Gdy Rodzice Odchodzą, Zostaje Tylko Cisza. Czy Warto Było Walczyć o Naszą Miłość?
– Nie będę ich zapraszał, Magda. Nie chcę ich widzieć – powiedział Gabriel, patrząc przez okno na szare, listopadowe niebo. Jego głos był twardy jak lód, a ja poczułam, jak coś we mnie pęka.
– Ale to twój ślub. Nasz ślub. To ważne… – próbowałam jeszcze raz, choć wiedziałam, że to walka z wiatrakami. Gabriel odwrócił się do mnie powoli, z tym swoim zmęczonym spojrzeniem, które pojawiało się zawsze, gdy rozmowa schodziła na jego rodziców.
– Magda, nie rozumiesz. Oni mnie już dawno skreślili. Nie chcę ich litości ani pustych słów. – Wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą z kubkiem zimnej herbaty i narastającym niepokojem.
Wiedziałam, że relacje Gabriela z rodzicami były trudne. Od kiedy jego ojciec stracił pracę w kopalni w Zabrzu i zaczął pić, w domu było coraz gorzej. Matka Gabriela próbowała udawać, że wszystko jest w porządku, ale wszyscy wiedzieliśmy, że to tylko fasada. Gabriel wyprowadził się zaraz po maturze i przez lata nie wracał nawet na święta.
Kiedy zaczęliśmy planować ślub, miałam nadzieję, że to będzie okazja do pojednania. Sama nie miałam już rodziców – mama zmarła na raka, tata odszedł kilka lat później – więc tym bardziej zależało mi na rodzinnej atmosferze. Ale Gabriel był nieugięty.
W dniu naszego ślubu sala w Domu Kultury w Gliwicach była pełna gwaru i śmiechu. Moja ciotka Basia płakała ze wzruszenia, kuzynka Ola robiła zdjęcia telefonem, a przyjaciele Gabriela z pracy żartowali przy stole. Ale dwa miejsca przy stole młodej pary pozostały puste. Każdy je widział. Każdy wiedział.
Po weselu długo nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka. Gabriel zamykał się w sobie coraz bardziej. Czasem budziłam się w nocy i słyszałam go w kuchni – siedział przy stole z głową opartą na dłoniach, jakby próbował coś z siebie wyrzucić. Ale nigdy nie mówił o rodzicach.
Minęły lata. Urodziła się nasza córka Zosia. Próbowałam namówić Gabriela, żeby zadzwonił do matki – przecież babcia powinna poznać wnuczkę! Ale on tylko wzruszał ramionami.
– Dla nich nie istnieję – powtarzał.
Z czasem zaczęłam czuć się winna. Czy powinnam była mocniej nalegać? Może gdybym pojechała tam sama? Ale bałam się ich reakcji. Bałam się też tego, co mogłabym usłyszeć o przeszłości Gabriela – o rzeczach, o których nigdy mi nie opowiadał.
Pewnego dnia dostałam list polecony. Nadawcą była pani Helena – matka Gabriela. Drżącymi rękami otworzyłam kopertę. „Magdo, wiem, że Gabriel nie chce ze mną rozmawiać. Proszę Cię tylko o jedno: powiedz mu, że go kocham i że codziennie za nim tęsknię. Nie wiem już, jak do niego dotrzeć…”
Pokazałam list Gabrielowi wieczorem. Przeczytał go raz, potem drugi raz. Bez słowa poszedł do łazienki i długo nie wracał. Kiedy w końcu wyszedł, miał zaczerwienione oczy.
– Ona zawsze potrafiła pisać tak, żeby człowiekowi serce pękło – powiedział cicho.
– Może czas spróbować jeszcze raz? – zapytałam ostrożnie.
Gabriel milczał długo.
– Nie wiem… Może już za późno.
Ale to nie był koniec tej historii. Kilka miesięcy później dowiedzieliśmy się, że ojciec Gabriela trafił do szpitala po zawale. Matka zadzwoniła do mnie – nie do niego – błagając o pomoc.
– Magdo… On nie odbiera telefonu… Proszę…
Pojechaliśmy razem do szpitala w Zabrzu. Gabriel szedł korytarzem jak w transie. Kiedy wszedł do sali ojca, zobaczyłam na jego twarzy mieszankę gniewu i żalu.
– Czego chcesz? – zapytał ojciec słabym głosem.
– Chciałem tylko zobaczyć, czy jeszcze żyjesz – odpowiedział Gabriel zimno.
Matka płakała cicho pod oknem.
Nie było wielkiego pojednania ani łez szczęścia. Były tylko niedopowiedziane słowa i ciężka cisza. Po wyjściu ze szpitala Gabriel długo siedział w samochodzie bez ruchu.
– Magda… Ja nie umiem im wybaczyć tego dzieciństwa… Ale może Zosia powinna mieć babcię? – powiedział w końcu cicho.
Od tamtej pory spotykaliśmy się z matką Gabriela kilka razy w roku. Ojciec zmarł pół roku później. Na pogrzebie Gabriel stał obok mnie sztywno jak posąg.
Czasem patrzę na naszą córkę i zastanawiam się, czy mogłam zrobić coś inaczej. Czy warto było walczyć o miłość za wszelką cenę? Czy można odbudować rodzinę na gruzach dawnych krzywd?
Może ktoś z Was też musiał wybierać między dumą a przebaczeniem? Czy naprawdę da się naprawić to, co kiedyś zostało zerwane?