Wyjście z cienia: Historia Magdy i jej walki o siebie
– Magda, znowu nie kupiłaś mleka? – głos Krzyśka odbił się echem w kuchni, gdy wróciłam do domu po dwunastogodzinnej zmianie w szpitalu. Stał przy lodówce w rozciągniętym dresie, z miną obrażonego dziecka. – Przecież mówiłem ci rano!
Zacisnęłam zęby, czując jak narasta we mnie fala frustracji. Ostatnie tygodnie były niekończącym się pasmem zmęczenia – praca na oddziale, dom, rachunki, gotowanie, sprzątanie. Krzysiek od miesięcy nie mógł znaleźć pracy, a jego jedynym zajęciem było przesiadywanie przed komputerem i narzekanie na świat. Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną dorosłą osobą w tym domu.
– Przepraszam, zapomniałam – odpowiedziałam cicho, zdejmując płaszcz. – Byłam dziś na dyżurze od szóstej rano.
– No tak, zawsze masz wymówkę – burknął i trzasnął drzwiczkami lodówki. – Gdybyś trochę bardziej się starała…
W tej chwili coś we mnie pękło. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie pozwoliłam im spłynąć. Nie przy nim. Zamiast tego weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o zimne kafelki i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Zmęczona twarz, podkrążone oczy, włosy związane w niedbały kucyk. Gdzie podziała się ta radosna Magda sprzed kilku lat?
Wróciłam myślami do czasów studiów. Byłam wtedy pełna marzeń i planów – chciałam pomagać ludziom, podróżować, rozwijać się. Krzysiek był wtedy inny: zabawny, czuły, pełen energii. Ale z czasem coś się zmieniło. On utknął w miejscu, a ja biegłam coraz szybciej, próbując utrzymać naszą codzienność na powierzchni.
Wieczorem zadzwoniła mama.
– Magda, kochanie, jak się czujesz? – zapytała ciepłym głosem.
– Dobrze, mamo – skłamałam automatycznie.
– Słyszałam od cioci Eli, że znowu byłaś na dyżurze całą noc. Ty się wykończysz! A Krzysiek? Pomaga ci chociaż trochę?
Zawahałam się. Mama nigdy nie przepadała za Krzyśkiem, ale zawsze starała się być delikatna.
– Jest mu ciężko… – zaczęłam niepewnie.
– Tobie też jest ciężko! – przerwała mi stanowczo. – Magda, musisz pomyśleć o sobie. Nie możesz wszystkiego dźwigać sama.
Po rozmowie długo leżałam w łóżku, patrząc w ciemność. Słowa mamy krążyły mi po głowie jak natrętne muchy. Czy naprawdę muszę wszystko dźwigać sama? Czy to jest życie, o którym marzyłam?
Następnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Krzysiek siedział przed komputerem i grał w jakąś grę. Nawet nie spojrzał na mnie.
– Krzysiek, musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
Westchnął ciężko i odwrócił się na krześle.
– O czym znowu?
– O nas. O tym, że tak dalej być nie może. Jestem zmęczona… wszystkim. Pracuję na dwa etaty, a ty nawet nie próbujesz znaleźć pracy. Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz zrobiłeś coś dla nas.
Spojrzał na mnie z irytacją.
– Przesadzasz. Przecież szukam pracy! Po prostu nie ma nic sensownego.
– Szukasz? Od miesięcy widzę tylko twoje CV na pulpicie! – głos mi zadrżał. – Ja już nie daję rady…
Wybiegłam z pokoju zanim zobaczył moje łzy. Wyszłam na balkon i głęboko oddychałam zimnym powietrzem. Wtedy podjęłam decyzję: muszę coś zmienić. Dla siebie.
Przez kolejne dni byłam jak cień samej siebie. W pracy koleżanki pytały, czy wszystko w porządku. Nawet pacjenci zauważali moją przygaszoną minę.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie siostra Krzyśka.
– Magda… wiem, że jest ci ciężko – zaczęła niepewnie. – Krzysiek zawsze był trochę… pogubiony. Ale może powinnaś dać mu jeszcze szansę?
– Dawałam mu szansę przez ostatnie dwa lata – odpowiedziałam cicho. – Teraz muszę pomyśleć o sobie.
Wiedziałam już, co muszę zrobić. Następnego dnia po pracy spakowałam kilka rzeczy do torby i pojechałam do mamy.
– Magda… co się stało? – zapytała zaniepokojona.
– Muszę odpocząć… od wszystkiego – wyszeptałam i rozpłakałam się w jej ramionach jak mała dziewczynka.
Przez kilka dni spałam po dziesięć godzin na dobę. Mama gotowała mi ulubione zupy, a ja powoli odzyskiwałam siły. Zaczęłam chodzić na długie spacery po parku i pierwszy raz od dawna poczułam spokój.
Krzysiek dzwonił codziennie, wysyłał wiadomości: „Wróć”, „Nie dam sobie rady bez ciebie”, „Obiecuję, że się zmienię”. Ale ja już wiedziałam, że to tylko słowa.
Pewnego popołudnia spotkałam się z przyjaciółką ze studiów.
– Magda, zawsze byłaś silna – powiedziała mi przy kawie. – Może teraz czas być silną dla siebie?
Te słowa zapadły mi głęboko w serce.
Po dwóch tygodniach wróciłam do mieszkania tylko po to, by zabrać resztę rzeczy. Krzysiek siedział na kanapie ze spuszczoną głową.
– Naprawdę odchodzisz? – zapytał szeptem.
– Tak… Muszę zacząć żyć dla siebie – odpowiedziałam spokojnie.
Nie było już krzyków ani łez. Tylko cisza i ulga.
Dziś mija pół roku od tamtego dnia. Wynajmuję małe mieszkanie blisko szpitala, mam więcej czasu dla siebie i powoli uczę się być szczęśliwa sama ze sobą. Czasem jeszcze budzę się w nocy z lękiem: czy dobrze zrobiłam? Ale potem patrzę w lustro i widzę kobietę, która odzyskała siebie.
Czy naprawdę trzeba przejść przez tyle bólu, żeby nauczyć się kochać siebie? Ile kobiet jeszcze tkwi w takich związkach jak mój? Może moja historia pomoże komuś podjąć pierwszy krok ku wolności.