sumienia.

– Elżbieta, nie przesadzaj. To tylko formalność. Mama i tak nie potrzebuje tak dużego mieszkania – odpowiedziała chłodno, poprawiając drogi zegarek na nadgarstku. Jej głos był twardy, pozbawiony czułości. Zawsze była tą silniejszą, tą, która wiedziała, czego chce. Ja byłam tą drugą – cichą, opiekuńczą, zostającą przy mamie, kiedy Tamara robiła karierę w bankowości.

Mama siedziała w fotelu pod oknem, skulona, jakby chciała zniknąć. Jej oczy były czerwone od płaczu. – Dziewczyny, proszę was… Nie kłóćcie się – wyszeptała bezradnie.

Ale ja nie mogłam już milczeć. Przez lata znosiłam to, że Tamara traktowała mnie jak powietrze. Zawsze była ważniejsza: jej studia za granicą, jej mieszkania na wynajem, jej sukcesy. Ja zostałam w Warszawie, żeby opiekować się mamą po śmierci taty. Pracowałam w bibliotece i ledwo wiązałam koniec z końcem. Ale to mieszkanie było naszym azylem.

– To nie jest tylko formalność! – podniosłam głos. – Chcesz nas wyrzucić z domu! Po co ci kolejne mieszkanie? Przecież nawet tu nie mieszkasz!

Tamara wzruszyła ramionami. – To inwestycja. Rynek nieruchomości jest teraz dobry. Poza tym… – zawahała się na moment – …potrzebuję zabezpieczenia na przyszłość.

Zabezpieczenia? Miała już cztery mieszkania w centrum Warszawy! Ja miałam tylko to jedno miejsce, gdzie mogłam czuć się bezpiecznie.

Następne dni były jak koszmar. Tamara przysyłała maile z propozycjami „ugodowego” rozwiązania: „Możesz zostać tu jeszcze pół roku”, „Pomogę ci znaleźć coś mniejszego”. Mama płakała nocami, a ja nie mogłam spać. W pracy byłam cieniem samej siebie.

Pewnego wieczoru wróciłam do domu i zobaczyłam Tamarę rozmawiającą z mamą w kuchni. Słyszałam tylko urywki:

– Mamo, Elżbieta sobie poradzi…
– Ale ona nie ma dokąd pójść…
– Przesadzasz. Jest dorosła.

Weszłam do kuchni i spojrzałam Tamarze prosto w oczy.

– Nie pozwolę ci tego zrobić – powiedziałam cicho, ale stanowczo.

Tamara spojrzała na mnie z irytacją.

– Elżbieta, nie bądź dziecinna. To tylko mieszkanie.

Tylko mieszkanie? Dla niej to była inwestycja, dla mnie – całe życie.

Zaczęły się rodzinne narady. Ciotka Zofia mówiła: „Tamara ma rację, trzeba myśleć przyszłościowo”. Wujek Marek stawał po mojej stronie: „To dom Elżbiety i mamy!” Rodzina dzieliła się na dwa obozy. Mama coraz bardziej gasła w oczach.

Pewnej nocy usłyszałam jej cichy płacz. Usiadłam obok niej na łóżku.

– Mamusiu…

– Nie chcę was stracić… – wyszeptała drżącym głosem. – Nie chcę wybierać między wami.

Przytuliłam ją mocno. Wiedziałam, że Tamara liczy na to, że mama podpisze pełnomocnictwo i sprzeda mieszkanie bez mojego udziału. Zaczęłam szukać pomocy prawnej. Okazało się, że mama jako właścicielka może zrobić wszystko… ale jeśli będzie pod presją, można to podważyć.

Tamara zaczęła przychodzić coraz częściej. Przynosiła kwiaty, ciasta z cukierni, udawała troskliwą córkę. Ale ja widziałam jej chłodne spojrzenia i słyszałam podszepty: „Elżbieta cię wykorzystuje”, „Nie możesz być zależna od jednej córki”.

W końcu doszło do konfrontacji przy rodzinnym stole podczas niedzielnego obiadu.

– Mamo – zaczęła Tamara – musisz podjąć decyzję. To mieszkanie stoi puste przez większość czasu. Elżbieta może zamieszkać gdzie indziej.

– Gdzie? – zapytałam gorzko. – W twoim apartamencie na Wilanowie? Czy może w kawalerce na Pradze?

Tamara uśmiechnęła się ironicznie.

– Możemy to załatwić polubownie albo przez sąd.

Mama rozpłakała się na dobre.

– Dość! – krzyknęła nagle przez łzy. – Mam dość tej walki! To mój dom!

Zapadła cisza. Nawet Tamara wyglądała na zaskoczoną.

Po obiedzie mama zamknęła się w swoim pokoju. Ja siedziałam w kuchni i patrzyłam przez okno na szare bloki za oknem. Czułam się przegrana i zdradzona przez własną siostrę.

Kilka dni później przyszło pismo od notariusza – Tamara chciała rozpocząć procedurę sprzedaży mieszkania. Mama była blada jak ściana.

– Nie podpiszę tego – powiedziała cicho do mnie wieczorem. – Ale boję się Tamarze odmówić…

Wtedy po raz pierwszy poczułam prawdziwą nienawiść do siostry. Jak mogła być tak zimna? Jak mogła chcieć odebrać nam wszystko?

Zadzwoniłam do prawnika znajomego z biblioteki. Powiedział mi jasno: „Jeśli mama nie chce sprzedać mieszkania i jest pod presją – można to zgłosić”.

W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Tamary.

– Spotkajmy się jutro w kawiarni na Marszałkowskiej – powiedziałam chłodno.

Przyszła punktualnie, ubrana jak zawsze elegancko, z perfekcyjnym makijażem.

– Czego chcesz? – zapytała bez ogródek.

– Chcę wiedzieć dlaczego? Po co ci jeszcze jedno mieszkanie? Przecież masz wszystko!

Tamara spojrzała na mnie długo i milczała przez chwilę.

– Boję się samotności – powiedziała nagle cicho. – Boję się, że kiedyś zostanę sama… Chcę mieć coś swojego…

Patrzyłam na nią zdumiona. Po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie zimną bizneswoman, ale zagubioną dziewczynkę.

– Ale przecież masz rodzinę…

Wzruszyła ramionami i spojrzała gdzieś w bok.

– Ty zawsze miałaś mamę dla siebie… Ja musiałam walczyć o wszystko sama…

Nie wiedziałam co powiedzieć. Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu.

– Nie oddam ci tego mieszkania – powiedziałam w końcu spokojnie. – To nasz dom.

Tamara skinęła głową i wyszła bez słowa.

Od tamtej pory przestałyśmy ze sobą rozmawiać. Mama próbowała nas pogodzić, ale nic już nie było takie samo.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę warto było walczyć o te cztery ściany kosztem rodziny? Czy można jeszcze naprawić to, co zostało złamane przez pieniądze?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu?