Błagam sąsiada o pomoc dla mamy i brata – nie uwierzycie, co się wydarzyło!
— Panie Nowak, proszę… ja naprawdę nie mam już do kogo się zwrócić — mój głos drżał, a dłonie ściskały pasek starej torby. Stałam na progu jego domu, czując się mniejsza niż kiedykolwiek. W środku czułam wstyd i strach, bo przecież zawsze powtarzałam sobie, że dam radę sama. Ale dziś nie miałam wyboru.
Mama płakała w kuchni, próbując ukryć łzy przed Kubą. Mój brat miał atak padaczki poprzedniej nocy. Nasz samochód, stary fiat, odmówił posłuszeństwa akurat wtedy, gdy najbardziej go potrzebowaliśmy. Kuba musiał jechać na rehabilitację, a autobus nie wchodził w grę — jego stan był zbyt poważny. Mama próbowała zadzwonić do znajomych, ale wszyscy byli w pracy albo nie odbierali. Zostałam tylko ja.
Pan Nowak był naszym sąsiadem od lat. Zawsze widziałam go zza płotu — elegancki, z nowym samochodem, z żoną w modnych ubraniach i dziećmi w prywatnej szkole. Nigdy nie rozmawialiśmy dłużej niż „dzień dobry”. Wydawał mi się zimny i obojętny na wszystko poza własnym światem. Ale dziś musiałam poprosić go o pomoc.
Otworzył drzwi i spojrzał na mnie zaskoczony. Przez chwilę milczał, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
— Co się stało? — zapytał w końcu.
Opowiedziałam mu wszystko jednym tchem. O Kubie, o samochodzie, o tym, że nie mamy jak zawieźć brata do szpitala. Czułam, jak policzki mi płoną ze wstydu.
Pan Nowak przez chwilę patrzył na mnie uważnie. Potem skinął głową.
— Daj mi pięć minut — powiedział krótko i zamknął drzwi.
Stałam na ganku, czując się jak intruz. Słyszałam śmiech jego dzieci przez okno. Zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam. Może powinnam była jeszcze raz spróbować zadzwonić do kogoś innego?
Po chwili pan Nowak wyszedł z kluczami w ręku.
— Chodź — rzucił krótko.
W samochodzie panowała cisza. Jechaliśmy przez miasto, mijając ludzi spieszących się do pracy. Czułam się nieswojo w jego nowym aucie pachnącym skórą i perfumami. On milczał, skupiony na drodze.
— Przepraszam, że tak nagle… — zaczęłam nieśmiało.
— Nie przepraszaj — przerwał mi stanowczo. — Każdy czasem potrzebuje pomocy.
Zawieźliśmy Kubę do szpitala. Pan Nowak pomógł mi go przenieść z wózka na nosze. Był spokojny i opanowany, zupełnie inny niż sobie wyobrażałam. Gdy lekarze zajęli się Kubą, usiedliśmy z mamą na korytarzu. Mama była blada i wyczerpana.
— Dziękuję panu… — wyszeptała.
Pan Nowak tylko skinął głową i powiedział: — Proszę dać znać, jeśli będzie trzeba coś jeszcze.
Myślałam, że na tym się skończy. Ale następnego dnia pan Nowak zapukał do naszych drzwi.
— Przyniosłem wam trochę zakupów — powiedział, stawiając torby na stole. — I… jeśli trzeba będzie gdzieś pojechać z Kubą, proszę dzwonić.
Mama patrzyła na niego z niedowierzaniem. Ja też nie mogłam uwierzyć. Przez kolejne dni pan Nowak pomagał nam coraz częściej — raz zawiózł mamę do urzędu, innym razem przywiózł leki dla Kuby. Jego żona zaczęła wpadać z obiadem albo ciastem dla nas.
Z czasem zaczęliśmy rozmawiać coraz więcej. Okazało się, że pan Nowak sam kiedyś stracił brata w wypadku samochodowym. Przez lata nie potrafił o tym mówić. Teraz zrozumiałam jego zamknięcie i dystans do ludzi.
Pewnego wieczoru siedzieliśmy razem przy herbacie. Mama opowiadała o dawnych czasach, a pan Nowak słuchał uważnie.
— Wie pani… — zaczął cicho — czasem człowiek zamyka się w sobie tak bardzo, że nawet nie zauważa, jak bardzo inni go potrzebują.
Patrzyłam na niego i widziałam już nie bogatego sąsiada zza płotu, ale człowieka z własnym bólem i historią.
Nasze życie zaczęło się zmieniać. Mama odzyskała trochę sił, bo miała wsparcie. Kuba częściej się uśmiechał — pan Nowak zabierał go czasem na krótkie przejażdżki po okolicy. Ja sama poczułam ulgę — już nie musiałam być zawsze silna i niezależna.
Ale nie wszystkim to się podobało. Pewnego dnia sąsiadka z naprzeciwka zaczepiła mnie pod sklepem:
— No proszę, Zosia! Teraz to już tylko z bogatymi się trzymacie? — rzuciła z przekąsem.
Poczułam ukłucie wstydu i złości jednocześnie.
— Nie chodzi o pieniądze — odpowiedziałam cicho. — Chodzi o to, że czasem trzeba sobie pomagać.
Wieczorem opowiedziałam o tym mamie. Uśmiechnęła się smutno:
— Ludzie zawsze będą gadać, Zosiu. Najważniejsze to wiedzieć, kto jest naprawdę przy tobie.
Dziś wiem jedno: pozory potrafią bardzo mylić. Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że pan Nowak stanie się naszym przyjacielem i wsparciem — nie uwierzyłabym. Czasem trzeba przełamać własną dumę i poprosić o pomoc, nawet jeśli wydaje się to niemożliwe.
Patrzę teraz na Kubę bawiącego się z dziećmi pana Nowaka w ogrodzie i myślę: ile jeszcze takich murów budujemy wokół siebie? Ile razy oceniamy innych po pozorach? Może warto czasem zrobić pierwszy krok…