Przeterminowane: Opowieść o rodzinnych sekretach i walce z samotnością
Wczorajszy świt w małym miasteczku na obrzeżach Suwalszczyzny powitał mnie chłodem. Kuchnia, przesiąknięta wilgocią starych ścian, milczała, tylko od czasu do czasu skrzypiały deski podłogi. Poranne światło, przebijające się przez zaparowane okno, rzucało na podłogę mój cień — długi, chwiejny, jakby sama bała się zająć zbyt wiele miejsca. Włączyłam stary czajnik, który zasyczał jak rozdrażniona żmija. Przez chwilę miałam wrażenie, że to nie czajnik, a moja matka zaczyna kolejny monolog o moich błędach.
— Katarzyno, ile razy mam ci powtarzać? — jej głos rozbrzmiał w mojej głowie, choć od kilku dni nie było jej w domu. Wyjechała do ciotki Zofii do Augustowa, zostawiając mnie samą z ojcem i stertą niedopowiedzianych spraw.
Spojrzałam na lodówkę. Na jej drzwiach wisiała kartka: „Nie zapomnij kupić mleka. I nie zostawiaj wszystkiego na ostatnią chwilę!” Pod spodem rachunki, stare zdjęcie z komunii mojego brata Michała i magnes z napisem „Najlepsza Mama na świecie”, który dostałam od niej na Dzień Dziecka, kiedy miałam osiem lat. Ironia losu.
Otworzyłam lodówkę. Na półce stał jogurt malinowy. Przeterminowany o trzy dni. Obok masło, które już dawno straciło swój kolor. Wzięłam jogurt do ręki i przez chwilę zastanawiałam się, czy zaryzykować. W końcu odłożyłam go z powrotem. Przeterminowane. Jak wiele rzeczy w tym domu.
Ojciec wszedł do kuchni bez słowa. Jego twarz była zmęczona, oczy podkrążone. Od kiedy mama wyjechała, prawie się nie odzywał. Siedliśmy naprzeciwko siebie przy stole. On patrzył przez okno, ja na swoje dłonie.
— Katarzyno… — zaczął cicho. — Musimy porozmawiać.
Zamarłam. Wiedziałam, że ten moment kiedyś nadejdzie, ale miałam nadzieję, że jeszcze nie dziś.
— O czym? — zapytałam, choć znałam odpowiedź.
— O wszystkim — westchnął ciężko. — O tym, co się dzieje między tobą a matką. O tym, dlaczego Michał nie wraca do domu nawet na święta. O tym… — urwał i spojrzał mi prosto w oczy — …dlaczego wszyscy udajemy, że wszystko jest w porządku.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Chciałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle.
— Tato… ja…
— Wiem, że nie jest ci łatwo — przerwał mi łagodnie. — Ale musisz przestać uciekać przed tym wszystkim. Przed sobą.
Zacisnęłam pięści pod stołem. Ile razy słyszałam te słowa? Ile razy próbowałam tłumaczyć się przed samą sobą?
Wstałam gwałtownie.
— Nie rozumiesz! — krzyknęłam. — Ty zawsze udajesz, że nic się nie dzieje! Że wszystko można zamieść pod dywan!
Ojciec spuścił głowę.
— Może masz rację… Ale już za długo milczymy.
Wybiegłam z kuchni i zatrzasnęłam za sobą drzwi. W pokoju brata nadal stało jego łóżko, na którym leżała stara koszulka z logo zespołu Kult. Michał wyjechał do Warszawy dwa lata temu i od tamtej pory prawie się nie odzywał. Mama zawsze mówiła, że to moja wina — że to ja go wypchnęłam z domu swoim buntem i wiecznymi kłótniami.
Usiadłam na łóżku Michała i zaczęłam płakać. Przypomniałam sobie tamten wieczór sprzed dwóch lat, kiedy pokłóciliśmy się o głupią rzecz — o to, kto ma wynieść śmieci. Ale pod powierzchnią tej sprzeczki kryło się coś więcej: żal, niewypowiedziane pretensje, poczucie niesprawiedliwości.
— Zawsze muszę robić wszystko za ciebie! — krzyczał wtedy Michał.
— Bo ty nigdy nie potrafisz nic zrobić dobrze! — odpowiedziałam złośliwie.
Mama weszła do pokoju i zaczęła krzyczeć na nas oboje. Ojciec siedział w kuchni i udawał, że nie słyszy.
Od tamtej pory wszystko zaczęło się psuć jeszcze bardziej. Michał wyjechał bez pożegnania. Mama zamknęła się w sobie i coraz częściej wyjeżdżała do ciotki Zofii. Ojciec milczał.
A ja? Ja zostałam sama ze swoimi myślami i poczuciem winy.
Tego ranka postanowiłam zrobić porządek w lodówce. Wyjęłam wszystkie przeterminowane produkty: jogurty, sery, stare warzywa. Każdy wyrzucony słoik przypominał mi o czymś niedokończonym w naszym życiu rodzinnym: niewypowiedziane przeprosiny, niewysłane listy, niespełnione obietnice.
Kiedy skończyłam sprzątać, poczułam się lżej. Może to głupie, ale miałam wrażenie, że wyrzucając stare jedzenie, pozbywam się choć części tego ciężaru z serca.
Wieczorem zadzwoniła mama.
— Katarzyno? — jej głos był zmęczony i cichy.
— Tak?
— Jak tam w domu?
Chciałam powiedzieć jej prawdę: że jest pusto i zimno; że ojciec prawie się nie odzywa; że tęsknię za Michałem; że boję się przyszłości bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Ale zamiast tego powiedziałam:
— Wszystko w porządku.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Wiesz… czasem trzeba wyrzucić to, co przeterminowane — powiedziała nagle mama. — Nie tylko z lodówki.
Zaniemówiłam. Czy ona wiedziała? Czy czuła to samo co ja?
Po rozmowie długo siedziałam przy stole w kuchni. Patrzyłam na pustą lodówkę i zastanawiałam się, ile jeszcze rzeczy muszę wyrzucić ze swojego życia, żeby móc zacząć od nowa.
Czy można naprawić to, co przez lata gniło pod powierzchnią? Czy da się jeszcze odzyskać rodzinę? A może są rzeczy tak przeterminowane, że już nigdy nie będą świeże?