Ostatnie fajerwerki: Odwaga dziadka Władysława, która podzieliła rodzinę
— Nie dotykaj tego, Krzysiek! — głos dziadka Władysława przeszył ciszę sylwestrowego wieczoru jak wystrzał. Stałem na balkonie z zimnym ogniem w dłoni, a wokół mnie tłoczyli się kuzyni, rozbawieni i nieświadomi niebezpieczeństwa. Mama krzyczała z kuchni, żebyśmy nie wychodzili na balkon, ale nikt jej nie słuchał. Dziadek był jedynym dorosłym, który wyszedł do nas, gdy usłyszał trzask petard.
To był ten moment — sekunda, która podzieliła moje życie na „przed” i „po”. Dziadek wbiegł na balkon, chwycił mnie za ramię i odciągnął od balustrady. W tym samym czasie ktoś z sąsiadów odpalił potężną baterię fajerwerków. Jeden z pocisków poleciał w naszym kierunku. Pamiętam błysk, huk i ciepło dłoni dziadka na moim ramieniu. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie: dziadek zasłonił mnie własnym ciałem, a eksplozja rozświetliła noc.
Leżałem na podłodze balkonu, oszołomiony i ogłuszony. Dziadek jęczał z bólu, a jego kurtka dymiła. Mama wybiegła na balkon z krzykiem, tata dzwonił po pogotowie. Kuzyni płakali. Ja patrzyłem na dziadka i nie mogłem uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
W szpitalu lekarze powiedzieli, że dziadek miał szczęście — poparzenia były poważne, ale nie zagrażały życiu. Jednak jego ręka już nigdy nie odzyska pełnej sprawności. Mama płakała przy jego łóżku, tata milczał i patrzył w okno. Ja siedziałem w kącie sali i czułem się winny. To ja miałem zimny ogień w ręku. To ja nie posłuchałem mamy.
Po powrocie do domu atmosfera była napięta jak nigdy wcześniej. Babcia obwiniała wszystkich: mamę za brak kontroli nad dziećmi, tatę za to, że nie pomógł dziadkowi szybciej, mnie za lekkomyślność. Mama zamknęła się w sobie, przestała rozmawiać z babcią. Tata coraz częściej wychodził z domu wieczorami.
Najgorsze były rozmowy przy stole. — Gdybyś słuchał dorosłych, Władysław nie musiałby cierpieć — mówiła babcia z wyrzutem w głosie. — To nie Krzysiek jest winny! — broniła mnie mama. — To był wypadek! — Ale gdybyś go pilnowała… — Babcia nie dawała za wygraną.
Dziadek milczał przez większość czasu. Siedział przy oknie i patrzył na podwórko, gdzie jeszcze niedawno bawiłem się z nim w piłkę. Czasem łapałem jego spojrzenie — pełne smutku, ale też jakiejś cichej dumy. Wiedziałem, że zrobił to z miłości do mnie. Ale czy naprawdę musiał aż tak się poświęcić?
Z czasem rany dziadka zaczęły się goić, ale rodzina już nigdy nie była taka sama. Babcia przestała zapraszać nas na obiady w niedzielę. Mama unikała rozmów o tamtym wieczorze. Tata coraz częściej nocował u kolegi „na rybach”. Ja zamknąłem się w sobie i przestałem wychodzić z domu po zmroku.
Pewnego dnia zebrałem się na odwagę i poszedłem do dziadka do pokoju. Siedział przy stole i układał pasjansa jedną ręką.
— Dziadku… Przepraszam — wyszeptałem.
Spojrzał na mnie długo.
— Krzysiek, nie masz za co przepraszać. Każdy z nas zrobiłby to samo dla kogoś, kogo kocha.
— Ale przez mnie…
— Przez ciebie żyję — przerwał mi stanowczo. — I ty żyjesz. To jest najważniejsze.
Chciałem mu uwierzyć, ale poczucie winy nie znikało. W szkole koledzy pytali o blizny na mojej ręce i o to, czy będę jeszcze odpalać fajerwerki. Nienawidziłem tych pytań.
Minęły miesiące. Zbliżały się kolejne święta, a ja czułem narastające napięcie w domu. Mama i babcia unikały się nawzajem. Tata coraz częściej mówił o rozwodzie. Pewnego wieczoru usłyszałem ich kłótnię:
— To wszystko przez twoją matkę! Nigdy mnie nie szanowała!
— A ty? Gdzie byłeś wtedy?!
— Przynajmniej nie obwiniam własnego dziecka!
Zacząłem się zastanawiać, czy to wszystko naprawdę musiało się wydarzyć. Czy jeden wieczór mógł aż tak zniszczyć rodzinę?
Dziadek coraz częściej chorował. Jego ręka bolała go przy zmianie pogody, a on sam stawał się coraz bardziej zamknięty w sobie. Pewnego dnia znalazłem go płaczącego w kuchni.
— Dziadku…
— Krzysiek… Czasem myślę, że lepiej by było…
Nie dokończył zdania.
Wtedy zrozumiałem: odwaga dziadka uratowała mi życie, ale odebrała coś całej naszej rodzinie — spokój i poczucie bezpieczeństwa.
Dziś mam już własną rodzinę i co roku w Sylwestra patrzę na fajerwerki przez okno, trzymając dzieci z dala od balkonu. Myślę o dziadku Władysławie i o tym jednym wieczorze, który zmienił wszystko.
Czy naprawdę warto poświęcać siebie dla innych? Czy miłość zawsze musi boleć? Może właśnie w takich chwilach poznajemy prawdziwe granice rodzinnych więzi…