Rozdarte więzy: Zaręczyny Gosi, które zmieniły wszystko – historia, która podzieliła naszą rodzinę

– Gosia, czy ty zwariowałaś?! – głos mamy przeszył powietrze jak nóż. Stałam w kuchni, ściskając kubek herbaty, a w mojej głowie dudniło echo tych słów. Wszyscy zamarliśmy. Tata patrzył na Gosię z niedowierzaniem, a babcia zaczęła szeptać pod nosem modlitwę. To miały być jej osiemnaste urodziny – dzień radości, śmiechu i tortu z bitą śmietaną. Zamiast tego dostaliśmy wiadomość, która roztrzaskała naszą rodzinę na kawałki.

Gosia stała przy stole, z pierścionkiem na palcu, a obok niej – Andrzej. Mężczyzna w wieku naszych rodziców, z siwymi włosami i spojrzeniem, które nie zdradzało ani cienia wahania. – Kochamy się – powiedziała cicho Gosia, ale jej głos był pewny. – I zamierzamy się pobrać.

– To jest chore! – wykrzyknął tata. – Masz osiemnaście lat! On mógłby być twoim ojcem!

Andrzej nie spuszczał wzroku. – Rozumiem państwa szok. Ale to nie jest chwilowa zachcianka. Kocham Gosię i chcę o nią dbać.

Mama zaczęła płakać. Babcia wyszła z kuchni, trzaskając drzwiami. Ja stałam jak sparaliżowana. Przez chwilę miałam wrażenie, że to jakiś żart, że zaraz wszyscy wybuchniemy śmiechem i wrócimy do krojenia tortu. Ale to nie był żart.

Wieczorem usłyszałam kłótnię rodziców za ścianą. – To twoja wina! – krzyczała mama. – Zawsze byłeś dla niej za surowy! – A ty? Ciągle ją kontrolowałaś! – odburknął tata. Słuchałam tego z poczuciem winy. Czy mogłam coś zrobić? Czy powinnam była wcześniej zauważyć, że Gosia się zmienia?

Następnego dnia Gosia przyszła do mojego pokoju. Usiadła na łóżku i patrzyła na mnie tym swoim upartym wzrokiem. – Wiem, co myślisz – powiedziała. – Ale ja naprawdę go kocham.

– Gosia… On ma czterdzieści dwa lata! Ma dzieci w naszym wieku! – próbowałam przemówić jej do rozsądku.

– To nie ma znaczenia. Przy nim czuję się ważna. On mnie rozumie lepiej niż ktokolwiek inny.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przypomniałam sobie, jak jeszcze rok temu Gosia płakała przez chłopaka z klasy, który ją zostawił dla innej. Teraz patrzyłam na nią i widziałam kobietę, której nie znałam.

W szkole zaczęły się plotki. Koleżanki pytały mnie szeptem: – To prawda, że twoja siostra wychodzi za jakiegoś starego faceta? Nauczycielka od polskiego spojrzała na mnie ze współczuciem. Czułam się upokorzona i bezradna.

Rodzice próbowali wszystkiego: rozmowy, groźby, nawet wizytę u psychologa. Gosia była nieugięta. Andrzej zaczął przychodzić coraz częściej. Przynosił kwiaty mamie, próbował rozmawiać z tatą o polityce i piłce nożnej. Widziałam jednak, że rodzice patrzą na niego jak na intruza.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę mamy z babcią:
– Może to przez nas? Może czegoś jej nie daliśmy?
– Dziecko, czasem człowiek robi głupoty z miłości… Ale ona jeszcze pożałuje.

Zaczęłam zastanawiać się nad własnym życiem. Czy ja kiedykolwiek byłam naprawdę zakochana? Czy potrafiłabym postawić wszystko na jedną kartę tak jak Gosia?

Kilka tygodni później Gosia spakowała walizkę i wyprowadziła się do Andrzeja. Mama przestała jeść, tata zamknął się w sobie. W domu panowała cisza tak gęsta, że można ją było kroić nożem.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Gosia:
– Przyjedź do mnie. Chcę ci coś pokazać.
Pojechałam do ich mieszkania na obrzeżach miasta. Było czysto, nowocześnie, ale zimno. Andrzej był uprzejmy, ale czułam się jak gość w muzeum.
– Jestem szczęśliwa – powiedziała Gosia, ale jej oczy były smutne.
– Naprawdę? – zapytałam cicho.
– Nie wiem… Czasem tęsknię za domem. Ale nie mogę już wrócić.

Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Mama siedziała przy stole i patrzyła w okno.
– Myślisz, że ona kiedyś wróci? – zapytała mnie szeptem.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Minęły miesiące. Rodzina podzieliła się na dwa obozy: ciotka Basia twierdziła, że trzeba Gosię wspierać bez względu na wszystko; wujek Marek uważał, że powinniśmy zerwać z nią kontakt dla przykładu młodszych dzieci.

W końcu przyszło zaproszenie na ślub. Mama spaliła je w piecu.
– Nie pójdziemy tam! Nie będziemy tego błogosławić!
Tata milczał.

W dniu ślubu Gosia zadzwoniła do mnie zapłakana:
– Chciałam tylko być szczęśliwa… Dlaczego wszyscy są przeciwko mnie?
– Może dlatego, że cię kochają? – odpowiedziałam bez przekonania.

Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Gosia rzadko dzwoni. Mama postarzała się o dziesięć lat, tata zaczął pić wieczorami piwo przed telewizorem i udaje, że nic go nie obchodzi.

Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czym właściwie jest szczęście? Czy można je budować na cierpieniu innych? I czy miłość naprawdę usprawiedliwia wszystko? Co wy byście zrobili na moim miejscu?