„Poprosiłam teściową o opiekę nad dziećmi, ale jej odpowiedź złamała mi serce”

– Mamo, czy mogłabyś zostać z dziećmi w sobotę? – zapytałam, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Stałam w kuchni, patrząc na rozrzucone zabawki i niedojedzone kanapki. W tle słyszałam śmiech moich bliźniaków, Zosi i Antka. Byłam wykończona po całym tygodniu pracy i marzyłam o jednym wolnym popołudniu, żeby załatwić sprawy, które od miesięcy odkładałam na później.

Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam westchnienie. – Wiesz, Kasiu, bardzo bym chciała, ale już obiecałam Grażynie, że pojedziemy na działkę. Muszę trochę odpocząć, ostatnio tyle się działo…

Zamarłam. Grażyna – jej sąsiadka z klatki. Działka – jej azyl od świata. A ja? Ja byłam tą, która zawsze rozumiała, że „mama musi odpocząć”, że „po śmierci taty wszystko się zmieniło”. Ale dziś czułam się zdradzona. Dzieci czekały na babcię od tygodnia. Obiecała im wspólne pieczenie ciasteczek i czytanie bajek.

– Rozumiem – odpowiedziałam cicho, choć wcale nie rozumiałam. – Powiem dzieciom, że nie przyjdziesz.

– Przepraszam cię, Kasiu… Naprawdę. Może innym razem?

Rozłączyłam się i przez chwilę patrzyłam w pustkę. W tym momencie do kuchni wbiegł Antek.

– Mamo! A kiedy babcia przyjdzie? – zapytał z nadzieją w oczach.

– Nie przyjdzie w sobotę, kochanie. Ma inne plany.

Widziałam, jak jego twarz posmutniała. Zosia zaczęła płakać. Przytuliłam ich oboje, czując narastającą złość i bezsilność.

Wieczorem, gdy mąż wrócił z pracy, opowiedziałam mu o rozmowie z jego mamą. Marek spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Przecież mama też ma prawo do swojego życia. Nie możesz wymagać od niej wszystkiego.

– Ale Marek… Ona obiecała dzieciom! One czekały cały tydzień!

– Kasia, przesadzasz. Po śmierci taty mama jest sama. Musisz być bardziej wyrozumiała.

Poczułam się jak intruz we własnym domu. Zawsze to ja musiałam być tą wyrozumiałą. To ja godziłam się na to, że Marek co weekend jeździ do mamy naprawiać kran albo kosić trawę na działce. To ja zostawałam sama z dziećmi i domem.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę wymagam za dużo? Czy proszenie o pomoc to egoizm? Czy zawsze muszę być tą silną?

Następnego dnia zadzwoniła moja mama.

– Kasiu, słyszałam od Zosi, że babcia Madzia nie przyjdzie w sobotę. Może ja zabiorę dzieci do siebie?

Poczułam ulgę i wdzięczność, ale też ukłucie żalu – dlaczego to zawsze moja mama ratuje sytuację?

W sobotę rano Marek szykował się do wyjazdu do swojej mamy.

– Jadę pomóc mamie z ogrodem – rzucił mimochodem.

– A dzieci? – zapytałam chłodno.

– Twoja mama je zabiera, prawda? – odpowiedział bez cienia refleksji.

Patrzyłam na niego i czułam narastającą frustrację. Czy naprawdę jestem tylko dodatkiem do jego rodziny? Czy nasze dzieci są mniej ważne niż potrzeby jego matki?

Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Postanowiłam powiedzieć wszystko, co leżało mi na sercu.

– Marek, czuję się niewidzialna w tej rodzinie. Twoja mama jest dla ciebie najważniejsza, a ja… Ja po prostu muszę sobie radzić sama.

Marek spuścił wzrok.

– Kasia… Ja po prostu nie chcę, żeby mama czuła się samotna.

– A ja? Czy ja nie jestem samotna? Czy nie widzisz, jak bardzo potrzebuję wsparcia?

Przez chwilę panowała cisza.

– Może powinniśmy porozmawiać wszyscy razem – zaproponował w końcu Marek.

Kilka dni później spotkaliśmy się u teściowej. Dzieci bawiły się w pokoju obok.

– Madziu – zaczęłam niepewnie – wiem, że masz swoje życie i swoje potrzeby. Ale dzieci bardzo za tobą tęsknią. Ja też czasem potrzebuję pomocy…

Teściowa spojrzała na mnie zaskoczona.

– Kasiu… Nie wiedziałam, że aż tak ci zależy. Myślałam, że radzisz sobie świetnie…

– Radzę sobie, bo muszę – odpowiedziałam szczerze. – Ale czasem chciałabym poczuć, że ktoś mnie wspiera.

Madzia westchnęła ciężko.

– Po śmierci Staszka wszystko się zmieniło. Boję się być sama… Dlatego uciekam na działkę albo do Grażyny. Ale masz rację – zaniedbałam was trochę…

Wtedy do pokoju wbiegły dzieci z rysunkami dla babci.

– Babciu! Zobacz co narysowaliśmy!

Teściowa uśmiechnęła się przez łzy i przytuliła ich mocno.

Od tamtej pory nasze relacje powoli zaczęły się zmieniać. Madzia częściej odwiedzała wnuki, a Marek zaczął zauważać moje potrzeby. Ale wciąż noszę w sobie żal i pytania: dlaczego tak trudno nam mówić o swoich uczuciach? Dlaczego tak często udajemy silnych zamiast prosić o pomoc?

Czy tylko ja czuję się czasem niewidzialna w swojej rodzinie? Czy wy też macie takie chwile?