Kwiaty na wycieraczce: Czy jeden gest może zburzyć zaufanie w małżeństwie?
– Znowu te kwiaty! – głos Ivana rozbrzmiał w przedpokoju, zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi za Dariuszem. Stałam z bukietem tulipanów w dłoni, a serce waliło mi jak młotem. Przez chwilę miałam ochotę rzucić je do kosza, ale coś mnie powstrzymało. Może to był zapach świeżych płatków, a może po prostu nie chciałam, żeby kolejny raz wygrała złość.
– To tylko sąsiad – powiedziałam cicho, próbując nie patrzeć Ivanowi w oczy. – Przyniósł, bo… bo podobno miał za dużo.
Ivan prychnął i odwrócił się na pięcie. W kuchni usłyszałam trzask szklanki o blat. Przez chwilę stałam nieruchomo, czując jak narasta we mnie fala niepokoju. Przecież nic złego się nie stało. To tylko kwiaty. Ale czy na pewno?
Od kiedy Dariusz wprowadził się do mieszkania obok, nasze życie zaczęło przypominać pole minowe. Był uprzejmy, zawsze uśmiechnięty, czasem przynosił świeże bułki z piekarni albo pomagał mi z zakupami. Ivan od początku patrzył na niego spode łba. „Za bardzo się stara”, powtarzał. „Nie wierzę w takie bezinteresowne gesty”.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy Dariusz zapukał do naszych drzwi. Była sobota, padał deszcz, a ja wracałam z pracy zmęczona i przemoczona do suchej nitki. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam go z parasolem i torbą zakupów.
– Pani Anno, widziałem panią na klatce, pomyślałem, że może pomogę – powiedział z uśmiechem.
Wzięłam torbę i podziękowałam, czując lekkie zakłopotanie. Ivan patrzył na nas zza drzwi sypialni.
– Nie trzeba było – rzucił chłodno.
Od tamtej pory atmosfera w domu zaczęła gęstnieć. Każdy gest Dariusza był dla Ivana powodem do podejrzeń. A ja? Z jednej strony czułam wdzięczność za uprzejmość sąsiada, z drugiej – coraz większe poczucie winy wobec męża.
Wieczorami kładliśmy się do łóżka plecami do siebie. Cisza była głośniejsza niż jakiekolwiek słowa.
– Myślisz o nim? – zapytał pewnego razu Ivan, kiedy myślał, że już śpię.
Zamarłam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież nie myślałam o Dariuszu… A może jednak? Może myślałam o tym, jak łatwo przychodzi mu okazywanie życzliwości, jak potrafi rozmawiać bez podtekstów i pretensji.
– Nie – wyszeptałam w końcu. Ale nawet dla mnie to zabrzmiało niewiarygodnie.
Następnego dnia znalazłam na wycieraczce kolejny bukiet. Tym razem z karteczką: „Miłego dnia! Dariusz”. Schowałam kwiaty do szafy, zanim Ivan wrócił z pracy. Ale zapach był tak intensywny, że nie dało się go ukryć.
– Co tu tak pachnie? – zapytał podejrzliwie.
– Kupiłam sobie kwiaty – skłamałam.
Patrzył na mnie długo, jakby próbował przejrzeć mnie na wylot. W końcu tylko westchnął i wyszedł na balkon zapalić papierosa.
Zaczęłam unikać Dariusza na klatce schodowej. Przechodziłam obok niego szybko, spuszczając wzrok. On jednak nie dawał za wygraną.
– Pani Anno, czy coś się stało? – zapytał pewnego dnia, kiedy wracałam z pracy.
– Wszystko w porządku – odpowiedziałam wymijająco.
– Jeśli mogę pomóc…
– Nie trzeba! – przerwałam mu zbyt ostro.
Wróciłam do mieszkania i zamknęłam drzwi na dwa zamki. Ivan siedział przy stole i czytał gazetę.
– Znowu go widziałaś? – zapytał bez podnoszenia wzroku.
– Tak. Ale nic się nie stało.
– Może powinnaś mu powiedzieć, żeby się odczepił?
Poczułam narastającą złość. Dlaczego to ja mam wszystko naprawiać? Dlaczego to ja mam być winna?
– Może ty byś z nim porozmawiał? – rzuciłam wyzywająco.
Ivan spojrzał na mnie zaskoczony. Przez chwilę milczał, po czym odłożył gazetę i wyszedł z mieszkania bez słowa.
Tego wieczoru długo nie wracał. Siedziałam sama w kuchni, patrząc na zwiędłe tulipany w koszu na śmieci. Zastanawiałam się, kiedy nasze życie tak bardzo się pogmatwało. Czy naprawdę jeden bukiet kwiatów mógł wywołać lawinę podejrzeń i niedomówień?
Kiedy Ivan wrócił, był już po północy. Pachniał alkoholem i papierosami.
– Rozmawiałem z nim – powiedział cicho.
Spojrzałam na niego pytająco.
– Powiedziałem mu, żeby trzymał się od ciebie z daleka.
Poczułam ukłucie żalu. Czy naprawdę tego chciałam? Czy nie było już za późno na naprawienie tego wszystkiego?
Przez kolejne dni Dariusz unikał mnie wzrokiem. Na klatce schodowej mijaliśmy się jak obcy ludzie. W domu panowała cisza przerywana tylko odgłosami telewizora i stukotem sztućców o talerze.
Któregoś wieczoru usiadłam naprzeciwko Ivana przy kuchennym stole.
– Myślisz, że jeszcze możemy sobie zaufać? – zapytałam cicho.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Nie wiem – odpowiedział szczerze.
Patrzyliśmy na siebie długo, jakbyśmy próbowali odnaleźć w sobie tych ludzi sprzed lat, którzy potrafili rozmawiać bez lęku i pretensji.
Czasem zastanawiam się, czy to naprawdę Dariusz był problemem… A może to my zgubiliśmy siebie gdzieś po drodze? Czy jeden gest może naprawdę zburzyć wszystko to, co budowaliśmy przez lata? Co wy byście zrobili na moim miejscu?