„Zapomnijmy o tych pieniądzach. Tata tyle nam pomagał z dziećmi, niech dług będzie spłacony” — historia rodzinnych dylematów i niewypowiedzianych żalów

– Emilka, przecież tata tyle nam pomagał z dziećmi. Może po prostu zapomnijmy o tych pieniądzach? – głos Marka rozbrzmiewał w kuchni, kiedy kroiłam marchewkę na zupę. Zatrzymałam nóż w połowie ruchu. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał razem ze mną.

– Jak to „zapomnijmy”? – powtórzyłam cicho, czując jak w gardle rośnie mi gula. – To nie są drobne na lody, Marek. To były nasze oszczędności na mieszkanie!

Marek westchnął i podszedł do mnie bliżej. – Wiem, ale tata naprawdę nam pomaga. Bez niego nie dalibyśmy rady z Antosiem i Zosią, kiedy oboje pracujemy. Poza tym… chyba nie chcesz ciągle mu wypominać tych pieniędzy?

Oparłam się o blat i spojrzałam przez okno na podwórko, gdzie mój tata właśnie huśtał dzieci. Ich śmiech niósł się aż do kuchni. Przez moment poczułam ukłucie winy. Ale zaraz potem wróciły wspomnienia: te wszystkie wieczory, kiedy liczyliśmy z Markiem każdy grosz, odkładając na własny kąt. Te rozmowy z tatą przy stole, kiedy zapewniał: „Oddam wam wszystko w przyszłym roku, córeczko. Słowo honoru.”

Ale przyszły rok nigdy nie nadszedł.

Pamiętam dzień, kiedy tata przyszedł do nas z prośbą o pożyczkę. Było tuż po naszym ślubie. Siedzieliśmy w salonie, a on nerwowo obracał w dłoniach kubek z herbatą.

– Emilko, Marek… wiem, że to dużo proszę. Ale mam pomysł na biznes życia. Potrzebuję tylko trochę wsparcia na start. Obiecuję, oddam wam wszystko z pierwszego zysku.

Wtedy nie miałam wątpliwości. Tata był dla mnie zawsze wzorem – przedsiębiorczy, zaradny, zawsze gotowy pomóc innym. Pożyczyliśmy mu prawie trzydzieści tysięcy złotych – nasze całe oszczędności.

Ale firma nie wypaliła. Tata próbował jeszcze przez rok, potem zamknął interes i wrócił do pracy w warsztacie samochodowym. O długu rozmawialiśmy coraz rzadziej. Z czasem temat stał się niewygodny – dla niego i dla mnie.

A potem urodziła się Zosia, potem Antoś. Tata był przy nas od początku – odbierał dzieci z przedszkola, gotował obiady, zostawał z nimi, kiedy byliśmy w pracy albo kiedy chorowały.

Ale za każdym razem, gdy patrzyłam na niego bawiącego się z wnukami, czułam ukłucie żalu. Czy naprawdę mogę uznać te pieniądze za „spłacone” tylko dlatego, że pomaga nam z dziećmi?

Wieczorem tego samego dnia usiedliśmy z Markiem przy stole.

– Emilka, ja wiem, że to trudne – zaczął ostrożnie. – Ale zobacz: ile byśmy musieli zapłacić opiekunce przez te wszystkie lata? Tata robi to z serca. Może już czas odpuścić?

– A co jeśli kiedyś będziemy potrzebować tych pieniędzy? – zapytałam cicho. – Albo jeśli tata przestanie nam pomagać? Co wtedy?

Marek wzruszył ramionami.

– Wtedy będziemy musieli sobie poradzić inaczej. Ale chyba nie chcesz żyć w ciągłym poczuciu żalu do własnego ojca?

Nie spałam tej nocy prawie wcale. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem wyrodną córką, bo chcę odzyskać swoje pieniądze? Czy jestem naiwną córką, bo pozwalam tacie „spłacić” dług opieką nad wnukami?

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z tatą.

Siedział na tarasie z kubkiem kawy i patrzył na dzieci bawiące się w piaskownicy.

– Tato…

Spojrzał na mnie uważnie.

– Tak?

Zebrałam się w sobie.

– Chciałam porozmawiać o tych pieniądzach… które ci pożyczyliśmy z Markiem po ślubie.

Tata spuścił wzrok.

– Wiem, Emilko. Przepraszam cię za to wszystko. Myślałem, że dam radę… Ale życie napisało inny scenariusz.

– Marek mówi, żebyśmy uznali dług za spłacony… bo tyle nam pomagasz z dziećmi.

Tata milczał przez chwilę.

– Ja nigdy nie chciałem być ciężarem – powiedział cicho. – Pomagam wam, bo was kocham. Nie dlatego, żeby coś odpracować.

Poczułam łzy pod powiekami.

– Wiem… Ale ja też czuję się rozdarta. Bo te pieniądze były dla nas ważne. A teraz czuję się winna nawet o nich myśląc.

Tata uśmiechnął się smutno.

– Emilko… czasem trzeba wybrać: albo pieniądze, albo spokój w rodzinie. Ja już nie oddam ci tych pieniędzy. Ale mogę być dla was zawsze wtedy, kiedy mnie potrzebujecie.

Przytuliłam go mocno i poczułam ulgę… ale też pustkę. Bo wiedziałam już, że tych pieniędzy nigdy nie zobaczę.

Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Staram się nie wracać do tematu długu. Tata nadal pomaga nam z dziećmi i widzę, jak bardzo je kocha. Ale czasem wieczorami pytam siebie: czy można wycenić rodzinne relacje? Czy powinnam była walczyć o swoje prawa… czy raczej o spokój ducha?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można naprawdę „zapomnieć” o takich pieniądzach tylko dlatego, że ktoś jest bliski?