„Jak odważyłam się wyjechać sama – i dlaczego moja rodzina nigdy mi tego nie wybaczyła”
– Naprawdę to zrobiłaś? – głos mamy drżał, gdy patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Stałam w kuchni, jeszcze z piaskiem w butach i zapachem morza we włosach. Wróciłam właśnie z tygodniowego urlopu nad Bałtykiem. Sama. Bez rodziny, bez przyjaciół, bez tłumaczenia się komukolwiek. Po raz pierwszy od pięciu lat poczułam, że oddycham.
Ale dla mojej rodziny to był szok. – Jak mogłaś pojechać sama? – dopytywała siostra, Zuzka, z wyrzutem. – Przecież zawsze jeździliśmy razem! Tata milczał, ale widziałam w jego oczach rozczarowanie. Babcia tylko westchnęła ciężko i wyszła do ogrodu. W tej jednej chwili poczułam się jak zdrajczyni.
A przecież przez ostatnie lata robiłam wszystko dla nich. Po studiach wróciłam do rodzinnego domu w Toruniu, żeby pomagać rodzicom z młodszym bratem, Szymkiem. Pracowałam na dwa etaty – rano w urzędzie miasta, wieczorami udzielałam korepetycji z matematyki. Każdą złotówkę odkładałam na spłatę kredytu studenckiego. Nie było mowy o żadnych wakacjach, imprezach czy nawet nowych butach. Kiedy Szymek zachorował na zapalenie płuc, to ja siedziałam przy nim w szpitalu. Kiedy mama złamała nogę, to ja gotowałam obiady i sprzątałam dom.
W końcu, po pięciu latach harówki, przyszedł ten dzień: ostatnia rata kredytu przelana do banku. Usiadłam wtedy na łóżku i rozpłakałam się ze szczęścia. Poczułam się wolna. I wtedy przyszła myśl: „A gdyby tak pojechać gdzieś sama? Tylko dla siebie?”
Zarezerwowałam mały pokój w pensjonacie w Jastrzębiej Górze. Nikomu nie powiedziałam – bałam się reakcji rodziny. Spakowałam plecak, kupiłam bilet na pociąg i pojechałam. Przez siedem dni chodziłam boso po plaży, czytałam książki na tarasie i patrzyłam w morze. Po raz pierwszy od lat nie musiałam się spieszyć ani nikomu tłumaczyć.
Wróciłam do domu z opalenizną i uśmiechem na twarzy. Ale zamiast radości czekała mnie burza.
– Myślisz tylko o sobie! – krzyczała Zuzka. – Mama przez cały tydzień martwiła się, czy coś ci się nie stało! Tata nie powiedział ani słowa, ale widziałam, jak zaciska pięści.
– A może byś tak pomyślała o nas? – rzuciła mama z goryczą. – Przecież rodzina jest najważniejsza!
Próbowałam tłumaczyć: – Przez pięć lat nie miałam ani jednego dnia dla siebie! Chciałam po prostu odpocząć…
– Każdy jest zmęczony! – przerwała mi babcia, która wróciła z ogrodu. – Ale nie każdy ucieka!
Wtedy poczułam, jakby ktoś mnie uderzył w twarz. Ucieka? Czy naprawdę tak to wyglądało?
Przez kolejne dni atmosfera w domu była lodowata. Szymek nie odzywał się do mnie wcale, a mama chodziła ze spuszczoną głową. Nawet pies przestał merdać ogonem na mój widok.
Wieczorem usiadłam z tatą przy kuchennym stole.
– Wiesz… – zaczął cicho – …twoja mama bardzo się martwiła. Myśleliśmy, że coś ci się stało.
– Tato, jestem dorosła – odpowiedziałam spokojnie. – Chciałam po prostu odpocząć.
– Ale dlaczego sama? – zapytał z bólem w głosie.
Nie umiałam odpowiedzieć. Może dlatego, że przez całe życie byłam „dla kogoś”. Dla rodziny, dla pracy, dla innych… A nigdy dla siebie.
Zuzka przestała ze mną rozmawiać. Mama zaczęła sugerować, żebym przeprosiła wszystkich za „egoizm”. Nawet babcia rzucała kąśliwe uwagi przy obiedzie: – Kiedyś to dziewczyny nie miały takich fanaberii…
Czułam się winna i jednocześnie… wolna. Po raz pierwszy postawiłam siebie na pierwszym miejscu i świat się nie zawalił – choć rodzina była innego zdania.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę mamy z babcią:
– Może przesadzamy? – zapytała mama cicho.
– Dzieci teraz mają inne priorytety… – westchnęła babcia.
– Ale przecież rodzina powinna być razem…
Leżałam wtedy w łóżku i płakałam cicho w poduszkę. Czy naprawdę jestem taka zła?
Minęły dwa tygodnie. Rodzina nadal oczekuje przeprosin. Ja jednak nie czuję się winna. Wiem, że muszę nauczyć się dbać o siebie – bo nikt inny tego za mnie nie zrobi.
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: Czy naprawdę trzeba przepraszać za to, że chce się być szczęśliwym? Czy egoizm to zawsze coś złego? Co wy o tym myślicie?