Kiedy rodzina nie wystarcza: Moja mama mieszka za ścianą, a ja i tak muszę szukać opiekunki do dziecka
— Mamo, czy możesz dziś zostać z Zosią na dwie godziny? — pytam przez telefon, ściskając słuchawkę tak mocno, że aż bolą mnie palce. W tle słyszę telewizor i głos taty: „Znowu coś od nas chce”.
— Nie mogę, kochanie, mam dzisiaj pilates i muszę jeszcze zrobić zakupy — odpowiada mama, a ja czuję, jak w gardle rośnie mi gula.
Odkładam telefon i patrzę na śpiącą Zosię. Ma dopiero dziewięć miesięcy, a ja już czuję się jakby minęło dziewięć lat. Kacper, mój mąż, wróci z pracy dopiero po dwudziestej. Mieszkamy w bloku na warszawskim Ursynowie, a moi rodzice — dosłownie piętro niżej. Kiedy byłam w ciąży, wszyscy powtarzali: „Ale ci dobrze, będziesz miała pomoc pod ręką”. Tylko że ta ręka jakoś nigdy nie jest wyciągnięta w moją stronę.
Pamiętam, jak jeszcze na studiach z Kacprem marzyliśmy o wspólnym życiu. On studiował informatykę, ja pedagogikę. Byliśmy nierozłączni. Kiedy zaszłam w ciążę, rodzice byli zaskoczeni, ale nie powiedzieli nic złego. „Poradzicie sobie”, rzucił tata. „Dzieci to szczęście”, dodała mama. Ale kiedy przyszło co do czego…
— Może przesadzasz? — mówi Kacper wieczorem, kiedy opowiadam mu o rozmowie z mamą. — Twoja mama zawsze była trochę… zajęta sobą.
— Ale przecież to jej wnuczka! — wybucham. — Czy naprawdę tak trudno poświęcić nam trochę czasu?
Kacper wzdycha i przytula mnie mocno. — Może powinniśmy zatrudnić opiekunkę.
— Opiekunkę? — powtarzam z niedowierzaniem. — Mamy rodzinę za ścianą!
Ale następnego dnia, kiedy znów muszę iść do lekarza, a mama odmawia, zaczynam przeglądać ogłoszenia w internecie. Każde kliknięcie boli mnie jak zdrada. Przecież nie tak to miało wyglądać.
W dzieciństwie mama była dla mnie wszystkim. Odbierała mnie z przedszkola, piekła szarlotkę na każdą okazję, tuliła po koszmarach. Ale odkąd wyszłam za mąż i urodziłam dziecko, jakby zamknęła się w swoim świecie. Często słyszę: „Teraz mam czas dla siebie”, „Już się wychowałam dzieci”.
Pewnego dnia spotykam ją na klatce schodowej.
— Mamo, naprawdę nie możesz mi pomóc? Chociaż raz w tygodniu?
Patrzy na mnie z lekkim uśmiechem.
— Kochanie, musisz nauczyć się radzić sobie sama. Ja też nie miałam pomocy.
Chcę krzyczeć: „Ale ty nie pracowałaś na pełen etat! Miałaś babcię pod ręką!”. Ale tylko kiwam głową i wracam do mieszkania.
Wieczorem dzwoni do mnie siostra Kacpra, Ania.
— Słuchaj, może przyjadę w weekend i trochę ci pomogę?
Prawie płaczę ze wzruszenia. Ania mieszka w Łodzi, ma dwójkę dzieci i pracuje na dwa etaty. A mimo to znajduje dla mnie czas.
W końcu zatrudniam opiekunkę — panią Halinę. Starsza pani z ciepłym uśmiechem i anielską cierpliwością do dzieci. Zosia ją uwielbia. Ja też zaczynam ją lubić… ale w środku czuję się winna. Czy jestem złą córką? Czy powinnam bardziej walczyć o relację z mamą?
Pewnego wieczoru mama dzwoni do drzwi.
— Przyszłam zobaczyć Zosię — mówi chłodno.
Zosia śpi. Mama siada na kanapie i zaczyna mówić o swoim nowym kursie jogi, o koleżankach z osiedla. Ani słowa o mnie, o tym jak się czuję.
— Mamo… — zaczynam cicho. — Czasem czuję się bardzo samotna.
Patrzy na mnie zdziwiona.
— Masz męża, masz dziecko… Czego ci brakuje?
Nie umiem odpowiedzieć. Chciałabym powiedzieć: „Ciebie mi brakuje”.
Kiedy wychodzi, zostaję sama z myślami. Czy naprawdę oczekuję za dużo? Czy dzisiejsze matki są bardziej samotne niż nasze mamy były kiedyś?
Czasem patrzę na Zosię i obiecuję sobie: „Ja będę inna”. Ale czy naprawdę będę potrafiła być zawsze blisko?
Może rodzina to nie tylko więzy krwi, ale przede wszystkim wybory i codzienna obecność? Czy Wy też czasem czujecie się samotni mając rodzinę tuż obok?