Rocznica, która już nie wróci: Opowieść o zdradzie i nowym początku

Siedziałam przy stoliku numer siedem, tym samym, przy którym dziesięć lat temu śmialiśmy się z naszych nieporadnych prób zamówienia francuskiego wina. Wtedy Marek powiedział: „Nieważne, co pijemy, ważne, że razem”. Teraz patrzyłam na puste krzesło naprzeciwko i czułam, jak serce ściska mi się z każdym mijającym kwadransem. Kelnerka już dwa razy pytała, czy może przynieść wodę, a ja tylko kiwałam głową i udawałam, że czekam na spóźnionego męża. W rzeczywistości od pół godziny wiedziałam, że nie przyjdzie.

Telefon zadzwonił dokładnie o 19:03. Zobaczyłam jego imię na ekranie i poczułam ulgę – może utknął w korku, może coś się stało w pracy? Odebrałam z nadzieją, ale jego głos był obcy, jakby mówił do mnie ktoś zupełnie inny.

– Aniu… musimy porozmawiać. Nie przyjdę dziś. Właściwie… nie wrócę już do domu.

Zamarłam. Przez chwilę miałam wrażenie, że to jakiś żart. Przecież dziś nasza rocznica. Zarezerwowałam ten stolik z miesięcznym wyprzedzeniem, kupiłam mu srebrny brelok z wygrawerowaną datą naszego ślubu. Chciałam mu go wręczyć po deserze, tak jak wtedy, gdy śmialiśmy się z tego, że wciąż smakujemy sobie tak samo.

– Marek… co ty mówisz? – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.

– Aniu… zakochałem się. W kimś innym. Jest młodsza… Przepraszam.

Nie pamiętam, co odpowiedziałam. Chyba nic. Siedziałam tam jeszcze długo, patrząc na ludzi wokół – zakochane pary, rodziny z dziećmi, starszych państwa trzymających się za ręce. Wszystko wydawało się takie nierealne, jakby świat toczył się dalej bez względu na to, że moje życie właśnie się skończyło.

Wróciłam do pustego mieszkania. Na stole stały dwie świeczki i butelka wina, którą kupiłam specjalnie na tę okazję. W łazience leżała jego szczoteczka do zębów, a w szafie wisiała koszula, którą miał dziś założyć. Przeszukałam jego szuflady – połowa rzeczy zniknęła. Zostawił mi tylko kartkę: „Przepraszam. Muszę spróbować być szczęśliwy”.

Przez pierwsze dni nie wychodziłam z łóżka. Mama dzwoniła codziennie, ale nie miałam siły odbierać. Przyjaciółka Magda przyszła bez zapowiedzi z pudełkiem lodów i butelką prosecco.

– Anka, on nie był ciebie wart! – krzyczała przez łzy. – Dwudziestu lat się nie wyrzuca przez okno dla jakiejś gówniary!

Ale ja nie potrafiłam się złościć. Czułam tylko pustkę i upokorzenie. Wszyscy wiedzieli – sąsiedzi patrzyli na mnie ze współczuciem, koleżanki z pracy szeptały za plecami. Najbardziej bolało mnie to, że Marek wybrał właśnie ten dzień. Czy naprawdę nie mógł poczekać? Czy musiał odejść akurat wtedy, gdy chciałam mu przypomnieć o wszystkim, co nas łączyło?

Dni mijały powoli. Rano budziłam się i przez chwilę zapominałam, że go nie ma. Potem patrzyłam na puste miejsce obok i wszystko wracało ze zdwojoną siłą. W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku – uśmiechałam się do klientów w banku, rozmawiałam o kredytach i lokatach, a w środku czułam się jak wydmuszka.

Najgorsze były wieczory. Siadałam na balkonie z kubkiem herbaty i patrzyłam na światła miasta. Próbowałam sobie przypomnieć moment, w którym coś zaczęło się psuć. Może wtedy, gdy Marek coraz częściej zostawał po godzinach? Może wtedy, gdy przestał mnie całować na dobranoc? A może to ja byłam winna? Może za bardzo zajęłam się pracą i domem?

Po miesiącu zadzwonił do mnie syn – Bartek studiuje w Krakowie i rzadko bywa w domu.

– Mamo… słyszałem o tacie. Jak się trzymasz?

Nie chciałam go martwić.

– Daję radę, Bartku. To nie twoja wina.

– Wiem… Ale jeśli będziesz czegoś potrzebować…

Poczułam dumę i smutek jednocześnie. Dzieci nie powinny być świadkami takich rzeczy. A jednak Bartek był jedyną osobą, przy której mogłam być naprawdę sobą.

Marek odezwał się dopiero po dwóch miesiącach. Przyszedł po resztę rzeczy – był spięty, unikał mojego wzroku.

– Aniu… przepraszam jeszcze raz. Wiem, że cię skrzywdziłem.

– Dlaczego właśnie dziś? – zapytałam cicho.

Zawahał się.

– Nie chciałem już dłużej udawać… Chciałem być uczciwy.

Uczciwy? Czy uczciwość polega na tym, żeby zostawić żonę w dniu rocznicy? Czy naprawdę nie można było poczekać choćby jednego dnia?

Po jego wyjściu długo płakałam. Potem zaczęłam sprzątać mieszkanie – wyrzuciłam jego stare koszule, zdjęcia z wakacji schowałam do pudełka na dnie szafy. Zostawiłam tylko jedno zdjęcie – to z naszej dziesiątej rocznicy, gdy byliśmy naprawdę szczęśliwi.

Minęło pół roku. Powoli zaczynam oddychać pełną piersią. Zaczęłam chodzić na jogę, spotykać się z koleżankami po pracy. Czasem jeszcze boli – zwłaszcza gdy widzę pary trzymające się za ręce albo słyszę w radiu naszą piosenkę. Ale wiem już jedno: przetrwałam najgorsze.

Czasem zastanawiam się, czy mogłam coś zrobić inaczej. Czy można było uratować nasze małżeństwo? A może to po prostu życie – pełne niespodziewanych zakrętów i bolesnych rozstań? Może najważniejsze jest to, żeby umieć odnaleźć siebie na nowo?

Czy ktoś z was też musiał zaczynać wszystko od początku? Jak poradziliście sobie z bólem i rozczarowaniem? Może warto podzielić się swoimi historiami…