Pozwól mojej byłej zamieszkać z nami, żeby nie płacić alimentów? Historia, która rozdarła moje serce i rodzinę
– Marta, musimy pogadać – powiedział Tomek, stojąc w progu naszej kuchni. W jego głosie wyczułam napięcie, którego nie słyszałam od miesięcy. Właśnie kroiłam ogórki do sałatki na kolację. Zatrzymałam nóż w powietrzu i spojrzałam mu w oczy.
– Co się stało? – zapytałam, próbując nie okazać niepokoju.
Tomek podszedł bliżej, oparł się o blat i spuścił wzrok. – Chodzi o Kasię… i o alimenty. Sąd podniósł mi kwotę. Nie dam rady tego ciągnąć. Ale… mam pomysł.
Zamarłam. Kasia – jego była żona, matka jego syna, Szymka – od zawsze była cieniem w naszym życiu. Próbowałam ją zaakceptować, bo wiedziałam, że dla Szymka to ważne. Ale nigdy nie przypuszczałam, że Tomek powie coś takiego:
– Może… pozwolimy Kasi zamieszkać z nami? Wtedy nie będę musiał płacić alimentów, a Szymek będzie miał oboje rodziców na miejscu. To tylko na jakiś czas.
Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. – Żartujesz? – wykrztusiłam. – Chcesz, żeby TWOJA BYŁA ŻONA mieszkała z nami? W naszym domu?
Tomek unikał mojego wzroku. – Marta, to tylko formalność. Ona i tak ledwo wiąże koniec z końcem. Szymek będzie miał lepiej. A my… damy radę.
Wybiegłam do łazienki i zamknęłam się na klucz. Łzy same napływały mi do oczu. Przez głowę przelatywały mi obrazy: wspólne śniadania przy stole, Kasia w mojej kuchni, jej rzeczy w naszej łazience…
Wieczorem nie mogłam zasnąć. Tomek próbował mnie objąć, ale odsunęłam się od niego.
– Nie rozumiesz, co mi proponujesz – powiedziałam cicho. – To nie jest tylko kwestia pieniędzy. To kwestia zaufania.
– Przecież cię kocham! – szepnął rozpaczliwie.
– Ale czy kochasz mnie na tyle, żeby nie stawiać mnie w takiej sytuacji?
Następnego dnia Tomek zadzwonił do Kasi przy mnie. Słyszałam jej głos przez telefon:
– Tomek… to chyba nie jest dobry pomysł. Marta się zgodziła?
– Jeszcze rozmawiamy – odpowiedział wymijająco.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią. Szymek wyczuwał napięcie i coraz częściej zamykał się w swoim pokoju.
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura, Ania, zauważyła moje rozkojarzenie.
– Coś się stało? Wyglądasz jakbyś miała zaraz wybuchnąć płaczem.
Opowiedziałam jej wszystko. Ania spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Marta… to chore! Nie możesz się na to zgodzić! Przecież to twój dom!
Ale czy naprawdę mogłam powiedzieć „nie”, wiedząc, że przez to Szymek będzie miał trudniej? Czy miałam prawo postawić swoje poczucie komfortu ponad dobro dziecka?
Wieczorem usiedliśmy z Tomkiem przy stole.
– Nie mogę się na to zgodzić – powiedziałam stanowczo. – To nie jest rozwiązanie. To ucieczka od odpowiedzialności.
Tomek zacisnął pięści. – Ty nic nie rozumiesz! Ty nigdy nie miałaś dzieci! Dla ciebie to tylko pieniądze!
Zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego. Przez lata walczyliśmy o dziecko i nigdy nam się nie udało. Teraz Tomek uderzył w najczulszy punkt.
– To nieprawda – wyszeptałam drżącym głosem. – Kocham Szymka jak własnego syna. Ale nie pozwolę, żeby twoja była żona zniszczyła naszą rodzinę.
Tomek wyszedł trzaskając drzwiami. Przez kolejne dni prawie się do mnie nie odzywał. Szymek patrzył na mnie z wyrzutem.
W końcu Kasia zadzwoniła do mnie sama.
– Marta… przepraszam za wszystko. Tomek jest zdesperowany, ale ja nie chcę być ciężarem dla waszej rodziny. Poradzimy sobie jakoś.
Poczułam ulgę i jednocześnie wstyd. Czy naprawdę byłam aż tak egoistyczna?
Minęły tygodnie zanim sytuacja się uspokoiła. Tomek zaczął szukać dodatkowej pracy, a ja próbowałam odbudować nasze zaufanie. Ale coś we mnie pękło na zawsze.
Czasem patrzę na Tomka i zastanawiam się: czy naprawdę można budować szczęście na kompromisach, które ranią najbliższych? Czy miłość wystarczy tam, gdzie zabrakło zaufania?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy można być szczęśliwym w rodzinie patchworkowej bez poświęcania siebie?