Odwołałam ślub, bo nie chcę być tłem dla czyjegoś życia – Moja historia o miłości, rozczarowaniu i odwadze

– Naprawdę myślisz, że to wszystko jest takie proste? – usłyszałam przez uchylone drzwi kuchni. Głos Marka był cichy, ale napięty. Stałam w korytarzu z torbą zakupów, a serce waliło mi jak młotem. Nie chciałam podsłuchiwać, ale nie mogłam się ruszyć. – Dzieci tęsknią za tobą, Marek – odpowiedziała kobieta. Poznałam ten głos. To była Iwona, jego była żona. – Nie możesz tak po prostu zniknąć z ich życia, bo masz nową narzeczoną.

Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Przez ostatnie miesiące Marek zapewniał mnie, że wszystko między nimi jest jasne, że dzieci rozumieją sytuację i akceptują mnie. A teraz słyszałam, jak tłumaczy się byłej żonie, jakby to ona wciąż była najważniejsza. – Wiem, Iwona. Staram się. Ale musisz zrozumieć, że chcę być szczęśliwy. Z Anią… – powiedział cicho. – A dzieci? – przerwała mu ostro. – One też chcą być szczęśliwe. I ja też chcę mieć spokój. Nie możesz udawać, że nas nie ma.

Zamknęłam oczy i poczułam łzy pod powiekami. Przez chwilę miałam ochotę wejść do kuchni i krzyknąć: „A ja? Ja też chcę być szczęśliwa!”. Ale nie mogłam. Stałam tam jak sparaliżowana, słuchając rozmowy, która nie powinna była się wydarzyć w moim domu.

Kiedy Marek skończył rozmowę i wyszedł z kuchni, zobaczył mnie stojącą w korytarzu. – Aniu… długo tu jesteś? – zapytał z niepokojem w oczach. Skinęłam głową i odłożyłam torbę na podłogę. – Słyszałam wszystko – powiedziałam cicho. – Chyba musimy porozmawiać.

Usiedliśmy przy stole. Marek patrzył na mnie bezradnie, jakby nagle nie wiedział, kim jestem. – Wiesz, że cię kocham – zaczął. – Ale…

– Ale co? – przerwałam mu. – Ale twoja była żona i dzieci zawsze będą ważniejsze? Bo jeśli tak, to powiedz mi to teraz.

Zamilkł na chwilę. – To nie tak… Po prostu… Oni są częścią mojego życia. Nie mogę ich zostawić.

Poczułam wściekłość i bezsilność jednocześnie. Przez dwa lata budowałam z nim coś na kształt nowego życia. Wierzyłam, że jestem dla niego kimś wyjątkowym. A teraz okazało się, że zawsze będę tylko dodatkiem do jego przeszłości.

Przez kolejne dni Marek próbował mnie przekonać, że wszystko się ułoży. Że dzieci mnie polubią, że Iwona przestanie robić problemy. Ale ja już wiedziałam swoje. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem.

Moja mama zadzwoniła pewnego wieczoru: – Aniu, co się dzieje? Czemu jesteś taka smutna?

Nie chciałam jej martwić, ale nie wytrzymałam i opowiedziałam wszystko. – Może to znak? – powiedziała cicho. – Może lepiej być samej niż żyć w cieniu czyjejś rodziny?

Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. Przypominały mi się wszystkie chwile z Markiem: wspólne spacery po Plantach, wieczory przy winie, plany na przyszłość… I ta scena w kuchni, która nie dawała mi spokoju.

Rano podjęłam decyzję.

– Marek, musimy odwołać ślub – powiedziałam bez emocji.

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Zwariowałaś? Przecież wszystko już zaplanowane! Goście zaproszeni! Suknia kupiona!

– Nie chcę takiego życia – odpowiedziałam spokojnie. – Nie chcę być tłem dla twoich problemów z byłą żoną i dziećmi. Chcę być dla kogoś najważniejsza.

Próbował mnie zatrzymać, przekonywał, że przesadzam, że wszystko się ułoży po ślubie. Ale ja już wiedziałam, że to nieprawda.

Odwołałam ślub. Zadzwoniłam do rodziny i przyjaciół; wszyscy byli zszokowani. Jedni mówili: „Dobrze zrobiłaś”, inni: „Jeszcze będziesz żałować”.

Przez pierwsze tygodnie czułam pustkę i żal. W pracy nie mogłam się skupić, wieczorami płakałam w poduszkę. Ale z każdym dniem było mi lżej.

Zaczęłam chodzić na długie spacery po mieście, spotykać się z przyjaciółkami, nadrabiać zaległe książki. Powoli odzyskiwałam siebie.

Marek próbował jeszcze kilka razy się ze mną skontaktować. Pisał długie wiadomości, dzwonił po nocach. Ale ja już nie chciałam wracać do tego rozdziału mojego życia.

Dziś wiem jedno: czasem trzeba wybrać siebie, nawet jeśli serce pęka na pół.

Czy naprawdę można być szczęśliwym w związku z kimś, kto nigdy nie zamknął drzwi do swojej przeszłości? Czy warto poświęcać własne marzenia dla czyjegoś „dobra rodziny”? Może lepiej być samej niż żyć w cieniu cudzych spraw?