Nie poznałam własnego syna: Moja synowa traktuje mnie jak obcą
– Proszę cię, nie wtrącaj się – powiedziała Agnieszka, nawet na mnie nie patrząc. Stałam w kuchni mojego syna, trzymając w dłoniach talerz z niedokończonym obiadem. Michał siedział przy stole, udając, że czyta wiadomości na telefonie. W powietrzu wisiała cisza gęsta jak śmietana.
To był kolejny niedzielny obiad, na który zaprosili mnie z obowiązku. Kiedyś wyobrażałam sobie, że będę babcią, która piecze szarlotkę i opowiada wnukom bajki. Teraz nawet nie wiem, czy moje wnuki lubią szarlotkę – Agnieszka nigdy nie pozwala mi ich rozpieszczać słodyczami.
Michał był moim jedynym dzieckiem. Wychowywałam go sama po śmierci męża. Byliśmy drużyną – razem na dobre i złe. Pamiętam, jak przychodził do mnie z każdym problemem: „Mamo, pomóż mi z matematyką”, „Mamo, a co jeśli nie dostanę się na studia?”. Zawsze byłam jego opoką. A teraz? Teraz jestem gościem w jego życiu.
Pierwszy raz poczułam ten dystans na ich weselu. Agnieszka nie chciała tradycyjnego błogosławieństwa – powiedziała, że to „przestarzały zwyczaj”. Michał tylko wzruszył ramionami: „Mamo, daj spokój”. Bolało mnie to, ale tłumaczyłam sobie, że młodzi mają prawo do własnych wyborów.
Z czasem było coraz gorzej. Kiedy urodziła się Zosia, moja pierwsza wnuczka, miałam nadzieję, że wszystko się zmieni. Przyniosłam do szpitala własnoręcznie uszyty kocyk – Agnieszka nawet na niego nie spojrzała. „Dziękujemy, ale mamy już wszystko” – powiedziała chłodno.
Przez pierwsze miesiące widywałam Zosię tylko na zdjęciach przesyłanych przez Michała. Kiedy pytałam, czy mogę przyjść pomóc przy dziecku, Agnieszka zawsze miała wymówkę: „Dziś nie pasuje”, „Zosia jest przeziębiona”, „Jesteśmy zmęczeni”.
Próbowałam rozmawiać z Michałem. Pewnego wieczoru zadzwoniłam do niego:
– Synku, czy zrobiłam coś nie tak? Dlaczego Agnieszka mnie unika?
– Mamo, nie przesadzaj. Po prostu chcemy mieć trochę spokoju.
– Ale ja chcę być częścią waszego życia…
– Jesteś, tylko… musisz dać nam trochę przestrzeni.
Przestrzeni? Przez całe życie byłam dla niego wszystkim – a teraz mam być powietrzem?
Czułam się coraz bardziej samotna. Moje koleżanki z osiedla opowiadały o wspólnych wakacjach z wnukami, o niedzielnych spacerach po parku. Ja miałam tylko krótkie wizyty raz na miesiąc i sztuczne uśmiechy Agnieszki.
Pewnego dnia postanowiłam zrobić coś szalonego – zaprosiłam ich wszystkich do siebie na obiad. Gotowałam cały dzień: rosół według przepisu mojej mamy, schabowe jak za dawnych lat, sernik z rodzynkami. Kiedy przyszli, Zosia od razu pobiegła do pokoju bawić się klockami. Agnieszka usiadła przy stole i zaczęła przeglądać telefon.
– Może napijesz się herbaty? – zapytałam.
– Nie piję czarnej herbaty – odpowiedziała bez uśmiechu.
Michał próbował ratować sytuację:
– Mamo, masz może zieloną?
– Mam… chyba mam – odpowiedziałam drżącym głosem.
Obiad minął w napięciu. Zosia nie chciała jeść mojego sernika – „Mama mówiła, że nie można tyle cukru”. Po godzinie Agnieszka zaczęła zbierać się do wyjścia:
– Musimy już iść, Zosia ma jutro przedszkole.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, usiadłam przy stole i rozpłakałam się jak dziecko.
Od tamtej pory widywaliśmy się coraz rzadziej. Michał dzwonił raz na tydzień – krótko, rzeczowo: „U nas wszystko dobrze”, „Zosia zdrowa”, „Nie mamy czasu”.
W zeszłym miesiącu zachorowałam na grypę. Leżałam sama w łóżku przez trzy dni. Nikt nie zadzwonił zapytać, czy czegoś potrzebuję. Nawet sąsiadka przyniosła mi zakupy – a mój własny syn nie miał czasu.
Zaczęłam zastanawiać się, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam zbyt opiekuńcza? Czy za bardzo ingerowałam w ich życie? A może to Agnieszka od początku nie chciała mnie w swojej rodzinie?
Ostatnio spotkałam Michała przypadkiem w sklepie. Był sam. Podbiegłam do niego:
– Synku…
Spojrzał na mnie zaskoczony:
– Mamo! Co tu robisz?
– Chciałam cię zobaczyć… Tak rzadko się widujemy.
– Wiem… Przepraszam, mamy teraz dużo na głowie.
– Michał… Czy ja naprawdę jestem wam taka obca?
Zawahał się przez chwilę:
– Mamo… To wszystko jest trudniejsze niż myślisz.
Nie zdążyłam zapytać o co chodzi – już go nie było.
Wieczorami siedzę sama w kuchni i patrzę na zdjęcia Michała z dzieciństwa. Zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś będziemy rodziną taką jak dawniej. Czy matczyna miłość wystarczy, by pokonać mur obojętności i niezrozumienia?
Czy to ja zawiodłam jako matka? A może to świat tak bardzo się zmienił? Co wy byście zrobili na moim miejscu?