Małgosia i jej myszki: Odkrywając siebie w cieniu dzieciństwa
— Proszę pani, czy mogę dać tej myszce kawałek bułki? — zapytała Małgosia, patrząc na mnie wielkimi, brązowymi oczami. Siedziała na ławce w warszawskim parku, a jej drobne dłonie trzymały suchą bułkę, którą dzieliła między gołębie i… dwie małe myszki, które nieśmiało wychylały się spod krzaka. Był chłodny, marcowy poranek, a ja przyszłam tu, żeby zebrać myśli po trudnej sesji terapeutycznej z pacjentem. Nie spodziewałam się, że spotkam kogoś, kto tak mocno poruszy moje własne wspomnienia.
Małgosia była rozmowna. Opowiadała mi o swoich myszkach — nie tych prawdziwych, ale pluszowych, które zawsze nosiła w plecaku. Miały imiona: Kropka i Puszek. „Kiedy jestem smutna, rozmawiam z nimi. One mnie słuchają lepiej niż dorośli” — powiedziała cicho. Uśmiechnęłam się smutno, bo wiedziałam, jak to jest szukać pocieszenia w czymś małym i miękkim, kiedy świat dorosłych wydaje się obcy i zimny.
Spotkałam Małgosię jeszcze dwa razy. Za każdym razem siedziała sama na tej samej ławce, karmiąc ptaki i rozmawiając z myszkami. Za trzecim razem odważyłam się usiąść obok niej i zapytać:
— Dlaczego zawsze jesteś tutaj sama?
Spojrzała na mnie z wahaniem. — Mama pracuje do późna. Tata… tata mieszka gdzie indziej. Czasem przychodzi po mnie w weekendy, ale ostatnio rzadko. Mama mówi, że jest zajęty swoją nową rodziną.
Zacisnęłam dłonie na kolanach. Przez chwilę miałam wrażenie, że patrzę na siebie sprzed lat — małą dziewczynkę zagubioną między dwoma światami dorosłych, którzy nie potrafili się dogadać. Moje własne wspomnienia wróciły z całą siłą: rozwód rodziców, przeprowadzka do innego miasta, nowy mąż mamy, którego nie potrafiłam zaakceptować. Pamiętam samotne wieczory w pokoju pełnym maskotek i cichych łez.
— Wiesz, ja też kiedyś miałam swoje myszki — powiedziałam cicho. — I też czułam się bardzo samotna.
Małgosia spojrzała na mnie z niedowierzaniem. — Naprawdę?
— Naprawdę. Czasem wydaje mi się, że dorosłość to tylko gra w udawanie, że już nas nic nie boli.
Zaczęłyśmy rozmawiać częściej. Małgosia opowiadała mi o szkole, o tym jak dzieci śmieją się z niej, bo nie ma najnowszego telefonu i nie jeździ na zagraniczne wakacje jak inne dzieci z klasy. O tym, jak bardzo tęskni za tatą i jak trudno jej zaakceptować nowego partnera mamy. Ja słuchałam i coraz bardziej czułam, że ta dziewczynka jest moim lustrem sprzed lat.
Pewnego dnia przyszłam do parku wcześniej niż zwykle. Zobaczyłam Małgosię siedzącą na ławce z matką. Kobieta była zmęczona, miała podkrążone oczy i nerwowo zerkała na zegarek.
— Małgosiu, musimy już iść! — powiedziała ostro.
Dziewczynka spuściła głowę i ścisnęła swoje pluszowe myszki.
— Przepraszam panią — zwróciłam się do matki — ale Małgosia jest bardzo dzielna. Często ją tu spotykam i widzę, jak dobrze radzi sobie z samotnością.
Matka spojrzała na mnie zaskoczona. — Dzielna? Ona tylko siedzi tutaj i gada do zabawek! Nie rozumie pani, ile mam na głowie? Praca, rachunki… A ona ciągle czegoś chce!
W tym momencie poczułam gniew i smutek jednocześnie. Przypomniałam sobie własną matkę — wiecznie zmęczoną, rozdrażnioną, nieobecną duchem. Ile razy próbowałam jej powiedzieć o swoich uczuciach? Ile razy usłyszałam: „Nie mam teraz czasu!”?
— Może czasem warto po prostu posłuchać — powiedziałam cicho.
Matka Małgosi spojrzała na mnie z niechęcią i pociągnęła córkę za rękę. Dziewczynka odwróciła się jeszcze raz i pomachała mi swoimi myszkami.
Przez kolejne dni nie mogłam przestać o niej myśleć. Zastanawiałam się, czy powinnam była bardziej stanowczo zareagować. Czy mogłam zrobić coś więcej? W końcu napisałam o tej historii na swoim blogu. Opisałam Małgosię bez imienia, opisałam jej myszki i jej samotność. Ku mojemu zdziwieniu dostałam dziesiątki wiadomości od czytelników — dorośli ludzie pisali mi o swoich dzieciństwach, o rozwodach rodziców, o maskotkach będących jedynymi powiernikami sekretów.
Kilka tygodni później znów zobaczyłam Małgosię w parku. Tym razem była z ojcem. Siedzieli razem na ławce i karmili gołębie. Ojciec śmiał się z jej opowieści o myszkach i nawet udawał jedną z nich głosem pełnym czułości. Małgosia wyglądała na szczęśliwą.
Podeszłam do nich nieśmiało.
— Dzień dobry — powiedziałam.
Ojciec spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
— To pani jest tą panią od bloga? Małgosia dużo o pani mówiła.
Uśmiechnęłam się lekko.
— Tak… Chciałam tylko powiedzieć, że Małgosia jest naprawdę wyjątkowa.
Ojciec skinął głową.
— Wiem. I chcę być dla niej lepszym ojcem niż byłem ostatnio.
Patrzyłam na nich przez chwilę i poczułam coś na kształt ulgi. Może nie zmieniłam świata Małgosi całkowicie, ale dałam jej choć trochę nadziei i poczucia bycia ważną dla kogoś dorosłego.
Wieczorem długo siedziałam przy komputerze i pisałam kolejny wpis na bloga: „Czy naprawdę słuchamy naszych dzieci? Czy potrafimy zobaczyć ich samotność zanim stanie się ona ich codziennością?”
Czasem zastanawiam się: ile takich Małgosiek mijamy codziennie w parku? Ile dzieci rozmawia ze swoimi myszkami zamiast z nami? I czy mamy odwagę zatrzymać się choć na chwilę i naprawdę je usłyszeć?