Nieproszony Gość: Jak Jeden Rodzinny Obiad Zmienił Wszystko

– Zofia, nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię! – głos mojej matki przeszył ciszę niczym nóż. Siedziałam przy stole, dłubiąc widelcem w ziemniakach, próbując nie patrzeć jej w oczy. Za oknem deszcz bębnił o parapet, a zapach rosołu mieszał się z napięciem, które można było kroić nożem.

W kuchni panował chaos – babcia Maria krzątała się przy piecu, dziadek Janek co chwila zerkał na zegarek, a mój młodszy brat Michał bawił się telefonem pod stołem. Tylko ja czułam, że zaraz coś wybuchnie. I wybuchło.

– Mamo, proszę cię… – zaczęłam cicho, ale ona nie dawała za wygraną.

– Nie będziesz mi tu ściemniać! Wiem, że to przez ciebie twój ojciec nie przyszedł! – jej słowa odbiły się echem od ścian. Michał podniósł wzrok znad ekranu, babcia zamarła z łyżką w powietrzu.

Zacisnęłam pięści pod stołem. Ojciec… Odkąd wyprowadził się do tej swojej nowej kobiety, wszystko się posypało. Ale przecież to nie była moja wina! Próbowałam tłumaczyć mamie, że nie mam z tym nic wspólnego, ale ona widziała tylko jedno – zdradę. Zawsze byłam jej najstarszą córką, tą odpowiedzialną, która miała wszystko naprawiać. Ale tym razem nie potrafiłam.

– To nie jest sprawiedliwe – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. – To nie ja go wygoniłam.

– Ale to ty z nim rozmawiasz! Ty mu wszystko opowiadasz! – krzyczała dalej mama.

Wtedy babcia Maria odłożyła łyżkę i spojrzała na mnie łagodnie:

– Zosiu, dziecko… Może powinnaś po prostu powiedzieć prawdę. Lepiej raz się pokłócić niż całe życie żyć w kłamstwie.

Prawda? Ale jaka prawda? Że ojciec dzwoni do mnie po nocach i płacze w słuchawkę? Że prosi mnie, żebym przekazała mamie, że ją kocha, ale nie potrafi już wrócić? Że ja sama nie wiem, po której stronie stanąć?

– Nie chcę wybierać – wyszeptałam. – Nie chcę być między wami.

Michał nagle wstał od stołu i rzucił:

– Może wszyscy powinniśmy przestać udawać, że wszystko jest okej!

Jego słowa zawisły w powietrzu. Mama zaczęła płakać. Babcia przytuliła ją do siebie. Dziadek wyszedł na balkon zapalić papierosa. A ja siedziałam jak sparaliżowana.

Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Wszyscy zamarliśmy. Mama otarła łzy i spojrzała na mnie z wyrzutem:

– To pewnie twój ojciec. Idź otwórz.

Serce waliło mi jak młotem. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam go – stał przemoczony, z bukietem zwiędłych tulipanów i miną zbitego psa.

– Cześć, Zosiu… Mogę wejść?

Nie odpowiedziałam. Po prostu cofnęłam się o krok. Ojciec wszedł do środka i spojrzał na wszystkich po kolei. Mama odwróciła wzrok, babcia ścisnęła jej dłoń, Michał patrzył na niego z nienawiścią.

– Przyszedłem przeprosić – powiedział cicho ojciec. – Wiem, że was zawiodłem. Ale nie potrafię żyć bez was.

Mama wybuchła:

– To trzeba było o tym myśleć wcześniej! Teraz sobie przypomniałeś?!

Ojciec ukląkł przy stole i zaczął płakać. Nigdy wcześniej nie widziałam go takiego. Michał wybiegł z pokoju trzaskając drzwiami.

Babcia próbowała załagodzić sytuację:

– Dzieci, życie jest krótkie…

Ale mama była nieugięta:

– Nie chcę go tu widzieć!

Wtedy ojciec spojrzał na mnie błagalnie:

– Zosiu… Pomóż mi…

Czułam się rozdarta na pół. Z jednej strony matka – silna, dumna kobieta, która poświęciła dla nas wszystko. Z drugiej ojciec – słaby, zagubiony człowiek, którego mimo wszystko kochałam.

Wstałam od stołu i powiedziałam:

– Nie mogę być waszym mediatorem. Musicie sami ze sobą porozmawiać.

Mama spojrzała na mnie z bólem:

– Zawiodłaś mnie.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Wyszłam na klatkę schodową i usiadłam na schodach. Deszcz lał jak z cebra.

Po chwili dołączył do mnie Michał.

– Myślisz, że kiedyś będzie normalnie? – zapytał cicho.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.

Po powrocie do mieszkania zastałam rodziców siedzących naprzeciwko siebie przy stole. Milczeli. Babcia robiła herbatę, dziadek wrócił z balkonu i udawał, że czyta gazetę.

Wtedy mama powiedziała:

– Może powinniśmy spróbować jeszcze raz… dla dzieci.

Ojciec skinął głową i spojrzał na mnie z wdzięcznością.

Ale ja wiedziałam, że nic już nie będzie takie jak dawniej.

Wieczorem leżałam w łóżku i myślałam o tym wszystkim. Czy naprawdę musimy wybierać między lojalnością wobec rodziny a własnym szczęściem? Czy można kochać oboje rodziców bez poczucia winy?

A Wy? Co byście zrobili na moim miejscu?