Już nie ufam teściowej: jeden błąd, którego nie mogę wybaczyć
— Nie wierzę, że to zrobiłaś, mamo! — mój głos drżał, a łzy cisnęły się do oczu. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni telefon. Po drugiej stronie stała teściowa, pani Halina, z miną niewiniątka, jakby nie rozumiała, o co mi chodzi.
— Aniu, przecież chciałam dobrze. — Jej głos był spokojny, ale ja słyszałam w nim nutę irytacji. — Nie przesadzaj.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten dzień na zawsze zmieni moje życie. Że już nigdy nie spojrzę na nią tak samo.
Zacznę od początku. Mam na imię Anna. Mam trzydzieści dwa lata i od dwóch lat samotnie wychowuję synka, Michała. Jego ojciec, mój były mąż Paweł, wyjechał do Niemiec i kontaktuje się z nami tylko wtedy, gdy przypomni sobie o alimentach. Zostałam sama — z pracą na pół etatu w bibliotece i wiecznym lękiem o przyszłość. Michał ma pięć lat i od urodzenia choruje na astmę. Każda infekcja to dla nas walka o oddech.
Teściowa… Kiedyś myślałam o niej jak o drugiej mamie. Po rozwodzie Pawła to ona została moim wsparciem. Pomagała mi z Michałem, gotowała obiady, odbierała go z przedszkola. Byłam jej wdzięczna. Ale tego dnia wszystko się zmieniło.
To był piątek. Michał od rana kaszlał i miał gorączkę. Zadzwoniłam do pracy, że nie przyjdę. Siedziałam przy jego łóżku, podając mu syrop i inhalacje. W południe zadzwoniła Halina:
— Aniu, muszę dziś załatwić sprawy w urzędzie. Mogę zabrać Michałka na chwilę? Przewietrzy się.
— Mamo, on jest chory! — odpowiedziałam stanowczo. — Nie powinien wychodzić.
— Przesadzasz. Trochę świeżego powietrza mu nie zaszkodzi.
Nie zgodziłam się. Ale Halina była uparta. O 14:00 przyszła do nas z zakupami. Zanim się obejrzałam, Michał był już ubrany i gotowy do wyjścia.
— Mamo! — krzyknęłam, widząc ich w przedpokoju. — Prosiłam cię!
— Aniu, nie histeryzuj — odpowiedziała chłodno. — Przecież to tylko na chwilę.
Nie miałam siły się kłócić. Byłam wykończona nieprzespaną nocą i stresem o Michała. Usiadłam na kanapie i czekałam.
Minęła godzina, potem druga… W końcu zadzwoniłam do Haliny.
— Zaraz wracamy — powiedziała szybko i się rozłączyła.
Gdy wrócili, Michał był blady jak ściana i miał dreszcze. Okazało się, że teściowa zabrała go… do galerii handlowej! Chciała „na chwilę” załatwić sprawy w urzędzie, a potem „na moment” weszli do sklepu po zabawkę.
— Mamo, on jest chory! — powtórzyłam przez łzy.
— Przesadzasz! — oburzyła się Halina. — Dzieci muszą mieć kontakt z ludźmi!
W nocy Michał dostał ataku duszności. Siedziałam przy nim z inhalatorem i płakałam ze strachu. O trzeciej nad ranem zadzwoniłam po pogotowie. Lekarz powiedział mi potem wprost:
— Proszę pani, dziecko z astmą nie powinno wychodzić z domu podczas infekcji. To mogło się skończyć tragicznie.
Byłam roztrzęsiona i wściekła. Następnego dnia zadzwoniłam do Haliny.
— Mamo, nie mogę ci już ufać — powiedziałam przez łzy. — Złamałaś moją prośbę i naraziłaś Michała na niebezpieczeństwo.
— Aniu… — zaczęła, ale przerwałam jej.
— Nie rozumiesz mnie! Ty zawsze wiesz lepiej! To moje dziecko!
Od tamtej pory nasze relacje są chłodne. Halina dzwoni rzadziej, nie proponuje już pomocy. Czasem widzę ją na spacerze z sąsiadką i czuję ukłucie żalu. Michał pyta czasem: „Mamo, dlaczego babcia już nas nie odwiedza?”
Nie wiem, co mam mu odpowiedzieć.
Czuję się rozdarta między wdzięcznością za wszystko, co dla nas zrobiła, a gniewem za tamten dzień. Wiem, że Halina chciała dobrze… Ale czy można wybaczyć taką zdradę zaufania? Czy matka ma prawo wymagać od innych bezwzględnego posłuszeństwa w sprawach zdrowia dziecka?
Czasem myślę: może przesadzam? Może powinnam spróbować jej wybaczyć? Ale potem przypominam sobie strach tamtej nocy i znów czuję ból.
Czy można odbudować zaufanie po czymś takim? Czy wy byście wybaczyli?