Jak ciężka może być szklanka wody? Moja historia o tym, jak nauczyłam się odpuszczać

— Mamo, ile jeszcze będziesz tak stała? — głos mojej córki, Julki, rozbrzmiewał w kuchni, gdy trzymałam szklankę wody w wyciągniętej ręce. Drżała mi dłoń, a krople spływały po szkle. Patrzyłam na nią, jakby to był najcięższy przedmiot na świecie. — Zaraz, kochanie — odpowiedziałam cicho, choć sama nie wiedziałam, do kogo mówię bardziej: do niej czy do siebie.

To był kolejny wieczór, kiedy wracałam z pracy później niż powinnam. W domu czekał na mnie bałagan, nieodrobione lekcje Julki i mąż, który od miesięcy rozmawiał ze mną tylko o rachunkach i obowiązkach. W pracy — wieczne pretensje szefowej, że nie wyrabiam się z projektami. W domu — pretensje mamy przez telefon: „Czemu nie przyjeżdżasz częściej? Ojciec się pyta, czy już o nas zapomniałaś”.

Szklanka wody. Niby nic. Ale im dłużej ją trzymasz, tym cięższa się wydaje. Tak samo jest z problemami — powtarzała kiedyś moja babcia. Ale ja nigdy nie potrafiłam odłożyć tej szklanki. Zawsze musiałam być silna. Dla wszystkich.

— Mamo, ja naprawdę muszę już spać…

— Już idę, Julka — westchnęłam i odstawiłam szklankę na blat. Przez chwilę miałam ochotę nią rzucić. Zamiast tego poszłam do jej pokoju.

— Opowiesz mi bajkę? — zapytała cicho.

Usiadłam na brzegu łóżka i pogłaskałam ją po włosach. — Dawno, dawno temu…

Ale głos mi się załamał. Zamiast bajki zaczęłam płakać. Cicho, żeby nie przestraszyć Julki. Ale ona przytuliła mnie mocno i powiedziała: — Mamo, nie płacz. Ja cię kocham.

Te słowa przebiły się przez mur, który budowałam wokół siebie latami. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo w małym mieszkaniu na Pradze. Ojciec wiecznie zmęczony po pracy na kolei, matka krzycząca o rachunki i nieposprzątany pokój. Ja — zawsze ta grzeczna, zawsze ta odpowiedzialna.

Kiedy poznałam Tomka, wydawało mi się, że wszystko będzie inaczej. On był spokojny, czuły… Przynajmniej na początku. Potem przyszły kredyty, praca po godzinach, narodziny Julki i coraz mniej rozmów o marzeniach, a coraz więcej o tym, kto kupi chleb i kto odbierze dziecko z przedszkola.

Pamiętam dzień, kiedy Tomek wrócił z pracy i rzucił torbą o podłogę.

— Znowu nie ma obiadu? — zapytał z wyrzutem.

— Przepraszam, miałam dziś zebranie…

— Zawsze masz jakieś zebrania! Może powinnaś pomyśleć o rodzinie!

Te słowa bolały bardziej niż jakiekolwiek inne. Bo ja myślałam o rodzinie cały czas. Tylko nikt nie myślał o mnie.

Od tamtej pory coraz częściej zamykałam się w łazience i płakałam po cichu. Zaczęłam mieć problemy ze snem. W pracy popełniałam błędy. Szefowa zaczęła grozić zwolnieniem.

Pewnego dnia mama zadzwoniła znowu:

— Aniu, czemu tak rzadko dzwonisz? Ojciec się martwi…

— Mamo, ja nie mam siły…

— Każdy ma problemy! My też mieliśmy ciężko! Ale trzeba być twardym!

Wtedy po raz pierwszy wykrzyczałam jej do słuchawki:

— Ja już nie chcę być twarda! Chcę po prostu odpocząć!

Zapanowała cisza. Mama się rozłączyła.

Wróciłam do kuchni i spojrzałam na szklankę wody. Ile ona waży? 200 gramów? 300? Ale jeśli trzymasz ją godzinami… dniami… latami… to nagle wydaje się ważyć tonę.

Następnego dnia poszłam do psychologa. Po raz pierwszy w życiu powiedziałam komuś obcemu: „Nie daję rady”.

— Co by się stało, gdyby pani odłożyła tę szklankę? — zapytała cicho terapeutka.

Zaniemówiłam.

— Może ktoś inny by ją podtrzymał? Albo może ona wcale nie musi być cały czas w pani rękach?

Wróciłam do domu i powiedziałam Tomkowi:

— Musimy porozmawiać.

Był zaskoczony. Ja też byłam zaskoczona własną odwagą.

— Nie dam rady sama wszystkiego ciągnąć — powiedziałam drżącym głosem. — Potrzebuję pomocy.

Tomek milczał długo. Potem usiadł obok mnie i pierwszy raz od miesięcy mnie przytulił.

— Przepraszam — wyszeptał.

Nie rozwiązało to wszystkich problemów od razu. Ale zaczęliśmy rozmawiać. Czasem kłóciliśmy się jeszcze bardziej niż wcześniej. Ale przynajmniej zaczęliśmy mówić o tym, co nas boli.

Julka coraz częściej przychodziła do mnie z rysunkami: „To ty, mamo — uśmiechnięta”.

Mama zadzwoniła po tygodniu:

— Przepraszam, Aniu… Nie wiedziałam, że ci tak ciężko.

Może nigdy nie będziemy idealną rodziną z reklam. Może zawsze będziemy trochę pogubieni i zmęczeni. Ale nauczyłam się jednego: czasem trzeba odłożyć szklankę wody i pozwolić sobie na słabość.

Czy wy też czasem czujecie, że wasza szklanka jest już za ciężka? Co robicie, żeby ją odłożyć choć na chwilę?