Leżałam w szpitalu, a on był u niej – historia zdrady i samotności
„Musisz być silna, Aniu. Dla dzieci, dla siebie.” Powtarzałam to sobie w myślach, kiedy pielęgniarka poprawiała mi kroplówkę. W sali szpitalnej pachniało lekami i strachem. Byłam wykończona – nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Lekarze mówili o operacji, o długiej rekonwalescencji. Ale ja myślałam tylko o jednym: „Nie mogę się rozkleić. Nie mogę nikomu zawracać głowy.”
Nie chciałam, żeby moje dzieci – Zosia i Michał – widziały mnie słabą. Zawsze byłam tą, która wszystko ogarnia: praca w urzędzie, dom, obiady, zebrania w szkole. Mój mąż, Tomek, był bardziej „wolnym duchem”. Często znikał na długie godziny, tłumacząc się pracą albo spotkaniami z kolegami. Ale ufałam mu. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Pamiętam ten dzień bardzo dokładnie. Była środa, padał deszcz. Tomek przyszedł do szpitala z bukietem kwiatów i uśmiechem przyklejonym do twarzy. „Jak się czujesz?” zapytał, ale nie patrzył mi w oczy. Coś było nie tak. Zawsze czułam, kiedy kłamał – miał wtedy taki dziwny tik w kąciku ust.
„Dobrze… lepiej już” – skłamałam. Nie chciałam go martwić. Ale on był niespokojny, zerkał na telefon co chwilę. „Muszę lecieć, Aniu. Dzieci są u mamy, a ja mam jeszcze ważne spotkanie.”
Zostałam sama z ciszą i swoim niepokojem. Wieczorem zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Halina. „Aniu, widziałam Tomka… Wychodził z tej nowej kawiarni na rynku z jakąś kobietą. Wyglądali na bardzo bliskich.”
Serce mi zamarło. Próbowałam sobie wmówić, że to nic nie znaczy. Może to koleżanka z pracy? Może pomaga komuś w trudnej sytuacji? Ale w środku już wiedziałam.
Następnego dnia poprosiłam Tomka o szczerość. „Tomek… powiedz mi prawdę. Czy jest ktoś inny?”
Zamilkł na chwilę. „Aniu… To nie jest dobry moment.”
„Nie ma dobrego momentu na takie rzeczy!” – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
„Tak… Jest ktoś” – powiedział cicho.
W jednej chwili poczułam się jakby ktoś wyciągnął mi ziemię spod nóg. Leżałam w szpitalnym łóżku po operacji, a mój mąż był u niej.
Przez kolejne dni próbowałam się pozbierać. Dzieci przychodziły do mnie z rysunkami i opowieściami ze szkoły. Udawałam przed nimi, że wszystko jest w porządku. Ale nocami płakałam w poduszkę.
Tomek przestał przychodzić do szpitala tak często. Zawsze miał wymówkę: praca, dzieci, zmęczenie. Czułam się coraz bardziej samotna.
Któregoś dnia przyszła do mnie Zosia. Miała tylko 10 lat, ale była bardzo bystra.
„Mamo… Czemu tata jest taki smutny? Czemu nie przychodzi?”
Nie wiedziałam co powiedzieć. „Tata ma dużo pracy, kochanie.”
Ale ona patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczami i wiedziałam, że nie wierzy.
Po wyjściu ze szpitala wróciłam do pustego domu. Tomek zabrał kilka rzeczy i zostawił mi krótką wiadomość: „Muszę sobie wszystko przemyśleć.”
Dni mijały jeden za drugim. Próbowałam wrócić do normalności – gotowałam obiady, odrabiałam z dziećmi lekcje, chodziłam do pracy na pół etatu. Ale wszystko było inne. Każdy dźwięk w domu przypominał mi o nim.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie jego matka.
„Aniu… Tomek popełnił błąd. Ale on cię kocha.”
Nie wiedziałam już, co to znaczy „kochać”. Czy można kochać i zdradzać jednocześnie?
Zaczęły się plotki wśród sąsiadów. Ktoś widział Tomka z tamtą kobietą – podobno młodszą ode mnie o dziesięć lat. Ktoś inny mówił, że to tylko „przelotny romans”. Ale dla mnie to był koniec świata.
Dzieci coraz częściej pytały o tatę. Michał zamknął się w sobie, Zosia zaczęła mieć koszmary.
W końcu Tomek przyszedł do domu porozmawiać.
„Aniu… Przepraszam cię za wszystko. Nie wiem, co się ze mną stało.”
Patrzyłam na niego i widziałam obcego człowieka.
„Tomek… Ja już nie potrafię ci zaufać.”
Zaczął płakać. Nigdy wcześniej nie widziałam go takiego bezradnego.
„Chcę wrócić do was… Do dzieci…”
Ale ja wiedziałam, że coś we mnie pękło na zawsze.
Minęły miesiące. Dzieci powoli przyzwyczaiły się do nowej sytuacji – weekendy z tatą, codzienność ze mną. Ja nauczyłam się żyć sama ze sobą i swoim bólem.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy gdybym była mniej zajęta pracą i domem, Tomek by mnie nie zdradził? A może to po prostu życie?
Czy można jeszcze zaufać komuś po takim doświadczeniu? Czy warto próbować odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone?
Może wy znacie odpowiedź…