Zemdlałam na Rodzinnym Spotkaniu, Bo Mąż Nie Pomagał z Naszym Noworodkiem – Czy To Już Koniec Naszej Rodziny?

– Magda, wszystko w porządku? – usłyszałam głos mojej mamy, zanim świat wokół mnie zawirował i zapadłam się w ciemność. Ocknęłam się na kanapie w salonie rodziców, z zimnym kompresem na czole. Nad sobą zobaczyłam zatroskaną twarz mamy i roztrzęsioną ciocię Basię, która szeptała coś o pogotowiu. W kącie pokoju mój mąż, Tomek, stał z założonymi rękami, jakby to wszystko go nie dotyczyło. Nasz dwumiesięczny synek, Staś, płakał w wózku.

To był drugi dzień świąt Wielkanocnych. Rodzinny gwar, zapach żurku i pieczonej szynki, dzieci biegające po mieszkaniu. A ja – na skraju wytrzymałości. Od dwóch miesięcy nie przespałam ani jednej nocy w całości. Tomek wracał późno z pracy, a kiedy już był w domu, twierdził, że jest zmęczony i musi odpocząć. „Przecież ty jesteś na macierzyńskim, masz czas się zdrzemnąć w dzień” – powtarzał mi z irytacją. Nie rozumiał, że Staś spał tylko na moich rękach, a kiedy próbowałam go odłożyć, budził się z krzykiem.

Przed świętami miałam nadzieję, że rodzina zauważy moje zmęczenie i może Tomek się zawstydzi. Ale on grał rolę idealnego ojca – uśmiechał się do wszystkich, pokazywał zdjęcia synka na telefonie, a kiedy ktoś proponował mu pomoc przy dziecku, odmawiał: „Magda świetnie sobie radzi”. Nikt nie widział, jak płaczę nocami w łazience, żeby nie obudzić Stasia.

W dzień spotkania wszystko się spiętrzyło. Staś płakał niemal bez przerwy, miał kolki. Próbowałam go uspokoić, nosiłam na rękach, śpiewałam kołysanki. Tomek siedział przy stole z kuzynami i śmiał się z ich żartów. Kiedy poprosiłam go o pomoc:

– Tomek, możesz go ponosić? Ja już nie mam siły…
– Magda, przecież widzisz, że rozmawiam! Daj spokój, nie przesadzaj.

Wtedy poczułam, jak ogarnia mnie fala bezsilności. Wszyscy patrzyli na mnie – matka Polka, która nie radzi sobie z własnym dzieckiem. Zrobiło mi się ciemno przed oczami.

Po omdleniu mama zaproponowała mi herbatę z cukrem. Ciocia Basia przyniosła koc. Tylko Tomek stał z boku i patrzył na mnie chłodno.

– Przesadzasz – powiedział cicho, kiedy zostaliśmy sami w kuchni. – Każda matka jest zmęczona. Nie musisz robić z tego dramatu.

Poczułam wtedy coś pękającego we mnie. Przez całe życie byłam tą silną – pomagałam innym, godziłam rodzinne konflikty, dbałam o wszystkich wokół. Teraz sama potrzebowałam pomocy i nikt tego nie widział.

Wieczorem wróciliśmy do domu. Staś zasnął po długim płaczu. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać tak cicho, żeby nie obudzić dziecka. Tomek przyszedł do sypialni dopiero po godzinie.

– Magda, musisz się ogarnąć – rzucił bez emocji. – Nie mogę przez ciebie zaniedbywać pracy.

– A ja? – zapytałam drżącym głosem. – Ja już nie mam siły…

– Przesadzasz – powtórzył tylko i wyszedł.

Przez kolejne dni czułam się coraz bardziej samotna. Mama dzwoniła codziennie:

– Córeczko, może przyjedziesz do nas na kilka dni?

Ale nie chciałam uciekać od problemu. Chciałam walczyć o naszą rodzinę. Tylko czy miałam jeszcze siłę?

Zaczęłam czytać fora dla młodych mam. Okazało się, że nie jestem sama – wiele kobiet pisało o tym samym: o mężach, którzy nie rozumieją ich zmęczenia; o rodzinach oczekujących perfekcji; o poczuciu winy i wstydu.

Pewnej nocy Staś miał gorączkę. Bałam się sama jechać na SOR. Obudziłam Tomka:

– Tomek, proszę… Staś ma 38,9! Musimy jechać do szpitala!

Wstał niechętnie, ale pojechał ze mną. W poczekalni siedział ze spuszczoną głową.

– Przepraszam – powiedział nagle cicho. – Nie wiedziałem, że aż tak ci ciężko.

Nie odpowiedziałam. Było mi wszystko jedno.

Po powrocie do domu przez kilka dni próbował pomagać przy dziecku. Ale potem wszystko wróciło do normy: on – praca i komputer; ja – dziecko i łzy.

Zaczęłam myśleć o rozwodzie. Bałam się tej myśli bardziej niż czegokolwiek innego. Ale jeszcze bardziej bałam się tego życia w samotności obok kogoś.

Dziś piszę to wszystko z nadzieją na odpowiedź od innych kobiet – czy to już koniec naszej rodziny? Czy można jeszcze uratować coś, co tak bardzo boli? Czy warto walczyć o kogoś, kto nie widzi twojego cierpienia?

Czasem patrzę na Stasia i myślę: dla niego muszę być silna. Ale czy sama matczyna siła wystarczy? Czy ktoś z was też czuł się kiedyś tak bardzo samotny we własnej rodzinie?