Ciągle słyszę, że nie jestem wystarczająco dobrą żoną i matką. Czy naprawdę dom to miejsce, gdzie powinnam się bać?

— Kasia, znowu nie posprzątałaś kuchni! — głos mojej teściowej przebił się przez ściany jak syrena alarmowa. Stałam w łazience, z rękami zanurzonymi w pianie, próbując doprać plamę po soku z bluzki Oliwki. Moja córka, jak zwykle, biegała po domu z rozmazanym jogurtem na policzku, a ja czułam, jak narasta we mnie frustracja.

— Zaraz skończę pranie i się tym zajmę — odpowiedziałam cicho, choć w środku miałam ochotę krzyknąć. Ale przecież nie wolno mi podnosić głosu. Przynajmniej tak twierdzi mój mąż, Michał.

— Kasia, mama ma rację. Trochę więcej organizacji by ci nie zaszkodziło — usłyszałam zza pleców. Michał nawet nie spojrzał na mnie, tylko przeglądał coś w telefonie. Jak zwykle.

Wyszłam z łazienki, czując się jak cień samej siebie. Kuchnia rzeczywiście wyglądała jak po przejściu huraganu, ale czy naprawdę wszystko musi być zawsze idealne? Pracuję na pół etatu w bibliotece, wracam do domu, gotuję, sprzątam, opiekuję się Oliwką. A mimo to codziennie słyszę, że coś robię źle.

Wieczorem usiadłam na kanapie z kubkiem herbaty. Oliwka już spała. Michał oglądał mecz, a ja próbowałam zebrać myśli. Wtedy zadzwoniła moja mama.

— Kasiu, jak się czujesz? — zapytała ciepło.

— Mamo… — głos mi się załamał. — Czuję się jak intruz we własnym domu. Cokolwiek zrobię, jest źle. Michał mnie nie wspiera, a jego mama tylko patrzy, żeby mi coś wytknąć.

— Kochanie, musisz z nim porozmawiać. Nie możesz tak żyć — powiedziała stanowczo.

Ale jak mam rozmawiać z kimś, kto nie chce słuchać?

Następnego dnia rano teściowa znów miała uwagi.

— Kasia, śniadanie powinno być już gotowe. Michał zaraz wychodzi do pracy!

— Już robię — odpowiedziałam automatycznie.

Michał wszedł do kuchni i rzucił mi krótkie spojrzenie.

— Nie mogłabyś wstać wcześniej? Wszyscy bylibyśmy mniej zestresowani.

Zacisnęłam zęby. Chciałam powiedzieć: „A może ty byś pomógł?”, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Przecież nie chcę kolejnej kłótni przy Oliwce.

W pracy w bibliotece czuję się wolna. Tam nikt mnie nie ocenia. Pani Basia z działu dziecięcego zawsze pyta, jak się czuję. Czasem nawet przynosi mi kawę.

— Kasiu, wyglądasz na zmęczoną — powiedziała pewnego dnia. — Wszystko w porządku?

— W domu jest ciężko… — przyznałam cicho.

— Może powinnaś postawić granice? — zaproponowała delikatnie.

Ale jak postawić granice ludziom, których kochasz? Którzy powinni być twoim wsparciem?

Wieczorem zebrałam się na odwagę.

— Michał, musimy porozmawiać — zaczęłam niepewnie.

— Teraz? Jestem zmęczony po pracy…

— Ale ja też jestem zmęczona! — głos mi się załamał. — Czuję się niewidzialna. Ciągle słyszę tylko krytykę. Od ciebie i od twojej mamy. Czy naprawdę niczego nie robię dobrze?

Michał spojrzał na mnie zdziwiony.

— Przesadzasz. Każdy ma swoje obowiązki.

— Ale ja mam ich najwięcej! Ty nawet nie wiesz, ile rzeczy robię każdego dnia! — łzy napłynęły mi do oczu.

W tym momencie do kuchni weszła teściowa.

— Co tu za scena? Kasia, kobieta powinna być silna i ogarniać dom bez narzekania!

Nie wytrzymałam.

— A może kobieta też potrzebuje wsparcia? Może nie jestem robotem!

Zapadła cisza. Michał odwrócił wzrok. Teściowa pokręciła głową i wyszła bez słowa.

Przez kolejne dni atmosfera była napięta jak struna. Michał unikał rozmów, teściowa milczała demonstracyjnie. Czułam się jeszcze bardziej samotna niż wcześniej.

Zaczęłam coraz częściej wychodzić z Oliwką na długie spacery. W parku spotkałam Anię, dawną koleżankę ze studiów.

— Kasia! Jak ty wyglądasz… Co się dzieje?

Opowiedziałam jej wszystko. O krytyce, o braku wsparcia, o tym, że czuję się obca we własnym domu.

— Musisz pomyśleć o sobie i o Oliwce — powiedziała stanowczo Ania. — Może czas na terapię? Albo chociaż rozmowę z kimś spoza rodziny?

Zaczęłam czytać o asertywności i stawianiu granic. Znalazłam grupę wsparcia dla kobiet w podobnej sytuacji. Po raz pierwszy od dawna poczułam nadzieję.

Pewnego wieczoru usiadłam przy stole z Michałem.

— Chcę spróbować terapii dla par — powiedziałam spokojnie. — Albo chociaż porozmawiać z kimś razem. Jeśli nic się nie zmieni… nie wiem, czy dam radę dalej tak żyć.

Michał długo milczał.

— Nie wiedziałem, że aż tak to przeżywasz… — powiedział w końcu cicho.

Może coś się zmieni? Może dom przestanie być miejscem strachu i krytyki?

Czasem zastanawiam się: czy to ja jestem problemem? Czy może to inni nie potrafią zaakceptować mojej niedoskonałości? Czy dom powinien być miejscem walki czy wsparcia? Co wy o tym myślicie?