Telefon, który zmienił wszystko: Opowieść o tajemnicach, przebaczeniu i rodzinnych ranach
– Halo? – mój głos drżał, gdy odbierałam telefon, choć jeszcze nie wiedziałam dlaczego. Była szósta rano, a dźwięk dzwonka rozdarł ciszę mojego mieszkania na Ochocie jak nóż.
– Pani Anna Nowak? – zapytał męski głos, rzeczowy, beznamiętny. – Tu pogotowie ratunkowe. Pani ojciec, Stanisław Nowak, został przewieziony do szpitala na Lindleya. Prosimy o pilny kontakt.
Na moment świat przestał istnieć. Ojciec. Człowiek, którego próbowałam wymazać z pamięci przez ostatnie dziesięć lat. Człowiek, który zostawił mnie i mamę dla innej kobiety, kiedy miałam siedemnaście lat. Przez chwilę miałam ochotę odłożyć słuchawkę i udawać, że to nie mój problem. Ale coś w środku mnie kazało mi działać.
W szpitalu zapach środków dezynfekujących mieszał się z zapachem strachu. Siedziałam na plastikowym krześle pod salą intensywnej terapii i patrzyłam na drzwi, za którymi leżał człowiek, którego nienawidziłam i za którym tęskniłam jednocześnie. Obok mnie siedziała kobieta o ostrych rysach twarzy – Maria, jego druga żona. Nawet nie spojrzała w moją stronę.
– Przyszłaś? – jej głos był zimny jak lód.
– Tak. – odpowiedziałam cicho. – Lekarz mówił, że stan jest poważny.
– Nie wiem, czego oczekujesz – syknęła Maria. – Nie było cię przez tyle lat.
Zacisnęłam dłonie na torebce. Chciałam jej odpowiedzieć, że to ona rozbiła naszą rodzinę, że to ona zabrała mi ojca. Ale wiedziałam, że to nie jest takie proste. Wina nigdy nie leży po jednej stronie.
Wróciły wspomnienia: ojciec wracający późno z pracy, kłótnie za zamkniętymi drzwiami, mama płacząca w kuchni nad niedopitą herbatą. I ten jeden wieczór, kiedy powiedział mi: „Ania, muszę ci coś powiedzieć. Zakochałem się w kimś innym.”
Przez lata próbowałam zbudować życie bez niego. Skończyłam psychologię na UW, znalazłam pracę w poradni rodzinnej. Pomagałam innym naprawiać ich relacje, choć sama nie potrafiłam naprawić własnej.
Lekarz wyszedł z sali. Jego twarz była poważna.
– Stan pana Stanisława jest stabilny, ale wymaga obserwacji. Możecie wejść na chwilę.
Maria rzuciła mi krótkie spojrzenie i weszła pierwsza. Ja zostałam na korytarzu jeszcze przez chwilę. Bałam się tego spotkania bardziej niż matury czy pierwszego dnia w pracy.
W końcu weszłam do środka. Ojciec leżał blady, podłączony do kroplówek. Otworzył oczy i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Ania…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez gardło nie chciały przejść żadne słowa.
– Przepraszam – wyszeptał ojciec. – Przepraszam za wszystko.
Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam go nienawidzić, ale widząc go takiego bezbronnego, poczułam tylko żal.
– Dlaczego? – zapytałam cicho. – Dlaczego nas zostawiłeś?
Maria odwróciła wzrok. Ojciec milczał długo.
– Byłem tchórzem – powiedział w końcu. – Myślałem, że znajdę szczęście gdzie indziej… Ale nigdy nie przestałem myśleć o tobie i twojej mamie.
Wyszłam z sali roztrzęsiona. Na korytarzu zadzwonił mój telefon – mama.
– Aniu? Co się dzieje? Dlaczego dzwonią do mnie ze szpitala?
– Mama… Tata miał zawał. Jest w szpitalu.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Czy powinnam przyjechać?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Mama przez lata udawała przed światem silną kobietę, ale wiem, ile ją to kosztowało.
– Może… Może powinniśmy spróbować mu wybaczyć? – powiedziałam niepewnie.
Mama westchnęła ciężko.
– Nie wiem, czy potrafię.
Wieczorem wróciłam do pustego mieszkania. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać jak dziecko. Przypomniały mi się wszystkie święta bez ojca, wszystkie urodziny spędzone tylko z mamą i babcią na Skype’ie z Londynu.
Następnego dnia poszłam do pracy jak automat. Koleżanka z gabinetu spojrzała na mnie uważnie.
– Coś się stało?
– Ojciec jest w szpitalu – powiedziałam cicho.
– Ten ojciec? – zapytała znacząco.
Kiwnęłam głową.
– Może to szansa? – powiedziała cicho. – Na zamknięcie tego rozdziału?
Wieczorem wróciłam do szpitala. Maria siedziała przy łóżku ojca i trzymała go za rękę. Kiedy weszłam, spojrzała na mnie z niechęcią.
– Nie potrzebujemy tu ciebie – powiedziała ostro.
– To też mój ojciec – odpowiedziałam spokojnie.
Ojciec spojrzał na nas obie ze smutkiem.
– Przestańcie… Proszę was…
Wyszłyśmy na korytarz.
– Myślisz, że masz prawo tu być po tylu latach? – syknęła Maria.
– Myślę, że mam prawo pożegnać się z ojcem – odpowiedziałam twardo.
Wróciłam do domu wykończona psychicznie. Zadzwoniłam do mamy i opowiedziałam jej wszystko.
– Może powinnam przyjechać – powiedziała cicho mama następnego dnia.
Spotkałyśmy się pod szpitalem. Mama wyglądała na starszą niż pamiętałam; siwe włosy wymknęły się spod czapki, a oczy miała zaczerwienione od płaczu.
Weszłyśmy razem do sali ojca. Spojrzał na nas obie i rozpłakał się jak dziecko.
– Przepraszam was… Tak bardzo was skrzywdziłem…
Mama usiadła przy łóżku i przez chwilę milczała.
– Zawsze myślałam, że jesteś silniejszy ode mnie – powiedziała cicho. – Ale to ja zostałam i musiałam być silna dla Ani.
Ojciec płakał bezgłośnie. Ja też płakałam. Po raz pierwszy od lat poczułam ulgę.
Przez kolejne dni odwiedzałyśmy go razem z mamą. Maria coraz rzadziej pojawiała się w szpitalu; chyba nie mogła znieść naszej obecności. Zaczęliśmy rozmawiać o przeszłości – o tym, co bolało najbardziej, o zdradzie i samotności.
Pewnego wieczoru ojciec poprosił mnie o rozmowę na osobności.
– Aniu… Wiem, że nie zasługuję na twoje przebaczenie… Ale chciałem ci powiedzieć coś ważnego…
Spojrzałam na niego uważnie.
– Zawsze byłem z ciebie dumny… Nawet jeśli nie byłem przy tobie wtedy, kiedy najbardziej mnie potrzebowałaś…
Łzy znów napłynęły mi do oczu.
– Chciałabym ci wybaczyć… Ale nie wiem jak…
Ojciec uśmiechnął się smutno.
– Czasem wystarczy spróbować…
Kilka dni później ojciec zmarł we śnie. Maria nie przyszła na pogrzeb; podobno wyjechała do siostry do Gdańska. Stałyśmy z mamą nad grobem ojca i trzymałyśmy się za ręce mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Po wszystkim wróciłyśmy do pustego mieszkania mamy na Ursynowie i długo milczałyśmy przy herbacie.
– Myślisz, że można naprawdę wybaczyć komuś taką zdradę? – zapytałam cicho mamę.
Mama spojrzała na mnie łagodnie:
– Może nie chodzi o niego… Może chodzi o nas samych?
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę uleczyć rany zadane przez najbliższych? Czy przebaczenie to dar dla nich… czy dla nas samych?