Czy oddać nasz dom córce i jej narzeczonemu? Historia o miłości, poświęceniu i rodzinnych dylematach
— Mamo, naprawdę nie rozumiesz? My z Kubą nie mamy gdzie mieszkać! — głos Oli drżał, a w jej oczach widziałam łzy, które próbowała ukryć za gniewem. Stała w kuchni, oparta o blat, a ja czułam, jak serce ściska mi się z bólu.
Od dwunastu lat budowaliśmy z Markiem ten dom. Każda cegła, każdy krzak w ogrodzie, każda rysa na podłodze miała swoją historię. Pamiętam, jak sadziliśmy pierwsze drzewka — Ola wtedy jeszcze biegała po trawie w różowych kaloszach i śmiała się do rozpuku. Teraz stoi przede mną dorosła kobieta, która żąda ode mnie największego poświęcenia.
— Olu, to jest nasz dom. Nasza przystań na stare lata — próbowałam mówić spokojnie, choć głos mi się łamał. — Zawsze mówiłaś, że chcesz być niezależna…
— Ale czasy się zmieniły! — przerwała mi gwałtownie. — Kredyty są nieosiągalne, mieszkania drogie. A wy macie wszystko gotowe. Czy naprawdę chcecie patrzeć, jak wasza jedyna córka męczy się w wynajętym pokoju?
Marek milczał. Siedział przy stole, dłubiąc widelcem w talerzu. Wiedziałam, że w środku aż się gotuje, ale nie chciał dolewać oliwy do ognia. Zawsze był bardziej stanowczy ode mnie, ale teraz widziałam w nim bezradność.
— Może… moglibyście zamieszkać u babci? — Ola patrzyła na mnie błagalnie. — Przecież ona i tak jest sama od śmierci dziadka.
Poczułam, jak ogarnia mnie fala gniewu i rozpaczy. Czy naprawdę mam oddać wszystko, na co pracowałam całe życie? Czy to jest miłość matki — rezygnować z siebie dla dziecka?
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Marek przewracał się z boku na bok.
— Co my zrobimy? — wyszeptałam w ciemności.
— Nie wiem — odpowiedział cicho. — Chciałem tu umrzeć. W tym domu. Ale Ola…
— Wiem.
Przez kolejne dni atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią. Ola przychodziła codziennie, czasem z Kubą, który był wyraźnie skrępowany całą sytuacją. Unikał mojego wzroku, a kiedy próbowałam z nim rozmawiać, odpowiadał półsłówkami.
Pewnego wieczoru usiedliśmy wszyscy razem przy stole. Ola zaczęła płakać.
— Mamo, tato… Ja wiem, że to dla was trudne. Ale my naprawdę nie mamy innego wyjścia. Jeśli nie dostaniemy tego domu… nie wiem, czy damy radę być razem.
To zdanie przebiło mnie na wskroś. Czy naprawdę szczęście mojego dziecka zależy od tego domu? Czy jestem egoistką?
Marek odchrząknął.
— Olu, a co jeśli my oddamy wam dom… i co dalej? My pójdziemy do babci? A jeśli ona zachoruje? Jeśli będzie potrzebowała opieki?
Ola spuściła głowę.
— Może wtedy wrócicie do nas…
— Ale to już nie będzie nasz dom — powiedziałam cicho.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy w zawieszeniu. Każda rozmowa kończyła się kłótnią albo łzami. Próbowałam rozmawiać z przyjaciółkami — jedna mówiła: „Daj jej ten dom! Dzieci są najważniejsze!”, inna: „Nie możesz poświęcać siebie! Masz prawo do własnego życia!”
W pracy byłam rozkojarzona. Szefowa zapytała mnie nawet, czy wszystko w porządku.
— Mam rodzinny problem — wymamrotałam.
W końcu przyszedł dzień decyzji. Marek zaproponował kompromis: możemy zamieszkać razem przez rok — my na dole, Ola z Kubą na górze. Po roku zobaczymy, czy to ma sens.
Ola była zachwycona. Kuba wydawał się sceptyczny.
Pierwsze tygodnie były trudne. Każdy miał swoje przyzwyczajenia: my lubiliśmy ciszę i porządek, oni żyli głośno i spontanicznie. Kłóciliśmy się o drobiazgi: kto ma wynosić śmieci, kto sprząta łazienkę, czyje rzeczy mogą stać w przedpokoju.
Pewnego dnia usłyszałam przez drzwi kłótnię Oli i Kuby:
— Twoi rodzice traktują mnie jak intruza! — krzyczał Kuba.
— Bo ciągle narzekasz! Oni się starają!
Zrozumiałam wtedy, że dom to nie tylko mury i dach nad głową. To przestrzeń wspólnych wartości i kompromisów.
Po pół roku Marek zachorował na serce. Potrzebował spokoju i opieki. Ola była wtedy zajęta pracą i planowaniem ślubu. Kuba coraz częściej wychodził wieczorami.
Pewnej nocy usiadłam przy łóżku Marka i płakałam cicho.
— Może powinniśmy byli zostać sami…
On uśmiechnął się słabo:
— Ale wtedy nie wiedzielibyśmy, jak bardzo nam na sobie zależy.
Po roku Ola i Kuba postanowili się wyprowadzić do wynajmowanego mieszkania. Powiedzieli, że potrzebują własnej przestrzeni.
Zostaliśmy sami w naszym domu — zmęczeni, ale silniejsi niż kiedykolwiek.
Czasem patrzę przez okno na ogród i zastanawiam się: czy naprawdę można oddać wszystko dla dziecka? Czy miłość rodzicielska polega na poświęceniu siebie — czy może na uczeniu dzieci samodzielności?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu?