W wieku 60 lat postanowiłam odnaleźć swoją pierwszą miłość. Kiedy stanęłam przed drzwiami jego domu, otworzyła mi kobieta, która wyglądała zupełnie jak ja…
– Mamo, po co ci to? – zapytała Agnieszka, moja córka, kiedy pakowałam się do pociągu do Krakowa. – Przecież to było tak dawno…
Nie odpowiedziałam. Jak wytłumaczyć dorosłej córce, że czasem serce nie zna wieku? Że są sprawy, które nie dają spokoju nawet po czterdziestu latach? W lustrze widziałam już zmarszczki i siwe włosy, ale w środku czułam się jak ta dziewczyna z liceum, która pierwszy raz zakochała się w Andrzeju.
Pociąg sunął przez pola, a ja wracałam myślami do tamtych dni. Andrzej – wysoki, z burzą ciemnych włosów, zawsze z książką pod pachą. To on pierwszy powiedział mi, że jestem piękna. To z nim pierwszy raz całowałam się w parku Jordana. Potem przyszła matura, studia w innych miastach, listy coraz rzadsze… aż w końcu cisza.
Wyszłam za mąż za Marka – dobrego człowieka, choć nigdy nie rozumiał moich cichych westchnień do przeszłości. Urodziłam dwójkę dzieci. Pracowałam jako nauczycielka polskiego. Życie płynęło zwyczajnie – święta, wakacje nad morzem, choroby dzieci, pogrzeb teścia. A jednak coś we mnie zawsze tęskniło.
Gdy skończyłam sześćdziesiąt lat i dzieci wyfrunęły z domu, poczułam pustkę. Marek zmarł dwa lata wcześniej na raka płuc. Zostałam sama z kotem i wspomnieniami. Pewnej nocy obudziłam się z płaczem – śnił mi się Andrzej. Następnego dnia zaczęłam go szukać.
Internet okazał się łaskawy – znalazłam adres w Krakowie. Serce waliło mi jak szalone, gdy stałam przed jego domem na Podgórzu. Zadzwoniłam dzwonkiem. Drzwi otworzyła kobieta w moim wieku. Miała siwe włosy spięte w kok i znajome rysy twarzy.
– Dzień dobry… Szukam Andrzeja Nowaka – wydusiłam.
Kobieta spojrzała na mnie uważnie.
– A pani to…?
– Anna Kowalska. Dawna znajoma ze szkoły.
Przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem. W jej oczach zobaczyłam coś dziwnego – jakby cień rozpoznania.
– Proszę wejść – powiedziała cicho.
Weszłam do środka. W salonie na ścianie wisiały zdjęcia rodzinne – Andrzej z żoną i dwójką dzieci. Zamarłam na widok jednej z fotografii – dziewczyna na zdjęciu wyglądała jak młoda ja.
– To moja córka, Magda – powiedziała kobieta, zauważając moje spojrzenie.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy stole. Z kuchni dochodził zapach świeżo parzonej kawy.
– Andrzej… nie żyje od pięciu lat – powiedziała nagle kobieta. – Zginął w wypadku samochodowym pod Wieliczką.
Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg.
– Przykro mi… Nie wiedziałam…
Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu. Potem kobieta nachyliła się do mnie.
– Wie pani… Andrzej często o pani mówił. Nawet po tylu latach. Czasem miałam wrażenie, że nigdy pani nie zapomniał.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Ja też nie…
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i weszła młoda kobieta – ta sama ze zdjęcia.
– Mamo, kto to? – zapytała.
– To pani Anna… dawna znajoma taty.
Magda spojrzała na mnie uważnie.
– Pani jest bardzo podobna do mojej mamy…
Zadrżałam. W głowie zaczęły mi się układać pytania, których nigdy nie miałam odwagi zadać.
Po chwili rozmowy Magda wyszła z pokoju. Zostaliśmy same z żoną Andrzeja.
– Pani Anna… czy pani i Andrzej…? – zaczęła nieśmiało.
Skinęłam głową.
– Byliśmy kiedyś bardzo blisko…
Kobieta westchnęła ciężko.
– Wie pani… Kiedy poznałam Andrzeja, był już inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam. Często patrzył gdzieś daleko przez okno i pisał listy, których nigdy nie wysyłał. Znalazłam kiedyś jeden… był zaadresowany do pani.
Serce ścisnęło mi się z żalu i tęsknoty za tym, co mogło być.
– Dlaczego pani przyszła po tylu latach? – zapytała cicho.
Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią.
– Chciałam zamknąć pewien rozdział. Zrozumieć, czy to wszystko miało sens…
Kobieta uśmiechnęła się smutno.
– Może czasem lepiej zostawić przeszłość w spokoju?
Wyszłam z jej domu z ciężkim sercem i głową pełną pytań. Czy dobrze zrobiłam? Czy miałam prawo burzyć czyjś spokój tylko po to, by odnaleźć własny?
Wieczorem zadzwoniła do mnie Agnieszka.
– I co, mamo? Znalazłaś to, czego szukałaś?
Patrzyłam przez okno na rozświetlone ulice Krakowa i czułam łzy na policzkach.
– Nie wiem… Może czasem lepiej nie wracać do tego, co minęło… Ale czy można naprawdę żyć dalej bez odpowiedzi na pytania sprzed lat?
A wy? Czy odważylibyście się wrócić do swojej pierwszej miłości po tylu latach? Czy warto szukać zamknięcia dawnych spraw, nawet jeśli mogą zaboleć?