Zemdlałam na Oczach Całej Rodziny, Bo Mój Mąż Zostawił Mnie Samą z Naszym Synkiem – Czy To Już Koniec Naszego Małżeństwa?
– Anka, weź go na chwilę, bo ja muszę zjeść – usłyszałam głos Pawła, mojego męża, kiedy nasz dwumiesięczny synek zaczął płakać podczas obiadu u teściów. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Moje ręce drżały, a w głowie miałam tylko jedno: „Nie dam już rady”. Od tygodni nie przespałam ani jednej nocy w całości. Karmiłam, przewijałam, tuliłam, a Paweł… Paweł był jakby obok. Fizycznie obecny, ale emocjonalnie nieosiągalny.
Wszyscy siedzieli przy stole – mama Pawła, jego siostra Magda z mężem, nawet mój tata przyjechał specjalnie z Gdańska. Wszyscy patrzyli na mnie, jakbym była jedyną osobą odpowiedzialną za nasze dziecko. Paweł odsunął talerz i podał mi synka, nawet nie patrząc mi w oczy. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Próbowałam się opanować, ale czułam się jak w pułapce.
– Aniu, może chcesz się położyć? – zapytała cicho moja mama, widząc moją bladość.
– Nie, dam radę – wyszeptałam, choć wiedziałam, że to nieprawda.
Synek płakał coraz głośniej. Próbowałam go uspokoić, ale ręce mi się trzęsły. Wszyscy zaczęli rozmawiać o czymś innym, jakby nic się nie działo. Paweł wrócił do rozmowy z Magdą o nowym samochodzie. Poczułam się niewidzialna. Nagle świat zaczął wirować. Ostatnie, co pamiętam, to dźwięk upadającego talerza i krzyk mojej mamy: „Anka!”
Obudziłam się na kanapie w salonie teściów. Nad sobą zobaczyłam twarz mamy i Pawła. Mama trzymała mnie za rękę, a Paweł stał z boku, wyraźnie zdenerwowany.
– Co się stało? – zapytałam słabo.
– Zemdlałaś – odpowiedziała mama. – Jesteś wykończona.
Paweł milczał. Patrzył gdzieś w bok.
– Może powinniście wrócić do domu – rzuciła teściowa tonem, który miał być troskliwy, ale zabrzmiał jak wyrzut.
W drodze do domu Paweł prowadził samochód w milczeniu. Ja siedziałam z tyłu z synkiem na rękach. Czułam się upokorzona i samotna jak nigdy wcześniej.
Wieczorem próbowałam porozmawiać z Pawłem.
– Paweł… ja już nie daję rady sama. Potrzebuję twojej pomocy. Nie mogę być jedyną osobą odpowiedzialną za nasze dziecko.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Przecież pomagam. Pracuję cały dzień, a potem też jestem w domu.
– Ale nie zajmujesz się nim! Nawet dziś… Nawet kiedy widziałeś, że ledwo stoję na nogach!
Wzruszył ramionami.
– Ty zawsze wszystko robisz najlepiej. Ja się boję, że coś zepsuję. Poza tym… przecież to naturalne, że matka lepiej sobie radzi z dzieckiem.
Poczułam, jak coś we mnie pęka.
– Naturalne? A moje zdrowie? Moje potrzeby? Czy ja już nie istnieję jako człowiek?
Nie odpowiedział. Wyszedł do drugiego pokoju i zamknął drzwi.
Zostałam sama z płaczącym synkiem i własnymi myślami. Przez kolejne dni próbowałam rozmawiać z Pawłem jeszcze kilka razy. Za każdym razem słyszałam to samo: „Przesadzasz”, „Inne kobiety też sobie radzą”, „Moja mama nigdy nie narzekała”.
Czułam się coraz bardziej niewidzialna i bezsilna. Zaczęłam unikać kontaktu z rodziną Pawła – miałam wrażenie, że wszyscy uważają mnie za słabą i roszczeniową. Nawet moja mama zaczęła mówić: „Może po prostu musisz się przyzwyczaić”.
Ale ja nie chciałam się przyzwyczajać do samotności w małżeństwie. Zaczęłam szukać wsparcia w internecie – czytałam historie innych kobiet, które czuły się tak samo jak ja. Zrozumiałam wtedy, że nie jestem sama.
Pewnego wieczoru, kiedy synek w końcu zasnął po godzinach płaczu, usiadłam na podłodze w łazience i zaczęłam płakać. Płakałam długo – z bezsilności, rozczarowania i żalu do Pawła i całego świata.
Następnego dnia postanowiłam postawić sprawę jasno.
– Paweł – powiedziałam stanowczo – jeśli nic się nie zmieni, jeśli nie zaczniesz mi pomagać i traktować mnie poważnie jako partnerki i matki twojego dziecka… ja odejdę. Nie chcę być samotna w małżeństwie.
Spojrzał na mnie zaskoczony i chyba po raz pierwszy zobaczył we mnie kogoś więcej niż tylko „matkę jego dziecka”.
Nie wiem jeszcze, co będzie dalej. Czy Paweł się zmieni? Czy uda nam się uratować rodzinę? Czy warto walczyć o siebie nawet wtedy, gdy druga strona nie chce pomóc?
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze kobiet musi upaść na oczach całej rodziny, zanim ktoś zauważy ich cierpienie? Czy naprawdę musimy być silne zawsze i za wszelką cenę?