„Niespodziewana poranna niespodzianka cioci Marysi”

Ciocia Marysia była znana w całym małym miasteczku Wierzbowo ze swojego niezachwianego oddania porannym obowiązkom. Każdego dnia, bez wyjątku, wstawała przed świtem, jej wewnętrzny zegar dostosowany do rytmu gospodarstwa. Zeszły wtorek nie był inny. Pierwsze światło dnia przedzierało się przez jej koronkowe zasłony, gdy wysunęła się z łóżka, jej stopy odnajdując znajomą ścieżkę do znoszonych kapci.

Powietrze było rześkie i chłodne, gdy wyszła na zewnątrz, delikatny wiatr szumiał liśćmi starego dębu stojącego na straży w jej ogrodzie. Zatrzymała się na chwilę, chłonąc spokojne piękno wczesnego poranka, zanim ruszyła do stodoły. Kury cicho gdakały na powitanie, gdy się zbliżała, ich pióra potargane od snu.

Z wprawą rozsypała ziarno po ziemi, obserwując, jak kury chciwie dziobią swoje śniadanie. Przemieszczała się między nimi, zbierając jajka z troską, każde z nich było małym skarbem schowanym w jej koszyku. To była rutyna, którą ceniła, moment spokoju przed prawdziwym początkiem dnia.

Wracając do domu, zauważyła pana Kowalskiego, swojego sąsiada, zajętego przycinaniem żywopłotu. Jego ogród był świadectwem jego skrupulatnej natury, każda roślina starannie pielęgnowana i kwitnąca pod jego czujnym okiem. Spojrzał na nią, gdy przechodziła obok, jego wyraz twarzy był niezwykle poważny.

„Marysia!” zawołał, jego głos niosąc się przez podwórko. „Musisz coś ważnego usłyszeć.”

Ciocia Marysia zatrzymała się, zaciekawiona pilnością w jego tonie. Podeszła do płotu oddzielającego ich posesje, stawiając koszyk na trawie.

„Co się stało, Tomku?” zapytała, niepokój przebijający się przez jej głos.

Pan Kowalski zawahał się przez chwilę, rozglądając się wokół jakby chciał się upewnić, że są sami. „Chodzi o stare miejsce Młynarza,” powiedział w końcu. „Słyszałem wczoraj w mieście rozmowy. Mówią, że ma zostać zburzone.”

Ciocia Marysia poczuła szok na jego słowa. Miejsce Młynarza stało na obrzeżach Wierzbowa od pokoleń, jego zwietrzała fasada była znajomym widokiem dla wszystkich mieszkańców. To było więcej niż tylko stary budynek; to był kawałek ich historii.

„Dlaczego mieliby to zrobić?” zapytała, niedowierzanie malujące się w jej słowach.

„Deweloperzy,” odpowiedział ponuro pan Kowalski. „Chcą postawić nowe domy. Nowoczesne.”

Serce cioci Marysi zamarło na tę myśl. Miejsce Młynarza było opuszczone od lat, ale dla wielu mieszkańców miasta było pełne wspomnień. To tam bawiła się jako dziecko, tam opowiadano historie przy kominku.

„Czy nie możemy nic zrobić?” zapytała, desperacja wkradająca się do jej głosu.

Pan Kowalski powoli pokręcił głową. „Nie wiem, Marysia. Ale pomyślałem, że powinnaś wiedzieć.”

Ciocia Marysia skinęła głową, jej umysł pełen możliwości i planów wydających się daremnymi wobec postępu. Podziękowała panu Kowalskiemu i wróciła do swoich obowiązków, ale radość poranka została przyćmiona przez tę wiadomość.

Gdy dzień mijał, ciocia Marysia znalazła się stojąc na skraju swojej posesji, patrząc w stronę miejsca Młynarza. Słońce opadało nisko na niebie, rzucając długie cienie na pola. Wiedziała, że zmiana jest nieunikniona, ale to nie ułatwiało jej zaakceptowania tego faktu.

Następnego ranka ciocia Marysia znów wstała z pierwszymi promieniami słońca, ale w jej sercu była ciężkość, której wcześniej nie było. Świat wokół niej się zmieniał i wszystko co mogła zrobić to trzymać się wspomnień tego co było kiedyś.