Moja mama wybrała nowego męża zamiast wnuków. Czy rodzina naprawdę znaczy dla niej tak mało?

— Naprawdę to robisz, mamo? — mój głos drżał, gdy patrzyłam na nią przez kuchenny stół. W rękach ściskałam kubek z zimną już herbatą. Mama unikała mojego wzroku, bawiąc się obrączką na palcu. — To nie tak, Haniu… — zaczęła cicho, ale przerwałam jej gwałtownie. — Nie tak? Wychodzić za mąż za faceta, którego znamy od pół roku i wyjeżdżać z nim do Gdańska? Zostawić wszystko? Wnuki? Mnie?

W powietrzu wisiała cisza, gęsta i lepka jak miód. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie w jej ciasnej kuchni na warszawskim Ursynowie, gdzie spędziłam całe dzieciństwo. Za ścianą bawiły się moje dzieci — Zosia i Michał — nieświadome, że ich babcia właśnie podejmuje decyzję, która rozbije naszą rodzinę.

Mama westchnęła ciężko. — Haniu, ja też mam prawo być szczęśliwa. Przez dwadzieścia lat byłam sama po śmierci twojego ojca. Zawsze tylko wy, wy…

— Bo jesteśmy twoją rodziną! — krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. — A teraz wybierasz jakiegoś Romana, którego nawet nie lubię!

Wstała powoli i podeszła do okna. Patrzyła na szare bloki i mokre od deszczu drzewa. — Roman mnie kocha. Przy nim czuję się młoda… żywa. Ty masz swoją rodzinę, Haniu. Ja już nie jestem ci potrzebna.

Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przecież zawsze byłam jej blisko — po śmierci taty to ja pomagałam jej ogarnąć świat, to ja dzwoniłam codziennie, przywoziłam dzieci na weekendy. A teraz miałam poczucie, że jestem tylko ciężarem.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Mój mąż, Tomek, próbował mnie pocieszyć: — Może ona naprawdę potrzebuje zmiany? Może powinnaś dać jej szansę?

Ale ja nie potrafiłam. Każda myśl o tym, że mama wyjedzie do Gdańska i zamieszka z Romanem, bolała mnie jak zdrada. Przez kolejne tygodnie unikałam rozmów z nią. Dzieci pytały: — Kiedy babcia przyjdzie? Czemu nie dzwoni?

Nie wiedziałam, co im odpowiedzieć.

W końcu mama zadzwoniła sama. — Haniu, chciałabym się pożegnać z dziećmi przed wyjazdem.

Przyszła z walizką i nową fryzurą. Wyglądała młodziej niż kiedykolwiek. Zosia rzuciła się jej na szyję: — Babciu, nie wyjeżdżaj! Obiecałaś, że pójdziesz ze mną na przedstawienie!

Mama przytuliła ją mocno i spojrzała na mnie błagalnie. — Proszę cię…

Nie mogłam patrzeć na to spokojnie. — Jak możesz to robić dzieciom? One cię potrzebują!

— A ja potrzebuję siebie — odpowiedziała cicho.

Po jej wyjeździe w domu zapanowała dziwna pustka. Dzieci długo nie mogły zrozumieć, dlaczego babcia nie przychodzi już w niedziele na rosół i nie zabiera ich na plac zabaw. Ja sama czułam się zdradzona i opuszczona.

Przez kilka miesięcy praktycznie nie rozmawiałyśmy. Mama czasem dzwoniła, wysyłała zdjęcia znad morza: ona i Roman na rowerach, ona na plaży z książką. Wyglądała szczęśliwie… ale czy naprawdę była szczęśliwa?

W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do Gdańska z dziećmi. Roman otworzył nam drzwi szeroko uśmiechnięty: — Haniu! Jak dobrze was widzieć!

Mama wybiegła z kuchni i rzuciła się do wnuków. Przez chwilę patrzyłam na nich z boku — ona była inna: bardziej pewna siebie, radosna… Ale kiedy spojrzała na mnie, zobaczyłam w jej oczach cień smutku.

Wieczorem usiadłyśmy razem na balkonie. — Wiem, że cię zraniłam — powiedziała cicho mama. — Ale ja już nie mogłam dłużej żyć tylko dla innych.

— A ja nie potrafię żyć bez ciebie — wyszeptałam.

Objęła mnie mocno. — Może musimy nauczyć się żyć trochę inaczej? Ty masz swoją rodzinę, ja mam swoją miłość… Ale przecież nadal jesteśmy rodziną.

Nie wiem, czy kiedykolwiek pogodzę się z jej wyborem. Nadal boli mnie myśl, że wybrała jego zamiast nas. Ale może czasem trzeba pozwolić odejść tym, których kochamy najbardziej?

Czy można wybaczyć matce taką decyzję? Czy egoizm jest zawsze czymś złym… czy może czasem jest po prostu konieczny?